W marcu saldo wpłat i umorzeń do funduszy obligacji korporacyjnych wyniosło plus 719 mln zł (dane Analizy Online), a od początku roku 1,8 mld zł. Według naszych szacunków wartość emisji przeprowadzonych w tym czasie na rynku pierwotnym nie pokrywała tej kwoty. Obok wzmożonego ruchu na rynku wtórnym (w marcu obroty na nieskarbowej części Catalyst sięgnęły 800 mln zł), rodzi to także inne konsekwencje.

Funduszom bynajmniej nie jest na rękę sytuacja, w której emitenci spłacają obligacje nie wyciągając jednocześnie ręki po nowe środki, ponieważ oznacza ona przypływ gotówki, której i tak zarządzającym nie brakuje (z wpłat klientów). W konsekwencji emitentom może być łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej prowadzić rozmowy o refinansowaniu czy rolowaniu obligacji, nawet jeśli sprawa dotyczy spółki o niestabilnej sytuacji finansowej. Aby nie zakłócić dobrej passy, która trwa przecież dopiero od kilku miesięcy, zarządzający będą chcieli uniknąć bankructw i odpisów aktywów, które się z tym wiążą, dlatego tak długo, jak długo jest nadzieja, że wydłużenie terminu spłaty może przynieść dobre efekty, tak długo będą zapewne bardziej skłonni do rolowania długu niż do udzielania odmownej odpowiedzi.

Osobną konsekwencją jest łatwość zamykania emisji obligacji wszędzie tam, gdzie parametry dobrane są sensownie, a jakość emitenta jest większa niż papierowa. Bardzo ciekawie zapowiada się w tej sytuacji dalszy rozwój wydarzeń na rynku pierwotnym w sytuacji, gdy nowa ustawa o emisjach publicznych (wchodzi w życie od 23 kwietnia) praktycznie uniemożliwia dalsze prowadzenie emisji publicznych bez sporządzenia prospektu emisyjnego i zatwierdzenia go przez KNF. Emisje publiczne bez prospektu będą dostępne wyłącznie od minimalnego zapisu o równowartości 100 tys. EUR i – uwaga – nie będą mogły być promowane, przy czym nawet informacje o nich będą uznawane za element promocji.

Emisje tego rodzaju w praktyce będą mogły być adresowane niemal wyłącznie do inwestorów instytucjonalnych (inna droga to oferowanie „na ślepo” papierów inwestorom detalicznym) i choć obecna sytuacja funduszy sprzyja takiemu myśleniu (emisje kierowane tylko do instytucji są tańsze w organizacji), to z drugiej strony taka konstrukcja szybko przełożyłaby się na spadek obrotów na Catalyst, gdzie inwestorzy detaliczni są siłą napędową transakcji (instytucje stosują strategię „kup i trzymaj” do wykupu lub bankructwa), a w konsekwencji do spadku zainteresowania całym rynkiem (w tym funduszami). Dlatego należy założyć, że konsekwencją będzie wzrost liczby emisji obligacji przeprowadzanych na podstawie prospektu emisyjnego, co oznaczać może generalnie ułatwiony dostęp do emisji ze strony drobnych inwestorów lub – zamiennie – wzrostu popularności ofert prywatnych, skoro publiczne emisje bez prospektu nie będą miały praktycznego sensu.

Reklama

Sam tydzień na Catalyst nie należał do burzliwych. Sezon publikacji raportów rocznych już niemal się zakończył (pozostały pojedyncze spółki, które notowane są wyłącznie na Catalyst), a kwartalnych jeszcze nie rozpoczął. Z wydarzeń tygodnia zwróciłbym tylko uwagę na debiut nowej serii Kruka – KRU0317 – która pojawiła się na rynku miesiąc po emisji, co jest rekordowym czasem tego emitenta. Szybko znalazł się inwestor, który gotów był sprzedać obligacje po 101,3-101,4, a więc o dobry punkt procentowy poniżej wyceny innych serii Kruka o identycznych parametrach. Podaż została wchłonięta (piątkowa oferta sprzedaży pochodzi już od animatora przy cenie 101,8), a inwestor, który sprzedawał osiągnął ponad 20 proc. rentowności w skali roku. Kupujący od niego mogli liczyć na korzystniejszą cenę niż innych serii, a więc na wyższą rentowność. Ponieważ operacja zakończyła się powodzeniem można założyć, że będziemy świadkami podobnych działań także w przyszłości z korzyścią dla płynności rynku i inwestorów.