Przemyska spółka jest w tej chwili jednym z najbardziej łakomych kąsków na naszym rynku. Obok Dr Ireny Eris czy Miraculum, Inglot należy do najlepiej rozpoznawalnych marek za granicą. W kraju jest w czołówce graczy, nie tylko pod względem produkcji, lecz także sprzedaży, która ogółem za 2012 r. wyniosła 19 mld zł.

>>> Czytaj również: "FT": Wojciech Inglot - chemik, który rozjaśnił polską rzeczywistość

– Nie oznacza to, że nie zgłaszają się do nas przedsiębiorstwa, które chciałyby nawiązać z nami współpracę na zasadzie sojuszu lub wręcz przejąć markę. Tak dzieje się już od trzech lat – dodaje Zbigniew Inglot, członek rady nadzorczej w firmie, która należy teraz do niego oraz jego siostry Elżbiety. Nie chce ujawnić, o jakie firmy chodzi, zasłaniając się tajemnicą handlową. Zdradza tylko, że są wśród nich koncerny z pierwszych stron gazet.
– Nie wykluczamy, że w przyszłości damy się skusić na jedną z tych ofert. Nastąpi to jednak najwcześniej za pięć lat. Wówczas przy utrzymaniu obecnego tempa rozwoju powinniśmy mieć już ok. 500 sklepów za granicą, co zapewni rozpoznawalność i znajomość naszej marki – uważa Zbigniew Inglot. – Na razie traktujemy więc sprawę ambicjonalnie. Chcemy pokazać, że my, ludzie ze Wschodu, też potrafimy odnieść międzynarodowy sukces – dodaje.
Reklama
Firma może sobie pozwolić na takie podejście, bo ma pieniądze na rozwój. W 2011 r. jej przychody wyniosły 150,5 mln zł, czyli o 40 proc. więcej niż w 2010 r. Zysk netto zwiększył się z 5,9 do 15,1 mln zł.
– Wszelkie koszty od początku działania firmy, czyli od ponad 20 lat, pokrywamy z zysków – podkreśla Zbigniew Inglot. Faktycznie spółka nie ma żadnego długu w postaci kredytów oraz obligacji.

>>> Polecam6y: Polskie kosmetyki padły ofiarą spowolnienia

Tak jak w latach poprzednich firma wyda w tym roku kilkanaście milionów złotych na nowe projekty. Najwięcej pochłoną kolejne sklepy, które będą otwierane przede wszystkim za granicą. Umocnienie pozycji marki w świecie to w tej chwili najważniejszy cel, jaki stawia sobie przedsiębiorstwo. Zagranicznych placówek jest już więcej niż krajowych. W zeszłym roku ich liczba zwiększyła się o 60 do 190, podczas gdy na rodzimym rynku firma ma 170 sklepów.
– Przewidujemy, że w tym roku liczba sklepów w innych krajach zwiększy się do 240. W Polsce zamierzamy uruchomić zaś około 30 nowych salonów – wylicza Zbigniew Inglot.
W tej chwili marka obecna jest w 50 krajach świata. Już wiadomo, że zadebiutuje na Filipinach, na których podpisała kontrakt na 10 salonów, oraz w Indonezji – tam w ciągu pięciu lat ma zostać uruchomionych 29 placówek. Ponadto firma pojawi się w Peru, na Islandii, w Norwegii i może Tunezji. Niewykluczone jest wejście do Hongkongu.
Wśród inwestycji zaplanowanych na ten rok jest rozbudowa fabryki w Przemyślu o dział produkcji pomadek.
– Coraz poważniej myślimy o budowie fabryki za granicą. To, gdzie ona powstanie, zależy od tego, na którym z rynków osiągniemy największy wolumen sprzedaży. Dobrze pod tym względem rokują Indie i Brazylia, która kusi specjalnymi strefami ekonomicznymi – mówi Zbigniew Inglot.
369 sklepów liczy obecnie sieć pod logo Inglot
90–100 sklepów otwiera rocznie firma