Obecnie modnie jest mówić, że era szybkiego wzrostu rynków wschodzących dobiegła końca. W miarę jak wzrost gospodarczy powrócił do USA, koszt globalnego kapitału będzie rósł, wstrzymując tym samym inwestycje. W obliczu powyższego najlepsze co mogą teraz robić rynki wschodzące to unikać kolejnego kryzysu.

Jeśli przyjmiemy ten punkt widzenia, Indie mogą wydawać się świetnym przykładem: rosnący deficyt finansów publicznych, coraz wyższe potrzeby pożyczkowe kraju, trwała inflacja i słaba waluta.

Osobiście wcale tak nie myślę. Ogólnie rzecz biorąc, opinia o końcu rynków wschodzących jest mocno przesadzona. Indie mogłyby tu posłużyć za świetny przykład dla wszelkiej maści pesymistów.

W ubiegłym tygodniu odwiedziłem na krótko premiera indyjskiego stanu Gudźarat Narendrę Modi’ego. Modi poprosił mnie o zaprezentowanie, jak Indie mogłyby wykorzystać swój wciąż gigantyczny potencjał. 5 lat temu z Tusharem Poddarem zajmowaliśmy się dokładnie takim samym tematem w napisanym wspólnie artykule pt. „Ten Things for India to Achieve its 2050 Potential”. Uderzyło mnie, że pięć lat od napisania tego tekstu nasze ówczesne rekomendacje w zasadzie nie potrzebują żadnych zmian i wciąż pozostają aktualne.

Reklama

>>> Czytaj też: Kraje BRIC wypadają z inwestycyjnej mapy świata?

Wspierając wzrost

Tak jak wszyscy Indyjczycy, Narendra Modi uwielbia akronimy. Ja również. Podziwiam jego „MG” – minimum rządu, maksimum zarządzania (minimum government, maximum governance) oraz P2G2 - pro-active, pro-people, good governance. Hasła te całkiem dobrze oddają obecny stan rzeczy. To nie przypadek, że Gudźarat uniknął spowolnienia gospodarczego, które dotknęło Indie. Stan Gudźarat rozwija się w tempie dwa razy wyższym niż reszta kraju.

Wzrost gospodarczy w perspektywie długoterminowej zależy tylko od dwóch czynników – liczby pracowników oraz od ich wydajności. Demografia Indii jest godna uznania. Kraj ten jest na drodze do tego, aby liczba siły roboczej wzrosła do 140 mln ludzi w latach 2000-2020. Wzrost ten równa się liczbie pracującej populacji Francji, Niemiec, Włoch i Wielkiej Brytanii razem wziętych.

>>> Polecamy: Akcje BRIC tracą nawet rodzimych inwestorów

Nawet ze wzrostem niewiele ponad 6 proc. rocznie, gospodarka Indii w 2050 roku mogłaby stać się 40 razy większa niż była w roku 2000. Do tego czasu będzie pewnie równie duża jak gospodarka USA, ale już nie większa niż gospodarka Chin.
Może być jednak jeszcze lepiej niż w zakreślonym powyżej scenariuszu. Wzrost bowiem bez wątpienia może przekraczać 8,5 proc. w ciągu całego tego okresu, a nawet 10 proc. w ciągu kolejnych 15-20 lat. Wymaga to jednak pewnych zmian.

Wszystko rozbija się o wydajność pracy. Indie obecnie wypadają gorzej niż Brazylia, Chiny, a nawet Rosja. Aby mogło się to zmienić, Delhi musi podjąć szereg zmian. Oto 10 najważniejszych z nich:

1. Ulepszenie zarządzania. Jest to prawdopodobnie najtrudniejsze i jednocześnie najważniejsze z zadań – warunek konieczny dla wszystkich innych zmian. Narendra Modi ma rację – bez względu na to, kto w 2014 obejmie władzę w kraju, Indie potrzebują maksimum zarządzania, minimum rządu. Największa na świecie demokracja nie ma sensu bez efektywnego rządu.

2. Naprawa szkolnictwa podstawowego i średniego. Co prawda można pod tym względem zauważyć pewien postęp, ale wciąż ogromna liczba ludzi znajduje się poza system szkolnictwa. Zasiadam w radzie globalnej organizacji Teach for All, która zachęca najwybitniejszych absolwentów, aby przynajmniej przez dwa lata nauczali w szkole. Dziś Indie maja 350 takich nauczycieli, a mogłyby mieć ich 350 tys. lub nawet więcej.

3. Reforma szkolnictwa wyższego. Indie mają zbyt mało świetnych instytucji. Indyjski udział w liście szanghajskiej (lista najlepszych uniwersytetów świata – przyp. red.) powinna być proporcjonalna do indyjskiego udziału w globalnym PKB, tj. ok. 10 uniwersytetów z tego kraju powinno się znaleźć na liście 500 (obecnie jest tylko jeden). Warto uczynić z tego oficjalny cel rządu.

4. Przyjęcie celu inflacyjnego i uczynienie zeń nowego centrum polityki makroekonomicznej kraju.

5. Prowadzenie polityki fiskalnej w oparciu o ramy średnio i długookresowe, być może z limitem wysokości deficytu budżetowego nie wyższym niż 3 proc. PKB oraz zadłużeniem publicznym nie wyższym niż 60 proc. PKB.

6. Zwiększenie handlu z sąsiadami. Indyjski eksport do Chin do 2050 roku mógłby zbliżyć się do prawie 1 bln dol. Indie mają również wymianę handlową na niskim poziomie z Bangladeszem i Pakistanem. Nie ma lepszej metody promocji pokojowych relacji niż zwiększanie handlu – zarówno importu jak i eksportu.

7. Liberalizacja rynków finansowych. Indie potrzebują dużych ilości kapitału zarówno wewnętrznego jaki i zagranicznego. Jest to potrzebne do lepszego funkcjonowania rynku kapitałowego oraz mądrzejszej alokacji kapitału.

8. Innowacje w rolnictwie. Co prawda Gudźarat nie jest typowym stanem, który opiera się o produkcję rolną, ale udało się tu wprowadzić takie inicjatywy jak np. „biała rewolucja” w produkcji mleka. Całe Indie wciąż w ogromnej mierze opierają się na rolnictwie i potrzebują gigantycznych zmian.

9. Budowa infrastruktury. Leciałem do Ahmedabadu przez Delhi, a potem z powrotem przez Mumbai. Wszystko odbyło się w ciągu jednego dnia. Choć udało mi się dotrzeć tam, gdzie planowałem, to jest oczywiste jak jeszcze dużo Indie muszą zrobić w tej sprawie. Warto przyjrzeć się sposobowi, w jaki rozbudowuje się infrastrukturę w Chinach.

10. Ochrona środowiska. Indie nie osiągną wzrostu gospodarczego rzędu 8,5 proc. PKB przez następne 30-40 lat, jeśli nie podejmą odpowiednich kroków na drodze ochrony środowiska oraz bardziej efektywnego wykorzystania energii i innych zasobów. Warto pod tym względem zachęcić sektor prywatny do inwestycji w technologie służące rozwojowi zrównoważonemu.

>>> Zobacz także: Goldman Sachs: w 2050 roku kraje BRIC zdominują światową gospodarkę

Jeśli projekt ten ruszy do przodu – będzie można określić znacznie więcej szczegółów. Dziś jednak wystarczy, aby powiedzieć, że Indie wciąż mają ogromny potencjał wzrostu, i wziąwszy pod uwagę wolę do działania, może on być uwolniony.

Jim O'Neill – pracownik grupy Goldman Sachs od 1995 do kwietnia 2013 roku. To on jest autorem słynnego akronimu BRIC, oznaczającego Brazylię, Rosję, Indie i Chiny. Zasiada w radzie brukselskiego Instytutu Beugela. W 1982 roku uzyskał doktorat z ekonomii na University of Surrey w Wielkiej Brytanii. Dziś mieszka w Londynie.