Tymczasem opozycja chce wykorzystać zamieszanie w partii rządzącej i polepszyć swoje notowania przed wrześniowymi wyborami.

Gillard przegrała wybory wewnątrzpartyjne stosunkiem głosów 57-45. Rudd zapewnił partii zwycięstwo w wyborach w 2007 r., a Gillard odebrała mu przywództwo w 2010 r., bo partyjni koledzy nie byli zachwyceni stylem rządzenia Rudda, który nie konsultował z nimi swoich decyzji.

Kevin Rudd, były dyplomata, powiedział, że wyciągnął wnioski ze swojej pierwszej kadencji na stanowisku premiera. Teraz czekają go wybory w kontekście pogarszających się perspektyw gospodarczych kraju, które skłoniły bank centralny do obniżenia stóp procentowych do rekordowo niskiego poziomu. Partia Pracy wybrała Rudda, bo sondaże wskazują, że ma większe szanse w wyborach z nim na czele niż z Gillard, ale i tak Tony Abbott z koalicji liberalno-narodowościowej ma nad nim przewagę. Partia Pracy przegrywa w sondażach o 14 punktów procentowych.

>>> Czytaj również: Premier Australii: trwałe osłabienie waluty byłoby bardzo dobre dla gospodarki

Reklama

- Nieco bardziej pozytywny wizerunek Partii Pracy pod przywództwem Rudda w oczach opinii publicznej zostanie poddany sprawdzianowi, bo zawsze był tylko hipotetyczny – stwierdził Peter Chen, wykładowca nauk politycznych z Uniwersytetu w Sydney. – Dopiero się okaże, czy przetrwa niezmordowaną i dobrze finansowaną kampanię opozycji, która użyje wszystkiego, co powiedziano o osobowości Rudda i tym podobnych argumentów.

Zmiany w rządzie

Nowy lider będzie musiał znaleźć ministrów na stanowiska opuszczone przez zwolenników Gillard. – Podejmuję się tego zadania z pokorą, jestem nim zaszczycony i przepełniony energią oraz świadomością celu – powiedział Rudd na konferencji w Canberrze wczoraj wieczorem. – Mam zamiar przewodzić rządowi, który jednoczy ludzi i wydobywa z nich to, co najlepsze.

Przywódca lewicy będzie musiał ułożyć program i zdecydować, czy kontynuować projekty, które powstały z inicjatywy Gillard. Warto zauważyć, że udało jej się dokonać więcej na czele rządu mniejszościowemu niż Ruddowi wcześniej w komfortowej sytuacji rządu większościowego.

Gillard zapowiedziała, że odejdzie z polityki po nadchodzących wyborach. W czasie swojej kadencji skupiła się na ulepszeniu szkolnictwa, zwiększeniu liczby osób z dostępem do szerokopasmowego internetu i podwyższeniu środków wydawanych na opiekę dla osób niepełnosprawnych.

12. gospodarka świata wkracza teraz w okres spowolnienia, pogarszają się perspektywy na rynku pracy i kończy się boom górniczy, co zwiększa szanse Abbotta.

>>> Polecamy: Ustrój Australii: odżywa debata nad ustrojem republikańskim

„Wysoko na skali desperacji”

Ponowny wybór Rudda jest „dość wysoko na skali desperacji i bez precedensu”, powiedział Haydon Manning – profesor nauk politycznych na Flinders University w Adelajdzie.

Jego wiarygodność zostanie zakwestionowana, bo 22 marca mówił, że „w żadnych okolicznościach” nie przejmie znowu przywództwa w Partii Pracy i zapewniał o swoim „stuprocentowym poparciu” dla Gillard. Rok wcześniej wygrała z nim w klubie parlamentarnym większością 71 do 31 głosów.

- Chcę powiedzieć Australijczykom, że zasługują na coś lepszego - podkreślał wczoraj Abbott. – W 2007 r. głosowaliście na Kevina, a dostaliście Julię. W 2010 r. głosowaliście na Julię, a dostaliście Kevina. Jeśli w 2013 r. będziecie głosować na Partię Pracy, to nie wiadomo, kogo dostaniecie.

Skandale

Rudd będzie musiał zmierzyć się nie tylko z antypatią partyjnych kolegów, którym nie podoba się przywództwo w jego wydaniu. Jeden z nich nazwał go „człowiekiem wielkiej słabości”, który poniżał swoich kolegów, gdy był premierem w latach 2007-2010. Musi także zatrzeć złe wrażenie po skandalach w partii. Największy dotyczył Craiga Thomsona. Byłemu sekretarzowi związku zawodowego pracowników służby zdrowia postawiono zarzut wykorzystywania środków związku do płacenia za usługi prostytutek w latach 2002-2007, jeszcze zanim został posłem. Thomson zrezygnował z członkostwa w partii, ale nadal zasiada w Parlamencie i zaprzecza zarzutom.

Wydaje się, że Ruddowi łatwiej będzie przekonać wyborców niż Gillard, uważa analityk z Monash University w Melbourne Nick Economou. Jest jednak „obosiecznym mieczem”, zaznacza analityk. – Był kiepskim szefem rządu, kiepskim liderem partyjnym i kiepskim dowódcą. Jest za to dobry na mównicy.

>>> Polecamy: Wyzwanie dla gospodarki Australii: przestać produkować dla Chin