W międzynarodowych rankingach amerykańskie uniwersytety wciąż są najlepsze. Dyplomy tych uczelni nie gwarantują już jednak sukcesu na rynku. To szok dla Amerykanów, zwłaszcza, że zdobycie wykształcenia jest najdroższe w historii. Zdaniem ekspertów system wyższej edukacji czeka rychła i gwałtowna rewolucja.

Amerykańskie uniwersytety tradycyjnie reprezentują ponad połowę w pierwszej setce najlepszych na świecie. Średnio osiem z nich zazwyczaj plasuje się w pierwszej dziesiątce — Harvard, MIT, Stanford, Yale, Berkeley, Princeton są zwykle w czołówce, Columbia, Chicago, Duke i Pennsylvania wymiennie w zależności od roku i kryteriów.

Pozycja ta przekładała się zawsze na gwarancję sukcesu absolwentów. Dyplom otwierał drzwi do kariery w najlepszych firmach Ameryki, rządowych instytucjach, był przepustką do awansu społecznego i dobrobytu - gwarantował zarobki wystarczające na zakup własnego domu i na wykształcenie dzieci. Wynagrodzenie było średnio dwukrotnie wyższe niż dochody niewykształconych. Taki model kształtował rozwój amerykańskiej klasy średniej od lat 30. ubiegłego wieku i zachwiał się dopiero obecnie.

Po raz pierwszy w historii dyplom wyższej uczelni nie jest już w USA gwarancją sukcesu. Grupa dotknięta dziś najwyższym bezrobociem to młodzi absolwenci college’ów i uniwersytetów. Bez pracy pozostaje ich procentowo ponad dwukrotnie więcej niż wynosi średnia dla całego społeczeństwa (16,3 proc. do 7,5 proc.), lub biorąc pod uwagę liczbę absolwentów. Jak podała Associated Press, aż 53,6 proc. absolwentów w ubiegłym roku nie dostało pracy.

Reklama

Kryzys gospodarczy trwający od pięciu lat jest pierwszą oczywistą przyczyną takiego bezrobocia. Równorzędną przyczyną, jak się okazuje, jest spadek jakości wykształcenia.

Cały artykuł czytaj na www.obserwatorfinasowy.pl.