Lideruje przetwórstwo przemysłowe: upadło 141 firm, o 26 proc. więcej niż w I połowie 2012 r.
Jedna czwarta z nich to producenci metali i wyrobów metalowych. Marcin Siwa, dyrektor ds. oceny ryzyka w Coface – firmie, która zebrała te dane – uważa, że problemy branży metalowej to efekt jej ścisłych związków z budowlanką, która też jest w kryzysie. Przychody niektórych firm metalowych spadły w tym roku o 30 proc.
– Borykają się też z nadwyżkami mocy produkcyjnych, które sięgają 30–40 proc. – zaznacza Siwa. Kolejny problem to wydłużanie się terminów płatności. Dystrybutorzy stali i metali na pieniądze z wystawionych faktur czekają o 3 dni dłużej niż przed rokiem. A w hutnictwie realny termin spłaty wydłużył się o 12 dni.
Na drugim miejscu po przemyśle jest handel, gdzie zbankrutowało 111 firm, o 14,5 proc. więcej niż przed rokiem. Najgorzej jest w handlu hurtowym, liczba bankructw zwiększyła się o jedną trzecią. – Trwa proces konsolidacji rynku. Wypadają z niego ci, którzy nie mogą przejmować lub są za mało atrakcyjni, by zostać przejętym. To brutalny proces, który pokazuje, kto nadaje się do tego, aby dalej działać w sektorze – komentuje Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
Reklama
Budownictwo – do niedawna lider upadłościowych statystyk – znalazło się na trzecim miejscu. Liczba bankrutów to 106, nieznacznie więcej niż przed rokiem (104).
– Za regres odpowiedzialne są dwa czynniki, które się na siebie nakładają. Zastój w budownictwie mieszkaniowym związany ze spadkiem popytu na mieszkania. I wyhamowanie nakładów inwestycyjnych na infrastrukturę – mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan, przez wiele lat właściciel firmy budowlanej.
Analitycy Coface zwracają uwagę na ciągłe problemy z płynnością firm budowlanych i prognozują, że ten rynek będzie się kurczył i pod względem wielkości przychodów może się zmniejszyć o 20–25 proc. w roku. Branży szkodzą głośne bankructwa, ostatnio upadek Alpine Bau. To utrwala brak zaufania do sektora.
Marcin Siwa ocenia, że w 2013 r. liczba bankructw polskich firm nadal będzie rosła, ale tempo przyrostu powinno dalej spadać. Choć liczba firm, jaka wypadła z rynku w pierwszej połowie roku, była największa od 7 lat, to wzrost liczby upadłości wyniósł jedynie 7 proc. W 2012 r. przeciętna dynamika wzrostu upadłości oscylowała wokół 20 proc.
Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ, uważa, że to sygnał stopniowego wychodzenia z dołka, w jakim znalazł się sektor przedsiębiorstw. Bezpośredni powód hamowania wzrostu liczby bankructw to koniec zaostrzania polityki kredytowej w bankach.
– Największe dokręcanie tej kredytowej śruby mieliśmy w 2012 r. Teraz może jeszcze banki nie rozluźniają swojej polityki, ale też jej nie zaostrzają. To powoduje, że część firm w kłopotach finansowych jest w stanie przetrwać – mówi Winek.
Spadku – albo przynajmniej stabilizacji – liczby bankructw spodziewa się też Jeremi Mordasewicz. Jak mówi, wiele zależy od tego, czy w gospodarce rzeczywiście nastąpi odbicie.
– Wiele wskazuje jednak na to, że najgorsze mamy za sobą. Ci, którzy nie zdołali się dostosować do spadającego popytu, będą się wykruszać, ale ich liczba nie powinna już rosnąć – mówi ekspert.
>>> Czytaj też: Chciwość - odwieczny motor gospodarki