Urodził się w 1960 r. w Polsce, wykształcił w Niemczech, mieszka na stałe w Anglii. – Prawdziwy Europejczyk – mówią o nim znajomi.
Znakomicie wyedukowany. Jest absolwentem Uniwersytetu w Dortmundzie, gdzie ukończył zintegrowane studia obejmujące trzy dziedziny: architekturę i planowanie przestrzenne, inżynierię wodną i lądową w budownictwie oraz produkcję/ekonomikę budownictwa.
– Polimex-Mostostal to pomimo kłopotów finansowych porządna marka. Nie tylko w Polsce, lecz także na rynkach międzynarodowych – przekonuje Sobisch. Jest pewien, że z tej firmy można stworzyć perłę budownictwa. W eksporcie Sobisch zamierza postawić szczególnie na rynki niemiecki i skandynawski.
Stoją za nim nie tylko wiedza, lecz także doświadczenie. W latach 1990–2010 pracował w koncernie Bilfinger Berger w Niemczech oraz Polsce. W latach 1998–2007 był m.in. prezesem należącej do Bilfinger spółki Hydrobudowa-6.
Od lipca 2012 r. do końca kwietnia tego roku był związany z Pol-Aquą, w której był prezesem i dyrektorem generalnym.
Reklama
Ma czworo dzieci, a z dwójką synów łączy go także wspólna pasja: piłka nożna. Często z nimi grywa. Można go również spotkać biegającego nad morzem. Ma też poczucie humoru. – Mój ulubiony zespół to Polonia Dortmund – żartuje.
Z takim człowiekiem Polimeksowi będzie łatwiej przetrwać na rynku – uważają eksperci.
Sobisch zastrzega jednak, że mimo iż sytuacja spółki nie jest kolorowa, to i tak nie zamierza walczyć o wszystkie kontrakty.
– Nie interesuje nas budownictwo mieszkaniowe i kubaturowe. Drogówkę tymczasem zamrażamy i będziemy obserwować. W tych sektorach jest za duża konkurencja i niskie marże. Chcemy być aktywni tam, gdzie realizowane są inwestycje technologiczne, takie jak np. budowa elektrowni – mówi Sobisch.
Tego typu kontrakty są o wiele bardziej rentowne. Umożliwiają maksymalizowanie zysków, a nie minimalizowanie strat. Liczą się tu szczególne kompetencje i fachowość.
– Kontrakty energetyczne są rentowne. W przyszłości dadzą one znaczące zyski, co pozytywnie odczują i z czego będą zadowoleni zarówno właściciele, jak i wierzyciele spółki – dodaje Sobisch.
Nie koncentruje się też na mało opłacalnych zleceniach podwykonawczych. Chce, żeby Polimex-Mostostal, także za granicą, grał pierwsze skrzypce.
– Skoro możemy w kraju budować elektrownie, to dlaczego nie możemy tego zrobić za granicą – pyta retorycznie.
Koledzy po fachu kibicują, ale na każdym kroku przypominają mu, że to trudne zadanie.
A on wtedy im odpowiada, że inni mają trudniej.
– Na przykład polskie oddziały Dragadosa, Ferrovialu czy Strabagu zostały powołane przez swoich właścicieli do pracy w Polsce. Dla nas rynki zagraniczne są otwarte – mówi Sobisch.
Sam zdaje sobie jednak sprawę z tego, że to pieśń przyszłości, a plany może pokrzyżować brutalna rzeczywistość. Nie jest tajemnicą, że spółce ciążą długi. Firma ma też problem z płynnością finansową, a brak środków na bieżące regulowanie należności rzutuje na możliwości pozyskiwania nowych kontraktów.
– Musimy tymczasem złapać oddech finansowy. Takim oddechem będzie sprzedaż oddziału produkcyjnego w Siedlcach – dodaje.
Do tego musi jednak przekonać wierzycieli, którzy uważnie przyglądają się spółce.

>>> Polecamy: Polimex-Mostostal chce wyjść na zero w roku 2014, a od 2015 przynosić zyski