77-letni Ortega jest nie tylko najbogatszym mieszkańcem Starego Kontynentu - znajduje się także w czołówce najbogatszych ludzi świata. Według magazynu "Forbes" jest najbogatszym Hiszpanem i trzecim najbogatszym człowiekiem na świecie z majątkiem szacowanym na 57 mld dolarów. Ortega ustępuje więc tylko twórcy Microsoftu Billowi Gatesowi i Carlosowi Slimowi z Meksyku, ale wyprzedza za to słynną "Wyrocznię z Omaha", legendarnego inwestora Warrena Buffeta.

Czemu Zara nie jest Zorbą

Zanim dołączył do grona najbogatszych ludzi świata, Ortega przebył klasyczną drogę "od pucybuta do milionera".

Urodził się w 1936 roku jako Amancio Ortega Gaona w biednej rodzinie pokojówki i kolejarza. Zaczął pracować już w wieku 13 lat jako kurier w jednej z lokalnych firm, roznosząc paczki i listy. Jako nastolatek terminował jeszcze w zakładzie krawieckim, a w wieku lat 17 został pomocnikiem w sklepie z koszulami La Maja. Kiedy pokonał już wszystkie stopnie awansu i doszedł do stanowiska kierownika sklepu, Ortega postanowił otworzyć własny biznes.

Reklama

W latach 60., korzystając ze znajomości, Ortega zaczął tanio kupować materiały w Barcelonie i gotowe już ubrania sprzedawać drożej w lokalnych sklepach. W 1963 roku, ze swoją ówczesną żoną Rosalią Mera, Hiszpan założył swoją własną firmę Confecciones Goa, która wytwarzała fartuchy, pikowane szlafroki, pidżamy i bieliznę. Za halę produkcyjną służył przy tym... salon w prywatnym mieszkaniu Mery i Ortegi.

Firma stopniowo rozwijała swój asortyment, a w 1975 roku Ortega otworzył w rodzinnym mieście La Corunia swój pierwszy sklep, który jednak początkowo nazywał się nie Zara, ale Zorba, na cześć jednego z ulubionych filmów Hiszpana. Jednak właściciel baru położonego dwie ulice od sklepu, który nazywał się tak samo, uznał, że klientom identyczne nazwy mogą się pomylić i zażądał zmiany. W ten sposób powstała Zara, która rozrosła się do międzynarodowej sieci. Razem z siostrzanymi markami - między innymi Bershką, Oysho, Massimo Dutti, Stradivariusem czy Pull&Bear - tworzą dziś, założony w 1985 roku, koncern Inditex.

Ten, który "zdemokratyzował" modę

Ortedze udało się zbudować prawdziwe odzieżowe imperium: firma produkuje rocznie ok. 840 milionów sztuk odzieży, ma ponad 6 tys. sklepów w niemal 90 krajach, wyprzedzając tym samym marki takie, jak szwedzki H&M, który ma "zaledwie" 2,5 tys. sklepów czy inną hiszpańską sieć Mango z 2,4 tys. lokali. W 2012 roku "New York Times" pisał, że w poprzednich latach Inditex otwierał ponad 500 sklepów rocznie.

Jednak oprócz sukcesu finansowego, Ortedze udało się coś jeszcze - mówi się o nim jako o tym, który "zdemokratyzował" modę, sprawiając, że stała się dostępna nie tylko dla elity. Inditex jest bowiem bardzo elastyczny i szybko reaguje na trendy, dzięki czemu klienci dostają ubrania takie same jak te prezentowane niedawno na wybiegach sławnych domów mody, ale w przystępnych cenach. Są one wypuszczane w seriach co dwa tygodnie i mają ograniczoną wielkość, tak aby zbyt duża ilość ubrań nie zalegała w magazynach. Oferta sklepu zmienia się więc bardzo szybko i jest to sygnał dla konsumenta, że nie powinien długo zwlekać z zakupami. Ten system gwarantuje także częste wizyty klientów, którzy sprawdzają coraz to nowe kolekcje.

Sukces strategii Inditexu sprawił, że Zara sama weszła do świata mody i zaczęła wyznaczać trendy. To podobno pod wpływem marki Ortegi znani projektanci zerwali z wielowiekową tradycją cykliczności w modzie, gdzie obowiązywały dwie kolekcje - na lato i zimę. Dziś nawet Prada czy Louis Vuitton wypuszczają co roku do sześciu kompletnie nowych kolekcji.

Ci sami projektanci mają zresztą często pretensje do Zary o kopiowanie ich projektów. Inditex deklaruje, że wszystkie jego stroje są oryginalne, pracują dla niego jednak tylko anonimowi twórcy, którzy nie podpisują się pod projektami, a ubrania Zary czy Massimo Dutti często różnią się od tych wybiegów tylko małymi szczegółami. W 2008 roku producent kultowych szpilek Christian Louboutin pozwał Zarę do sądu za kopiowanie jego butów z czerwoną podeszwą. Sprawę przegrał, bo Zara zdołała udowodnić, że jej produkt był zmieniony na tyle, aby nie naruszał praw Louboutina. Dodajmy, że jego buty kosztują 1000 dolarów od pary, podczas gdy te z sieciówki Ortegi mniej niż 100 dolarów.

Nie tylko ubrania

Sam Ortega posiada dziś 59 proc. akcji odzieżowego giganta. Resztę sprzedał w 2001 roku, gdy wprowadził Inditex na giełdę - podobno wtedy po raz pierwszy wyjechał na dłuższe wakacje.

Oprócz tego najbogatszy Hiszpan inwestuje w nieruchomości, które kupił tanio w trakcie kryzysu finansowego. Są one w sumie warte niemal 4 mld dol. Ortega posiada budynki między innymi w Madrycie, Chicago, San Francisco i Nowym Jorku. Perłą w koronie jest jednak madrycka ikona Torre Picasso, 43-piętrowy wysokościowiec, który modowy potentat nabył od miliarderki Esther Koplowitz za ponad pół miliarda dolarów.

Oprócz tego Ortega ma także udziały w piłkarskiej lidze, luksusowy jacht i własny... hipodrom. I to koniec ekstrawagancji milionera.

Skromny milioner

Ortega uchodzi bowiem za wyjątkowo skromnego. Podobno nadal mieszka ze swoją drugą żoną w niepozornym apartamentowcu w La Corunii - mieście, gdzie narodził się Inditex. Ze swoją pierwszą żoną Ortega rozwiódł się w 1983 roku. Mera jest nadal drugim największym udziałowcem Inditexu, a jej fortuna jest warta 6,2 mld dol.

Sukces nie zmienił także codziennych przyzwyczajeń Ortegi. Pomimo, że od lipca 2011 roku jest oficjalnie na emeryturze - firmą kieruje teraz jego zastępca Pablo Isla - to nadal zasiada w zarządzie, ma głos w większości strategicznych decyzji i... codziennie przychodzi do pracy. Posiłki nadal jada w pracowniczej stołówce, nie ma własnego gabinetu, a jego biurko stoi w sali projektantów, dzięki czemu może sprawniej doglądać ich pracy. Pracownicy utrzymują, że nie lubi formalnego stylu i ubiera się na sportowo, ale nie w marki z portfolio Inditexu - sam Ortega twierdzi, że nie ma odpowiedniej figury, by je nosić.

Nie wiadomo jednak, czy wszystkie te szczegóły są prawdziwe, Ortega bowiem bardzo chroni swojej prywatności. Aż do 1999 roku niedostępne było żadne jego zdjęcie. Nigdy nie udzielił żadnego wywiadu. Nie chodzi też na oficjalne bankiety, wystrzega się publicznych wystąpień. Kiedy siedzibę firmy odwiedził premier, szefa rządu podejmowali menadżerowie Ortegi. Był też jedynym VIP-em, który nie przyjął zaproszenia na ślub księcia Filipa, hiszpańskiego następcy tronu.

Ortega troszczy się także o prywatność swojej rodziny. W grudniu 2012 roku hiszpańskie media doniosły, że zapłacił pół miliona dolarów, aby zapobiec publikacji zdjęć swojej córki Marty i jej męża Sergio Alvareza z ich miesiąca miodowego w Kambodży i Australii. To właśnie 30-letnia Marta przejmie najprawdopodobniej po ojcu władzę w koncernie.

Odzieżowy potentat nie miał jednak wyjścia i musiał ujawnić więcej informacji o sobie po tym, gdy na jego temat zaczęły krążyć fantastyczne historie. Między innymi na początku lat 90. w Hiszpanii pojawiła się plotka, że Ortega przewodzi galicyjskiemu gangowi handlarzy narkotyków, a sieć sklepów to tylko przykrywka. W 2008 roku ukazała się autoryzowana biografia Ortegi zatytułowana po prostu "Człowiek od Zary", która miała uciąć tego typu insynuacje.

Bardziej skuteczne w zastopowaniu tego typu plotek miały jednak sukcesy Ortegi i jego marek, które dziś mają już renomę światową i wciąż zdobywają nowe rynki.