W istocie do południa więcej było przystanku w rejonie luki z 20 czerwca, która od zeszłego tygodnia aktywizowała podaż i mroziła rynek w oczekiwaniu na pogłębienie korekty. Przesądzająca o wyniku sesji okazała się jednak obecna już w piątek asymetria rynku, który od rana dobrze traktował KGHM i Pekao. W godzinach popołudniowych do dwójki liderów dołączył bank PKO i WIG20 maszerował na północ sennie, ale na tyle konsekwentnie, by w finale dnia zyskać 1,1 procent i zakończyć dzień w rejonie 2440 pkt.

Obraz sesji psuje asymetria w obrocie i relatywnie, jak na skalę zwyżki niski obrót. W istocie na niespełna 700 mln na liczniku WIG20 i 850 mln w indeksie WIG blisko 400 mln przypadło tylko na wymienione wcześniej trzy spółki. Inaczej rzecz ujmując na kilkaset walorów notowanych w Warszawie trzy zebrały blisko połowę obrotu, co zmusza do ostrożnego szacowania szans byków nie tylko w kreowaniu dalszych zwyżek, ale możliwości pokonania z marszu linii tegorocznego trendu spadkowego. Przy tak selektywnej obecności kupujących przed rynkiem zdają się być możliwie tylko dwa scenariusze – pogoń peletonu za liderami lub realizacja zysków na lokomotywach ostatnich zwyżek.

Niemniej dla obserwujących układ sił tylko przez pryzmat wykresów poniedziałkowa sesja niesie dwa ważne fakty. Pierwszym jest wybicie górą z kreślonej ostatnio konsolidacji w rejonie 2413 pkt. Drugi sprowadza się do potwierdzenia apetytów rynku na spotkanie z kolejną psychologiczną barierą w rejonie 2500 pkt. Zanim jednak bykom dane będzie świętować dotarcie do 2500 pkt. rynek musi zdecydować, który z trendów, jakie walczą dziś na wykresie WIG20 jest ważniejszy. W sumie nawet dzisiejszy handel był tylko częścią kursu kolizyjnego, który prowadzi WIG20 do przełamania trendu spadkowego dominującego na wykresie od początku roku lub złamania trendu, który zaczął się blisko 300 punktów niżej, na dnie czerwcowej wyprzedaży.