Wzmocnienie terrorystów z Al-Kaidy, pośrednie zaangażowanie się w konflikt militarny z Iranem, atak Hezbollahu na Izrael. To zaledwie część niebezpieczeństw, na jakie mogą się narazić USA w wyniku interwencji w Syrii. Także dlatego, choć od ataku chemicznego na przedmieściach Damaszku minęły już prawie trzy tygodnie, Amerykanie nie spieszą się z odwetem na prezydencie Baszarze al-Asadzie.
Syria to nie Irak
Konflikt w Syrii nie jest wojną surowcową. Damaszek odgrywa skromną rolę na rynku dostaw ropy i gazu. Produkcja ropy na poziomie 400 tys. baryłek dziennie to 8-krotnie mniej niż w przypadku Iraku. Niektórzy analitycy twierdzą jednak, że zachętą dla USA mogą się okazać nieeksploatowane jeszcze źródła surowców. Z szacunków norweskiej firmy energetycznej Sagex wynika, że Syria posiada obfite złoża ropy w pobliżu granicy z Libanem. Jednak ustanowienie kontroli nad ich wydobyciem przez amerykańskie koncerny po przegranej Al-Asada jest mało prawdopodobne. Już na interwencji w Iraku skorzystali przede wszystkim Chińczycy, a nie koncerny z USA.
Syndrom bagdadzki
Barack Obama wygrał wybory w 2008 r. także dzięki zdecydowanej krytyce polityki ekspedycyjnej George’a W. Busha. W 2011 r. prezydent oficjalnie ogłosił koniec misji stabilizacyjnej w Iraku, w której zginęło ponad 4,5 tys. żołnierzy USA i kilkaset tysięcy Irakijczyków. – Bezpośrednie wydatki wyniosły 1 bln dol., a USA i tak musiały się stamtąd wycofać, zostawiając za sobą zrujnowany kraj, wzmocniony Iran, ożywioną Al-Kaidę i brak zysków politycznych, strategicznych i ekonomicznych – komentował Paul Salem, dyrektor Carnegie Middle East Center. Dalekie od stabilizacji są także Afganistan i Libia. Istnieją obawy o powtórzenie się tego scenariusza także w przypadku Syrii.
>>> Czytaj też: Większość liderów G20 jest przeciw interwencji w Syrii
Ramię w ramię z Al-Kaidą
Część ugrupowań prowadzących wojnę przeciwko reżimowi Al-Asada nie ukrywa swoich związków z komórkami Al-Kaidy. Według danych amerykańskiego sekretarza stanu Johna Kerry’ego ekstremiści mogą stanowić 25 proc. zbrojnej opozycji. Departament stanu USA jeszcze pod koniec 2012 r. wpisał na listę organizacji terrorystycznych Dżabhat al-Nusra (Front Wsparcia Ludności Wielkiej Syrii) walczący na północy Syrii, nazywając go wprost komórką Al-Kaidy. – Nalegając na akcję zbrojną, prezydent USA czyni z sił powietrznych kraju lotnictwo wojskowe Al-Kaidy – oświadczył w wywiadzie dla amerykańskiej sieci telewizyjnej Blaze republikański senator Ted Cruz. – Wśród dziewięciu podstawowych grup bojówkarzy co najmniej siedem związanych jest z Al-Kaidą – dodał.
Co z bronią chemiczną
W tej sytuacji rosną obawy o to, że zapasy broni, którymi dysponują siły rządowe, mogą trafić w niepowołane ręce, w tym zasilić arsenał Al-Kaidy. Tak właśnie stało się w Iraku, o czym świadczą ujawnione depesze WikiLeaks. Z tych samych powodów USA wcześniej zrezygnowały z pomysłu dostawy broni i amunicji dla umiarkowanych rebeliantów. By nie dopuścić do przejęcia arsenału przez ekstremistów – podkreślają analitycy – konieczne jest ustalenie naziemnych stref kontroli, co wymaga uruchomienia operacji lądowej. Tymczasem plany USA ograniczają się do punktowego ataku z morza. Nikt nie przewiduje akcji na lądzie.
>>> Czytaj też: Kerry do Asada: oddaj broń chemiczną
Zagrożenie dla regionu
Szef Ligi Państw Arabskich Nabil al-Arabi obawia się, że interwencja w Syrii rozsadzi cały region. Al-Arabi dopuszcza możliwość ataku tylko za zgodą Rady Bezpieczeństwa ONZ, a tę trudno sobie wyobrazić z uwagi na sprzeciw Rosji. Interwencja w Syrii może się okazać dla USA twardym orzechem do zgryzienia. Kraj dysponuje rozbudowanym systemem obrony przeciwrakietowej pochodzenia rosyjskiego. Damaszek ma dysponować m.in. najnowszymi rosyjskimi wyrzutniami Pancyr-S1.
>>> Czytaj też: Syria dziękuje Rosji
Władze Syrii grożą zaś, że w razie ataku nie tylko Izrael powinien się obawiać odwetu Damaszku. Wiceszef syryjskiej dyplomacji Fajsal Makdad ostrzegł w rozmowie z „The Wall Street Journal”, że na baczności powinny się mieć także Jordania i Turcja. Damaszek może liczyć na wsparcie uznawanego przez UE i USA za terrorystów Hezbollahu, którego bojownicy już dziś walczą po stronie reżimu, co przyznał nawet ich przywódca Hasan Nasrullah. Także Iran udziela Al-Asadowi wsparcia finansowego i wojskowego. Zdaniem libańskiej gazety „Daily Star” przedstawiciele Iranu, Hezbollahu i Syrii powołali wspólny sztab koordynacyjny na wypadek amerykańskiej interwencji. Trudno się dziwić, że Waszyngton wciąż zwleka.