Zaczynając od Richelieu, przez Napoleona, Metternicha, Guizota, Bismarcka, po Churchilla, de Gaulle’a czy Reagana lub Clintona. Wszyscy byli ludźmi utalentowanymi, a jeden Reagan udawał głupiego, ale jak teraz wiemy – tylko udawał. Dlatego nie wierzę w znane określenie: zwierzę polityczne, czyli w to, że politykowi wystarczą swoista umiejętność czy wręcz instynkt. Wystarczą do politycznego cwaniactwa, ale nie do wielkości. Inteligencja i wykształcenie są bowiem niezbędne do tego, by szybko podejmować właściwe decyzje oparte bardziej na doświadczeniu (intelektualnym) oraz intuicji niż na zwierzęcym instynkcie.
Polityk, wybitny polityk, musi być zatem człowiekiem bardzo zdolnym i bardzo wykształconym. Kiedy czytamy o stopniu skomplikowania spraw, którymi musieli się zajmować Richelieu czy Bonaparte, okazuje się, że obecnie komplikacje są nieporównanie większe. A politycy w demokracji dobierani są nie według talentów, lecz według medialnej popularności i „zwierzęcych” instynktów. Jak temu przeciwdziałać? Do niedawna politycy byli edukowani w najlepszych szkołach i uczelniach, co stanowiło pewną, chociaż ograniczoną gwarancję. Teraz i te instytucje powoli chylą się ku upadkowi. Zresztą wystarczy przyjrzeć się współczesnym politykom krajowym i europejskim, by stwierdzić, że są mniej lub bardziej sprawni, ale wybitnych brak. Wynika to z kilku powodów, ale wymienimy tylko dwa najważniejsze.
Pierwszym z nich jest ograniczenie możliwości podejmowania decyzji przez demokrację, a zwłaszcza przez dominację systemu parlamentarnego. Wybitny polityk to ten, który nie boi się decyzji. Ryzyko jest wpisane w jego powołanie i ograniczanie możliwości podejmowania decyzji czasami, jak to widzimy teraz na przykładzie Wielkiej Brytanii i Ameryki w sprawie syryjskiej, może doprowadzić do bezwładu, a nawet międzynarodowej kompromitacji. Do takiej sytuacji doszło na skutek tego, że nie bardzo wiemy, czy możemy ufać politykom, więc chcemy, by byli ograniczeni decyzjami parlamentu. Ale kto powiedział, że bardziej niż wybitnemu politykowi możemy ufać parlamentowi? Zwłaszcza skoro wiemy, kto i na jakich zasadach dostaje się w demokracji do parlamentu i jakie są intelektualne kwalifikacje parlamentarzystów. Jeżeli jednak nie jesteśmy pewni, czy możemy do końca ufać samodzielnym decyzjom przywódców politycznych, to zaczyna się dziać coś niedobrego, co prowadzi do decyzyjnego rozkładu wszystkich instytucji zarówno państwowych, jak i ponadpaństwowych.
Drugim powodem braku wybitnych polityków jest nieprawdopodobny medialny nacisk na osoby zajmujące najważniejsze stanowiska. Powtarza się, że polityk powinien mieć grubą skórę. Jednak jak grubą? Richelieu i Napoleon po zdobyciu władzy ograniczali wolność prasy i krytykę, mimo że nie brakowało im pewności siebie. Dzisiaj naturalnie nie jest to możliwe, ale trzeba będzie ten węzeł gordyjski przeciąć. Wybitny polityk mógłby się nie przejmować opiniami na swój temat i wtrącaniem się do najdrobniejszych szczegółów jego działalności, gdyby nie to, że czekają go wybory. Nie proponuję ograniczenia demokracji, ale w obecnej sytuacji autentyczna elita polityczna może się pojawić tylko przez ograniczenie demokracji, czyli zasadnicze przedłużenie kadencji polityków, albo przez rozszerzenie demokracji, czyli elitarną kolegialność rządzenia. W obu przypadkach najważniejsze jest jednak przyjęcie do wiadomości przez opinię publiczną, że bez elitaryzmu wybitnego demokratycznego przywództwa nie będzie.
Reklama