Szef rządu argumentował, że utrzymywanie wyższej izby parlamentu kosztuje 20 mln euro rocznie, a korzyści z niej są niewielkie, bo senatorowie rzadko wnoszą poprawki do ustaw. Ważny był zwłaszcza argument finansowy, bo Irlandia wciąż zmaga się ze skutkami kryzysu i w przyszłorocznym budżecie znów przewidziane są oszczędności. Propozycja wydawała się zatem mało kontrowersyjna i jeszcze latem wynikało z sondaży, że przejdzie. Tymczasem w piątkowym referendum za zniesieniem senatu zagłosowało 48,3 proc. wyborców, za pozostawieniem – 51,7 proc. Zdaniem ekspertów taki rezultat w równym stopniu wynikał z przekonania o ważności senatu, co był wotum nieufności wobec premiera. Irlandczycy mają już dość oszczędności, a na dodatek Kenny jest postrzegany jako polityk nieco arogancki.
To zresztą nie pierwszy przypadek, gdy irlandzcy wyborcy wprawiają swoich przywódców w zakłopotanie. Irlandia, w której wszystkie unijne traktaty wymagają poprawek do konstytucji zatwierdzonych w referendum, dwukrotnie wstrzymywała europejską integrację. W 2001 r. wyborcy odrzucili traktat z Nicei, a w 2008 r. traktat lizboński. Obie sytuacje, które kompletnie zaskoczyły europejskich przywódców, zakończyły się tak samo – Irlandia została nakłoniona, by przeprowadzić referendum ponownie w nadziei, że powtórka przyniesie bardziej pożądany rezultat.
Wcześniej w podobną konsternację unijnych polityków wprowadzili Duńczycy, nie zgadzając się w 1992 r. na ratyfikację traktatu z Maastricht. Kopenhaga wynegocjowała klauzule zwalniające ją z niektórych jego zapisów, po czym w nowym referendum traktat przeszedł. Odrzucanie ważnych unijnych dokumentów nie jest jednak domeną wyłącznie małych państw. O tym, że unijny traktat konstytucyjny nie wszedł w życie, przesądzili w referendum w 2005 r. Francuzi. Było to o tyle zaskakujące i kłopotliwe dla Paryża, że szefem konwentu i ojcem duchowym konstytucji był Francuz Valery Giscard d’Estaing.
Reklama
Kontrowersje wzbudziło też przeprowadzone w 2008 r. w Kalifornii referendum na temat poprawki do konstytucji stanowej definiującej małżeństwo wyłącznie jako związek kobiety i mężczyzny. Pomimo że niemal we wszystkich sondażach przewagę mieli zwolennicy legalności związków jednopłciowych, samo referendum zakończyło się ich porażką. Ważność głosowania, a tym samym zakaz małżeństw homoseksualnych uznał sąd najwyższy stanu Kalifornia. Po kilkuletniej batalii prawnej sąd najwyższy USA orzekł jednak, że obywatele nie mieli prawa podejmować takiej decyzji.
Czasem w referendach przepadają z kolei projekty, które teoretycznie nie powinny budzić kontrowersji. W zeszłym roku Szwajcarzy głosowali nad inicjatywą nazwaną „Sześć tygodni wakacji dla każdego” – i ją odrzucili stosunkiem głosów 2:1. Uznali, że tak znaczące wydłużenie urlopów zaszkodzi gospodarce kraju.