Brytyjska gospodarka idzie w górę, a wraz z nią notowania rządu. Powody do zadowolenia ma zwłaszcza minister finansów George Osborne, któremu jeszcze niedawno zarzucano, że nadmiernym forsowaniem cięć wpycha kraj w recesję. Dziś to dzięki niemu konserwatyści mogą myśleć o utrzymaniu władzy po następnych wyborach.
W piątek urząd statystyczny ONS opublikuje dane o wzroście gospodarczym w III kw. Według prognoz wyniesie on 0,8 proc. PKB, co będzie oznaczało najlepszy kwartalny wynik, od kiedy w maju 2010 r. konserwatywno-liberalna koalicja objęła władzę. To zresztą jedna z kilku w ostatnim czasie pozytywnych danych. Wczoraj ONS podał, że deficyt budżetowy w pierwszej połowie bieżącego roku fiskalnego (kwiecień – wrzesień) był o 9 proc. mniejszy niż rok wcześniej, co daje nadzieję, że za cały rok wyniesie on 105 mld funtów, a nie 120 mld, które jeszcze w marcu zakładał sam Osborne. Wreszcie w połowie października Międzynarodowy Fundusz Walutowy podniósł – i to o połowę – prognozę tegorocznego wzrostu gospodarczego Wielkiej Brytanii. Ma on wynieść 1,4 proc. PKB, co będzie wynikiem lepszym od niemal wszystkich państw strefy euro.
To spore zaskoczenie dla ekonomistów, zresztą już nie pierwsze. Od początku kierowanego przez Osborne’a procesu uzdrawiania brytyjskiej gospodarki zachowuje się ona inaczej, niż wskazują ekonomiczne teorie. Zgodnie z nimi prowadzony przez Bank Anglii program skupowania obligacji (analogiczny do amerykańskiego quantitative easing) powinien spowodować odbicie gospodarki. Ale tak się nie stało. Dwudziestoprocentowy spadek wartości funta powinien doprowadzić do wzrostu eksportu. To jednak też nie nastąpiło. W przypadku poważnego kryzysu gospodarczego zwykle poważnie rośnie bezrobocie, a to prowadzi do poprawy wydajności pracy. Tymczasem bezrobocie zwiększyło się tylko nieznacznie (jego obecny poziom to 7,7 proc.), a wydajność pracy wciąż jest niższa niż przed kryzysem. Wreszcie według teorii ekonomicznych słaba gospodarka oznacza niską inflację. Ta jednak wynosi obecnie 2,7 proc., czyli jest wyższa nie tylko od inflacji w strefie euro, ale też sporo przekracza dwuprocentowy cel inflacyjny banku centralnego.
Reklama
Oczywiście zdecydowana większość wyborców nie będzie się zastanawiać, czy uzdrowienie jest zgodne z teoriami, czy też nie. Z kolei dla konserwatystów ważniejsze jest to, że daje im szansę na utrzymanie się u władzy po 2015 r. Od wielu miesięcy przegrywają oni w sondażach z Partią Pracy, ale nadzieje na odwrócenie tego trendu nie są nieuzasadnione. W odpowiedzi na pytanie, kto lepiej zajmie się gospodarką, biją laburzystów zdecydowanie – w październikowym badaniu ośrodka YouGov na konserwatystów wskazało 38 proc., na opozycję – 23.