Takie obrazki oglądamy w telewizji często. Tłum, nieraz komicznie przebrany albo komicznie rozebrany, z okazji jakieś promocji tratuje się, aby wbiec do sklepu, zanim zrobią to inni.

Otwarcie niejednego kompleksu handlowego niosło z sobą lansowanie pewnej wizji człowieka. Takiego, który dobrowolnie stanie do prawdziwej walki na pięści, wyzwiska i masę ciała – do walki o smartfona. Nie o lekarstwo dla chorej mamusi, tylko o wymarzony – na ogół niepotrzebny do życia – sprzęt. W świetle kamer będzie się bił, jeżeli trzeba, to nawet do krwi.

W Polsce Ludowej byliśmy wrogami kolejek, nie tylko dlatego, że uciążliwe, ale także dlatego, że urągające ludzkiej godności. Chcieliśmy być wolni i dumni, nawet przez myśl mi nie przeszło, że kiedyś, jak już ostatecznie wygramy, ludzie będą się ustawiali w kolejce z własnej i nieprzymuszonej woli. A raczej – z powodu stłamszenia woli przez wszędobylską zachłanność rodem z piekła i agencji reklamy.

Psychologowie mówią czasem o efekcie demonstracji: skoro nie mogę żyć na poziomie, do którego aspiruję, to wybieram sobie jakieś niewielkie poletko – i tu ścigam się już z najlepszymi. Właściciel sklepiku tonie w długach, ale przynajmniej kupi sobie 29-calowy telewizor. Nauczyciel nabędzie sobie włoski stalowy ekspres do kawy z przeceny. Dopóki odbywa się to na takiej zasadzie: pracuję, odkładam, wreszcie mam – MAM! – to rzecz cała jest zdrowa i przyjemna. Właśnie dzięki takim odruchom ciułania i pracy wytworzyła się cywilizacja Zachodu, która tak imponowała w XIX wieku całemu światu. Gdzieżbym ja, półpoznaniak, miał na to narzekać!

Zło zaczyna się w momencie, w którym człowiek tak bardzo choruje na listę niezbędnych zakupów, że zaczyna być gotów na wszystko, na każde wariactwo, na każdy kredyt, na trzecią i piątą pracę, żeby skreślać z tej listy kolejne pozycje. Staje się człowiekiem nieszczęśliwym, wiecznie nienasyconym, kręcącym się w poczuciu nieustannego przymusu kółkiem zębatym. Potem wystarczy już byle recesja, aby dumny kiedyś Zachód przemieniał się w przytułek duchowych nędzarzy.

Reklama