Wrzesień, wiadomo, chaos. Październik – zmowa milczenia. Listopad – pierwsze poważne klasówki i zwiastuny semestralnej klęski. Biada tym, których dzieci mają kłopoty? Nie, biada tym, których dzieci są „dobre”. Brzmi słodko: „dobry uczeń”. Taki, który jest punktualny. Pracowity. Zdolny. Uczynny dla kolegów? No jasne, że tak. On nawet dla koleżanek nie jest taki najgorszy. Kulturalny i miły. Unika przemocy. Jest zaangażowany, uspołeczniony i dojrzały (najlepiej – ponad wiek). Nie mieściłem się w powyższym schemacie, podobnie jak nie mieściły się moje własne dzieci oraz trzy czwarte dzieci moich znajomych. To „niedobry” uczeń jest normalny. Niezbyt pracowity, punktualny czasami, zdolny okazjonalnie etc., etc. Jeżeli dziecko nie radzi sobie w szkole, lepiej nie szukać przyczyn w złych nauczycielach. I lepiej nie pomstować, lecz wydać z siebie westchnienie ulgi. Cyborg wypełniający oczekiwania szkoły, tej instytucji pełnej dobrych intencji, ale totalitarnej, powinien budzić niepokój rodziny. Odznaka „wzorowy uczeń” powinna być traktowana jako delikatna sugestia ze strony pedagogów, że z dzieckiem jest coś nie w porządku. Tak bardzo pasuje do szkoły, do tego sztucznego świata stopni, nagan i pochwał, że po jej ukończeniu będzie starał się całe życie być dobrym uczniem! Zdziwaczeje, stanie się pośmiewiskiem. Gdy w końcu założy rodzinę, wpadnie w dodatkową zgryzotę, widząc, jak bardzo własne dzieci nie przypominają jego samego. Inny wariant, jeszcze gorszy: zderzenie z rzeczywistością, w której „wzorowy uczeń” jest nikomu do niczego niepotrzebny, wywołuje u naszego bohatera głęboki przełom psychiczny. Staje się cyniczny, zaniedbany, niepunktualny i wybitnie niekoleżeński, na koniec zaczyna palić tanie papierosy. W sumie wina rodziców. Mogli uratować dziecko. Mogli uczyć je, że w życiu trzeba być trochę wzorowym, trochę antywzorowym, starając się lubić i wykorzystywać swoje wady i zalety. Uczyć go, że to cenna umiejętność – dopasować się – ale równie cenna to bronić swego przed zakusami otoczenia nawet tak silnego jak szkolne. Bo oczekiwania wobec człowieka są zmienne. Szkoła odejdzie, a człowiek zostanie dobrym uczniem jak głupi. To ostatnie zdanie, oczywiście, z Himilsbacha. Nie znacie? Himilsbach miał się nauczyć angielskiego, aby wystąpić amerykańskim filmie. Odmówił: „Wiecie, jak to jest z filmami. Może w końcu wcale nie powstać, a ja zostanę z tym angielskim jak ch…”.