Resort nauki uważa, że w nowej perspektywie finansowej naukowcy powinni lepiej współpracować z biznesem, i proponuje cały pakiet usprawnień. Jak pan się na nie zapatruje?

Nam nie są potrzebne nowe rozwiązania, lecz likwidacja części istniejących. Wiele barier rozwoju szkół wyższych wynika właśnie z powstających w różnych urzędach regulacji, wytycznych, nakazów i zakazów, które nakładają na naukowców mnóstwo obowiązków biurokratycznych. Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich zajmuje się projektem, który nazywamy deregulacją szkolnictwa wyższego. Do wakacji przyszłego roku chcemy przedstawić ministerstwu propozycje zmniejszenia liczby przepisów dotyczących funkcjonowania uczelni. Chcemy usunąć np. zbyt drobiazgowe regulacje dotyczące ścieżki kariery akademickiej, które są tak zdefiniowane, że współpraca z biznesem jest mało atrakcyjna.

Dlaczego?

Według obecnych regulacji o awans na uczelni najłatwiej osobom, które już w bardzo młodym wieku mają znaczącą liczbę publikacji. Do ich dorobku nie jest jednak wliczana współpraca z biznesem. Dlatego naukowcy nie są nią zainteresowani. Z ich punktu widzenia takie zaangażowanie to strata czasu. Trzeba też pamiętać, że przedsiębiorcy zazwyczaj potrzebują konkretnego rozwiązania i tylko do jego wykonania, na określony czas, chcą zatrudnić naukowców. To nie musi być atrakcyjna perspektywa dla kogoś, kto będzie musiał przerwać karierę i zrezygnować z etatu na uczelni.

Reklama

Uwłaszczenie, które proponuje resort nauki, ma być zachętą do tego, by naukowcy nie trzymali się kurczowo etatów.

Pomysł uwłaszczenia opiera się na przekonaniu, że uczelnie powstrzymują naukowców przed uzyskiwaniem patentów. To nieporozumienie. Większość naukowców nie ma ochoty stać się specjalistami z dziedziny licencjonowania, patentowania, praw autorskich i całego tego mechanizmu prawnego oraz biznesowego, który jest niezbędny, żeby komercyjnie wykorzystać własność intelektualną. Nie wyobrażam sobie, aby profesor, który poświęca się badaniom naukowym, nagle z nich zrezygnował po to, by zająć się wypełnianiem formularzy do urzędu patentowego, dyskusjami z rzecznikami patentowymi itd. Tym bardziej że całą procedurą będzie musiał zająć się sam i na własny koszt. A zgłoszenie wniosku patentowego we wszystkich państwach Unii kosztuje tysiące euro. Teraz płaci za nie uczelnia, która ma także zespół ekspertów przygotowujących i składających wnioski. Lansowane przez MNiSW uwłaszczenie może być też źródłem konfliktów. Naukowcy otrzymują na uczelni pensję i korzystają z jej zaplecza. Może powstać spór o to, w jakim stopniu sama praca naukowca jest podstawą projektu, a w jakim stopniu wpływ na nią miało wykorzystanie zasobów uczelni. A tego typu spory zablokują możliwość skomercjalizowania badań. Inny pomysł – resort nauki chce, by w szkołach wyższych powstały specjalne zespoły, które mają nawigować przedsiębiorców do konkretnych instytutów. Uczelnie mają już ośrodki transferu technologii oraz możliwość zakładania specjalnych spółek do zarządzania własnością intelektualną i wdrażania rezultatów prac badawczo-rozwojowych. Po co mnożyć byty?

Lepiej naprawić system tam, gdzie słabo działa.

Dla ośrodków transferu technologii ogromnym problemem są przepisy podatkowe. Zgodnie z nimi każdy opatentowany wynalazek, zanim zostanie przekazany do spółki celowej, musi zostać wyceniony. To jest samo w sobie bardzo trudne, bo mówimy o potencjalnych zastosowaniach i potencjalnej wartości. W momencie przekazania wynalazku do spółki celowej, spółka musi zapłacić od jego wartości podatek, i to zanim jeszcze cokolwiek sprzeda. To skutecznie zniechęca do podejmowania takiego ryzyka. Bo wyceniamy wynalazek, który nie wiadomo, jaką ma wartość rynkową, i musimy zapłacić podatek, choć nie wiadomo, czy będziemy mieć jakikolwiek dochód.

>>> Czytaj też: Jest porozumienie ws. przyszłorocznego budżetu Unii Europejskiej

Te przepisy mają zostać zmienione.

Ale dyskusja, także na ten temat, trwa już dwa lata. A jeśli chcemy, żeby wyniki badań naukowych już teraz znajdowały zastosowanie w gospodarce, to nie możemy mówić o rozwiązaniach, które kiedyś zostaną wprowadzone.