Bukareszt na dobre wydobył się z kryzysu – jest w unijnej czołówce wzrostu gospodarczego i ma stosunkowo nieduże bezrobocie. Czeska gospodarka, która dopiero co wyszła z recesji, znów się kurczy
Najważniejszą unijną zieloną wyspą wzrostu jest dziś niezbyt bogata Rumunia. Z kolei Czechy, od lat uchodzące za najbardziej rozwinięty gospodarczo kraj Europy Środkowo-Wschodniej, coraz mocniej dołączają do grona czerwonych latarni.
Opublikowane przez Eurostat wstępne dane o PKB za III kw. nie pozostawiają wątpliwości, że to nowi członkowie Unii są motorem wzrostu. Aż pięciu z nich jest wśród sześciu państw, którym gospodarka urosła najbardziej. Bezapelacyjnym liderem jest Rumunia, której PKB w ciągu trzech miesięcy wzrósł o 1,6 proc., a w porównaniu z analogicznym okresem 2012 r. Na dodatek nie jest to jednorazowy wyskok – w każdym z ostatnich czterech kwartałów Rumunia zanotowała spory wzrost gospodarczy, a według prognozy Komisji Europejskiej cały ten rok zakończy 2,2 proc. na plusie, ustępując pod tym względem tylko Łotwie i Litwie. Ale w porównaniu z krajami bałtyckimi ma niższe bezrobocie – 7,3 proc., czyli znacznie poniżej unijnej średniej.
Bezpośrednią przyczyną tegorocznego wzrostu PKB są dobre wyniki w rolnictwie oraz zwiększony eksport. – Korzystna pogoda w tym roku zaowocowała wysokimi plonami, które w przypadku większości upraw prawdopodobnie okażą się wyższe od wieloletniej średniej. Przewidujemy, że wartość produkcji rolnej będzie w tym roku wyższa o 23 proc., co przyczyni się do zwiększenia PKB o 1,4 pkt proc. – napisali analitycy z rumuńskiego oddziału Raiffeisena. Jeśli chodzi o eksport, to będzie on o 9,6 proc. wyższy niż w roku ubiegłym, podczas gdy import – tylko o 0,8 proc. Dzięki temu deficyt w handlu zagranicznym spadnie do 2,8 proc., czyli w porównaniu z latami poprzednimi o mniej więcej połowę.
Reklama
Rumunia znalazła się w grupie państw, które jako pierwsze dotknięte zostały kryzysem. Już w marcu 2009 r. musiała zaciągnąć pożyczkę z Międzynarodowego Funduszu Walutowego w wysokości 20 mld euro. Jej warunkiem były ostre cięcia budżetowe. Ale co warte uwagi, nie spowodowały one lawinowego wzrostu bezrobocia, jak to miało miejsce np. w Grecji czy Irlandii. Z minimalnego przedkryzysowego poziomu 5,8 proc. zwiększyło się ono w szczytowym momencie do 7,4 proc., co nadal nie było wynikiem dramatycznym. Na dodatek udało się to zrobić, mimo że obecny rząd Victora Ponty jest już piątym gabinetem od początku kryzysu.
Niestabilność polityczna jest z kolei jednym z powodów problemów Czech. Po skandalu korupcyjno-podsłuchowym, który wybuchł w czerwcu, krajem rządzi tymczasowy gabinet, a powołanie stabilnej koalicji po październikowych wyborach nie będzie łatwe. A tymczasem w III kw. PKB tego kraju spadł o 0,5 proc., choć analitycy oczekiwali wzrostu o takiej samej wartości. Co gorsza, II kw. tego roku był jednym spośród ostatnich ośmiu, który czeska gospodarka zakończyła na plusie. To skutek uboczny polityki oszczędnościowej, choć trzeba przyznać, że Czechom podobnie jak Rumunii udało się uniknąć dużego wzrostu bezrobocia. Na spadek PKB wpływają także dwa inne czynniki: zmniejszenie inwestycji oraz spadek eksportu, który jest głównym motorem czeskiej gospodarki. Temu ostatniemu mogą pomóc obniżenie stopy procentowej do rekordowo niskiego poziomu 0,05 proc. oraz dokonana kilka dni temu interwencja banku centralnego w celu obniżenia wartości korony. To jednak przyniesie efekt za jakiś czas – ten rok czeska gospodarka i tak zakończy na 1-proc. minusie.