Tę historię warto wam opowiedzieć, by polski rząd nie popełnił takich błędów jak my.
Odsetek gospodarstw domowych cierpiących z powodu wysokich cen prądu i gazu jest w Królestwie jednym z najwyższych w Europie – wynosi ok. 18 proc. Ta liczba z pewnością wiele nie mówi, więc przedstawię ją inaczej: ponad 4 mln osób mają niedogrzane domy. Nie dziwi więc, że zimą notuje się dużo przypadków śmierci spowodowanej brakiem ogrzewania. Profesor Christine Liddell z Uniwersytetu Ulsterskiego ocenia tę liczbę na 8 tys. osób rocznie. To czterokrotnie więcej niż ginie w wypadkach drogowych. A jednocześnie ceny energii w Wielkiej Brytanii są jednymi z najniższych w Europie. W czym więc problem?

Brytyjski rynek energii elektrycznej oraz gazu został sprywatyzowany na początku lat 90. i jest kontrolowany przez oligopol sześciu firm. Kilkanaście dni temu urząd regulacji energetyki oczyścił je z zarzutów manipulowania cenami. Adwokaci podważyli jakość dochodzenia, a osoba, która powiadomiła władze o zmowie, została – możecie w to uwierzyć lub nie – prawnie zmuszona do milczenia. W rzeczywistości faktyczna zmowa nie jest konieczna, bo prawidła ekonomii są bezlitosne – firmy tworzące oligopol mają tendencję do prowadzenia podobnej polityki cenowej. Przykład? Wszystkie w ciągu ostatniego roku podniosły ceny gazu i energii elektrycznej o 11 proc., choć ceny hurtowe gazu w tym samym czasie wzrosły zaledwie o 1,7 proc.

Często przypominam studentom, że ceny nie mają nic wspólnego z kosztami, każdemu zaś prywatnemu przedsiębiorstwu – w tym koncernom energetycznym – zależy na jak największych zyskach. Taka jest natura prywatnych firm i jeśli państwo zamierza prywatyzować państwowe przedsiębiorstwa, musi się liczyć z konsekwencjami. Wasz rząd musi to sobie w końcu uświadomić, bo jestem przekonany, że sprywatyzowanie Poczty Polskiej doprowadzi do podniesienia cen oraz obniżenia jakości usług. Nowi właściciele będą musieli pozbyć się sporej części etatowych pracowników oraz zastąpić ich gorzej opłacanymi, zatrudnionymi pewnie na umowy tymczasowe, i zlikwidować ewidentnie nieopłacalne usługi społeczne. W końcu ceny wzrosną, a liczba dostępnych usług zmaleje. Nie można krytykować prywatnych przedsiębiorstw za chęć pomnożenia zarobku. Ważne jest, byśmy spojrzeli na nie bez ideologicznych klapek na oczy i spróbowali zrozumieć naturę zjawiska, bo nawet najbogatsze z nich popadają w obłęd maksymalizacji zysków. Przerażająca w skutkach katastrofa platformy wiertniczej Deepwater Horizon należącej do koncernu BP w 2010 r. w Zatoce Meksykańskiej była spowodowana chęcią obniżenia kosztów wydobycia ropy. Koncern Johnson & Johnson produkujący m.in. leki oraz kosmetyki dla dzieci, który szczyci się standardami etycznymi, musi zapłacić ponad 2 mld dol. kary za korumpowanie lekarzy i wprowadzanie w błąd pacjentów (ten sam „etyczny” koncern miał czelność rościć sobie prawa do symbolu Czerwonego Krzyża).

Zatem czy zbyt drogie ogrzewanie to wina dostawców energii? Niekoniecznie, choć są oni chciwi. Kilka lat temu urząd nadzoru energetycznego nazwał rozsądną dla tego sektora marżę na poziomie 1,5 proc. (supermarkety mają ok. 2 proc.), tymczasem koncerny energetyczne twierdzą, że właściwa jest marża w wysokości aż 5 proc. Dysponują przy tym aż 2 mld funtów nieoprocentowanej pożyczki od klientów płacących za pośrednictwem stałych przelewów. Jednak powtórzę, że ich celem jest maksymalizacja zysków, zadaniem władz jest zaś kontrolowanie firm. Bo efektem prywatyzacji państwowego monopolu jest przeważnie wzrost cen usług (przy obniżeniu ich jakości). Czy są to wodociągi, kolej, dostawa prądu, czy usługi pocztowe.

Reklama

Prawdziwy problem polega jednak na czym innym. Niskie ceny energii w Brytanii są skutkiem wielu czynników, wśród których kluczowe jest posiadanie zapasów węgla, ropy i gazu. Polityka cenowa sprywatyzowanych firm energetycznych ma tu najmniejsze znaczenie. Ale jeśli popatrzymy na koszty utrzymania mieszkania, to się okaże, że dla średniego brytyjskiego gospodarstwa domowego są one jednymi z najwyższych w Europie i przekraczają 40 proc. dochodów. Jeden na sześciu Brytyjczyków ma poważny problem ze spłacaniem hipoteki. Dlatego wzrost opłat za energię, które według urzędu energetyki wynoszą równowartość ok. 6 tys. zł rocznie, a więc znacznie powyżej poziomu inflacji, jest kroplą, która przelała czarę goryczy.

Problem jest jeszcze głębszy. Wielka Brytania ma jedne z najstarszych w Europie i najbardziej energochłonne zasoby mieszkaniowe. Przez wiele lat lobby budowlane utrzymywało niskie standardy izolacji w budownictwie i teraz mamy tego konsekwencje. Obecnie buduje się nowe energooszczędne domy, ale są one niebotycznie drogie. Dlatego kiedy patrzymy na problem dostępności energii, musimy wziąć pod uwagę prywatyzację firm energetycznych, długotrwałe zaniedbania we wprowadzaniu odpowiednich standardów ocieplania domów oraz brak odpowiednich zasobów mieszkaniowych. To klasyczny problem chęci osiągnięcia natychmiastowych efektów i ignorowania perspektywy długoterminowej oraz braku pełnego zrozumienia celów prywatnego biznesu. Krytykowanie prywatnych firm za chęć osiągania zysków jest jak krytykowanie proboszcza za wygłaszanie nudnych niedzielnych kazań!

Przesłanie brytyjskiej dyskusji na temat energii dla was jest takie: dobrze się zastanówcie, zanim sprywatyzujecie monopole. Czy na pewno przyniesie to korzyści w długoterminowej perspektywie? Niedawno mieszkańcy Hamburga zagłosowali za przywróceniem publicznej własności do przedsiębiorstwa energetycznego, w Berlinie do podjęcia podobnej decyzji zabrakło ledwie kilku tysięcy głosów (EDF, jedna z największych firm energetycznych w Wielkiej Brytanii, pozostaje w państwowych rękach, tyle że francuskich). Premier Donald Tusk mógł wykorzystać PGE do zbudowania nowej elektrowni w Opolu tylko dlatego, że PGE nie jest firmą prywatną. I ten przykład sam w sobie jest pouczający. Ważne, żeby polscy urzędnicy zrozumieli błędy brytyjskich rozwiązań i ich nie powielali.

Wielka Brytania jest przykładem państwa, które płaci teraz ogromną cenę za brak programu budownictwa mieszkaniowego oraz za brak skutecznego nadzoru nad koncernami energetycznymi. Niestety często jest to cena życia. Można tylko mieć nadzieję, że Polska wyciągnie wnioski z błędów popełnionych przez Londyn w tym kluczowym sektorze. Jeśli chodzi o mnie, kupię na zimę dodatkową parę grubych skarpet.