Z pewnością powody do zadowolenia ma odchodzący minister środowiska Marcin Korolec, któremu po 30-godzinnym maratonie negocjacyjnym udało się doprowadzić do porozumienia. Delegaci ze 194 krajów do ostatniej chwili spierali się o treść ugody wyznaczającej działania na najbliższe dwa lata, do konferencji w Paryżu. Konkretnych celów redukcyjnych zabrakło. Zagraniczne media piszą, że ugoda wystarcza jedynie do tego, żeby rozmowy mogły trwać.
Niezbyt konkretne uzgodnienia zapadły w kwestii finansowania walki ze zmianą klimatu. Ustalono jedynie ogólny cel, zgodnie z którym do 2020 r. Zielony Fundusz Klimatyczny miałby zbierać 100 mld dol. rocznie. Ma to być możliwe dzięki większej mobilizacji kapitału prywatnego. Konkretniej przedstawiają się ustalenia co do systemu walki z wycinką lasów, która odpowiada za 20 proc. emisji, nazwanego Mechanizmem Warszawskich Ram REDD. Fundusze w jego ramach będą przydzielane krajom w zależności od wyników, czyli od tego, jak skuteczne są w ochronie zasobów leśnych.
Kraje rozwijające się z zadowoleniem przyjęły także utworzenie osobnego funduszu, z którego pieniądze będą przeznaczone na walkę ze skutkami gwałtownych zjawisk klimatycznych – Warszawskiego Międzynarodowego Mechanizmu Strat i Szkód. Zależało na tym m.in. delegacji z Filipin, które w trakcie trwania konferencji nawiedził katastrofalny w skutkach tajfun.
Reklama
Część organizacji pozarządowych uznała jednak konferencję za fiasko, a ustalenia za nieprzystające do rozmiarów klimatycznego wyzwania. – Zbyt wiele rządów blokuje postęp na drodze do nowego, światowego porozumienia klimatycznego – narzekał szef Greenpeace’u Kumi Naidoo.
Polska na organizację konferencji wydała 100 mln zł.