Nabity po brzegi „Słoneczny”, którym na szczęście nie musiałem jechać, ale z ciężkim sercem pakowałem do niego dzieci, mając skrupuły, że takie bolesne doświadczenie szykuję im na początek wakacji nad morzem… Kto nie ma takich albo gorszych kolejowych doświadczeń? Sprawiedliwie pewnie byłoby wspomnieć o tym, że zdarzają się punktualne i czyste pociągi ze sprawnym ogrzewaniem, a nawet klimatyzacją. Ale nie w tym rzecz. Wszyscy mamy świadomość, że nasza kolej jest chora. Warunki – poniżej oczekiwań pasażerów, ceny – nieadekwatne do poziomu usług i czasu podróży. Dlatego pociąg stał się ostatnim możliwym wyborem. Chociaż sieć dróg dziurawa u nas jak sito, to parę tras daje się już całkiem przyzwoicie pokonać autem. Przewoźnicy autobusowi są tani i w dodatku kuszą komfortem i promocjami, a atmosferę wyścigu o pasażerów podgrzewają linie lotnicze, biorąc udział w cenowej licytacji w dół.

Należę do tego pokolenia, które pamięta, że podróżowanie koleją kojarzyło się z prędkością, a nawet z luksusem. W pierwszej połowie lat 80. XX w. na trasy ruszyły ekspresy „Górnik” i „Krakus”. Potem było coraz więcej oznaczeń Ex, IC, EC, tylko że standard, zamiast iść z postępem, stawał się coraz bardziej przaśny. Rozumiem potrzebę remontów, które w ostatnich latach dramatycznie wydłużyły czas podróży. Mniej przekonuje mnie argument, że modernizacja dużo kosztuje i nie ma skąd brać na to pieniędzy, bo mam w pamięci unijne miliardy, których kolej nie była w stanie wydawać w ostatnich latach, w dużej mierze z powodu indolencji. Ale nerwy puszczają mi, gdy słyszę o antidotum na wszelkie kolejowe niedogodności, jakim już za rok będzie superpociąg Pendolino.

Może niepatriotycznie jest nie cieszyć się, że oto na nasze tory wjedzie postęp i nowoczesność, ale… Szybkie pociągi to przecież norma. Jesteśmy dziewięć lat za Czechami, którzy sprowadzili do siebie Pendolino w 2005 r. Nasz superszybki nabytek, chociaż w testach rozpędził się do niemal 300 km/h, na co dzień będzie jeździł ok. 160 km/h, a na jednym odcinku popędzi 200 km/h. Jak to się ma do TGV, dla których 250 km/h jest standardem, a w wielu miejscach przekraczają 300 km/h? Po Polsce codziennie jeździ kilka tysięcy pociągów. Cóż w tej masie oznacza 20 Pendolino? Czy uda im się zahamować wieloletni trend odwrotu od pociągów?

Od 1990 r. kolej straciła u nas dwie trzecie pasażerów. W tym czasie w Wielkiej Brytanii zanotowano podobnej skali wzrost. Więc jednak można! I niech ta optymistyczna wiadomość będzie puentą, bo pozostaje tylko dowiedzieć się, jak to zrobić.

Reklama