Polski PMI (>>> Czytaj więcej) który pokazuje, jak menedżerowie w przemyśle postrzegają kondycję swoich firm, w styczniu wyniósł 55,4 pkt. Z danych zebranych przez Markit Economics wynika, że rodzime firmy coraz mocniej wierzą w poprawę koniunktury. Dowód?
Dla Agaty Urbańskiej-Giner, ekonomistki zajmującej się Europą Środkowo-Wschodnią w banku HSBC (który zleca badanie PMI dla naszego kraju), jest nim to, że widać poprawę nastrojów w wielu różnych kategoriach.
Grzegorz Ogonek, ekonomista ING Banku Śląskiego, mówi, że już raz w ostatnich miesiącach PMI zapowiadał gospodarcze odbicie. Było to w połowie ubiegłego roku, gdy indeks przełamał barierę 50 pkt. Każdy odczyt poniżej tej wartości oznacza, że przemysł jest w recesji: produkuje mniej, ma zbyt mało zamówień, ogranicza zatrudnienie. W lipcu ubiegłego roku PMI wyniósł 51,1 pkt. – I pokazał, że firmy poczuły poprawę koniunktury. To potem potwierdziło się w twardych danych z gospodarki – dodaje Grzegorz Ogonek.
Ekonomiści zwracają uwagę na kilka szczególnie optymistycznych informacji ze styczniowych badań. Pierwsza to duży deklarowany wzrost zatrudnienia. Wskaźnik, który to pokazuje, w styczniu poszybował do poziomu nienotowanego od początku prowadzenia badań, czyli od 1998 r.
Reklama
– To oznacza, że rośnie popyt na pracę ze strony firm, że mają one dużą ochotę na ekspansję. Przedsiębiorcy wierzą, że poprawa w zamówieniach nie jest chwilowa, skoro podejmują już decyzje kadrowe – tłumaczy Grzegorz Ogonek.
Piotr Kalisz z Banku Handlowego dodaje, że w styczniu wzrosła liczba nowych zamówień, a wzrost ten był najszybszy od trzech lat. Co istotne, coraz więcej zamówień pochodzi od krajowych kontrahentów. Zamówienia eksportowe również rosną, ale wolniej niż w poprzednich miesiącach. Stąd oczywisty wniosek – przy ciągle silnym eksporcie, który napędzał Polsce wzrost gospodarczy w poprzednim roku, zaskoczył drugi silnik zwykle wspierający PKB, czyli popyt krajowy.
– Skoro rzeczywiście mamy ożywienie popytu krajowego przy stabilnym eksporcie, to tempo wzrostu gospodarczego w tym roku może być wyższe, niż do niedawna oczekiwał rynek. My zrewidowaliśmy swoją prognozę z 3,1 proc. do 3,5 proc. – podkreśla Ogonek.
Analitycy zwracają uwagę, że coraz większa liczba zamówień musi się przekładać na wzrost produkcji. Ekonomiści mówią, że być może jeszcze w styczniu nie będzie tego widać w danych GUS, ale w ciągu całego roku dynamika produkcji powinna wyraźnie wzrosnąć, do 6,5 proc. w skali roku (dla porównania w 2013 r. było to 2,2 proc.).
– Te 6,5 proc. to nie jest jakiś rewelacyjny wynik, jeśli porównamy go do stanu sprzed kryzysu, gdy produkcja rosła w tempie dwucyfrowym. Na to jednak nie ma większych szans – podkreśla Piotr Kalisz.
W wynikach ankiety PMI widać jeszcze jedno: przyspieszenie gospodarki nie musi oznaczać wzrostu cen. Wskaźnik cen wyrobów gotowych w styczniu nie tylko spadł, ale utrzymuje się poniżej bariery 50 pkt. Oznacza to, że ceny w przemyśle są coraz niższe, mimo odbudowującego się popytu. Dlaczego tak się dzieje? Dla firm to ceny są głównym orężem w walce o odbiorców. Przy rosnących kosztach produkcji (nieznacznie, ale jednak koszty w styczniu wzrosły) oznacza to jednak kolejny spadek marż w przemyśle.