Dziś rozpoczyna się francusko-niemiecki szczyt, którego celem jest pogłębienie współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa – tak przynajmniej zapowiadała kanclerz Niemiec Angela Merkel. To wyjście naprzeciw oczekiwaniom Paryża. Problem polega jednak na tym, że deklaracje te mają dla Berlina charakter czysto polityczny.
Od czasu II wojny światowej RFN starała się unikać angażowania w konflikty zbrojne, zgodnie z literą konstytucji, traktując Bundeswehrę jako siły obrony terytorium RFN w ramach NATO. Wojsko miało też służyć stopniowemu zwiększaniu znaczenia politycznego RFN. Środkiem do tego miał być udział w misjach stabilizacyjnych i prewencyjnych. Czysto militarnych działań za granicą Bundeswehra skutecznie unikała, głównie ze względu na niechlubną historię.
Ale historia okazała się wymówką. Faktycznie w ostatnim 20-leciu Niemcy zorientowali się, że doktryna wielostronnych sojuszy, w ramach której udzielali wsparcia sojusznikom w ich misjach, po pierwsze nie przynosi zamierzonych efektów, a po drugie służy jedynie interesom sojuszników, konkretnie Francji i Stanów Zjednoczonych. W konsekwencji Bundeswehra była coraz bardziej wstrzemięźliwa w angażowaniu się w operacje w ramach NATO i Unii Europejskiej. Pierwszym przykładem był sprzeciw wobec interwencji w Iraku w 2003 r., następnie sprzeciw wobec promowanej przez Francję interwencji UE w Czadzie, wobec rozszerzenia niemieckiego kontyngentu w Afganistanie, wreszcie nieangażowanie się w operację w Libii w 2011 r.
Reklama
W ostatnich miesiącach Niemcy definiują na nowo własne cele obronne. Coraz silniejszym argumentem przemawiającym za zaangażowaniem wojskowym w misje UE staje się konieczność ochrony interesu gospodarczego. Jednak takiemu zaangażowaniu ciągle zdecydowanie przeciwne jest niemieckie społeczeństwo. Według badania przeprowadzonego pod koniec stycznia przez telewizję ZDF tylko 32 proc. badanych jest za zwiększaniem zaangażowania militarnego w operacje międzynarodowe. Wynika to z przekonania, że niemieckie wojsko było w przeszłości wykorzystywane do załatwiania francuskich i amerykańskich interesów.
Dlatego słowa Angeli Merkel o chęci zacieśnienia współpracy wojskowej z Francją są traktowane w kategoriach politycznych i symbolicznych. Co do realnej polityki można się spodziewać najwyżej wzrostu zaangażowania w operacje wojskowe w Mali i Republice Środkowoafrykańskiej. Dodajmy, że zaangażowania niebezpośredniego. Zwiększenie kontyngentu niemieckiego w obu afrykańskich państwach będzie bowiem minimalne i w przypadku Mali ograniczy się do działań szkoleniowych, zaś w RŚA do wsparcia transportu lotniczego. Udział jednostek bojowych jest wykluczony.
>>> Baza Ghazni przechodzi do historii. Tak jak cała polska misja w Azji Centralnej. Czytaj więcej.