Współpraca gospodarcza polegałaby zarówno na zwiększeniu obecności polskiego kapitału na wschodzie, ale także na wsparciu ukraińskich przedsiębiorców w Polsce i na terenie Unii Europejskiej. Tylko w ten sposób możemy liczyć na trwałe i skuteczne przeciągnięcie Ukrainy w zachodnioeuropejską strefę wpływów.

Choć na razie sytuację u naszego wschodniego sąsiada determinuje liczba „niezidentyfikowanych zielonych ludzików” uzbrojonych po zęby w nowoczesną broń regularnej armii, to trzeba już myśleć o tym, w jaki sposób kształtować relacje w sytuacji - jak określają to struktury unijne – deeskalacji konfliktu.

Nikogo nie trzeba przekonywać, że bezpieczna i stabilna Ukraina krocząca konsekwentnie w stronę Unii Europejskiej leży w żywotnym interesie Polski. Co zatem poza gestami politycznymi, deklaracjami poparcia możemy zrobić, by tak właśnie było, by Ukraina na trwałe obrała kurs proeuropejski? Czy poza naciskaniem na kraje Zachodu Polska ma jakiekolwiek narzędzia, by Ukrainę odciągać od orbity wpływów agresywnego sąsiada ze wschodu na rzecz zacieśniania współpracy z Unią Europejską?

Dla ukraińskich liderów i znacznej części ukraińskiego społeczeństwa stanowimy dziś doskonały przykład udanej transformacji. Gdy ponad dwadzieścia lat temu Ukraina uzyskała swoją niepodległość, startowaliśmy z podobnego poziomu, dzisiaj nasze PKB na mieszkańca jest trzykrotnie wyższe niż na Ukrainie.

Reklama

Gdy my w 2009 roku chwaliliśmy się, że jesteśmy „zieloną wyspą” w Europie, Ukraina zanotowała blisko 15 procentowy spadek PKB. To zatem doświadczenia z naszej transformacji, wiedza o osiągniętych w ostatnim dwudziestopięcioleciu sukcesach i popełnionych błędach, stanowią naszą najlepszą ofertę dla Ukrainy.

Doskonale rozumie to prezydent Bronisław Komorowski, który określił obszary wsparcia ukraińskich reform ze strony Polski - to tworzenie warunków dla rozwoju sektora małych i średnich firm, reforma samorządowa i budowa całościowego systemu zwalczania korupcji.

Dziś nasz Prezydent poszedł dalej – wystąpił z inicjatywą utworzenia funduszu inwestującego w małe i średnie ukraińskie firmy – brawo!

Jednak samo podzielenie się wiedzą i doświadczeniem oraz nawet realizacja prezydenckiej inicjatywy, to moim zdaniem za mało dla zbudowania trwałych gospodarczych relacji, dla stworzenia rzeczywistego polsko – ukraińskiego partnerstwa w zjednoczonej Europie.

Partnerstwo polityczne, nie gospodarcze

Polska, choć politycznie kwalifikuje się do awangardy przyjaciół proeuropejskich władz Ukrainy, w wymiarze gospodarczym pozostaje daleko w tyle. Polski kapitał plasuje się zaledwie na 12 miejscu wśród największych inwestorów na rynku ukraińskim. Kapitał inwestowany w tym kraju, choć nie jest mały (zainwestowaliśmy dotąd na Ukrainie blisko miliard dolarów), to jednak w skali całego kraju polskie inwestycje bezpośrednie stanowią niecałe 2 proc. wszystkich inwestycji na Ukrainie.

Z kapitałem ukraińskim w Polsce jest jeszcze gorzej – wg Państwowej Służby Statystyki Ukrainy – inwestycje bezpośrednie to 50 milionów dolarów. A całość inwestycji ukraińskich w Polsce to zaledwie 0.8 proc. ogółu inwestycji ukraińskich podmiotów poza granicami kraju. I chociaż dodać tu trzeba kapitał zainwestowany w Polsce poprzez kraje trzecie – to nie jest to jednak wielkość imponująca, adekwatna do rzeczywistego potencjału możliwej współpracy.

Odnieśliśmy dyplomatyczny sukces - mediacja ministra Radosława Sikorskiego wzbudziła szacunek w Europie i na świecie. Szeroko odnotowana została obecność wielu Polaków na Majdanie, powszechne było okazywanie solidarności w Polsce.

Wykonaliśmy wiele widowiskowych politycznych gestów - one też są potrzebne. Przynoszą poklask mediów, nawet uznanie elit europejskich, ale ich efekt jest niestety krótkotrwały. Jeśli za nimi nie pójdzie determinacja i konkretne działania na rzecz budowy silnej, konkurencyjnej ukraińskiej gospodarki, jak najszerszej powiązanej z gospodarką polską i gospodarkami krajów Unii Europejskiej, to po tym kolejnym zrywie Ukraina będzie nadal skazana wyłącznie na relacje handlowe z agresywnym sąsiadem, który biznesu nie traktuje w kategoriach pragmatycznej analizy opłacalności lecz jako jedno z narzędzi budowy swojego imperium.

O skali wyzwań w sposób szczególny świadczy dzisiaj struktura ukraińskich obrotów handlowych – blisko czterdzieści proc. to obroty z Rosyjską Federacją, na drugim miejscu są Chiny, dopiero na trzecim cała Unia Europejska. Samo jednostronne otwarcie unijnego rynku dla ukraińskich produktów, to wobec ich niekonkurencyjności zdecydowanie za mało.

Mówiąc brutalnie – grozi nam kilka miesięcy wzniosłych uczuć, z których nic nie wyniknie – przynajmniej do następnego zrywu. Tak niestety wyglądało to w ostatnim dziesięcioleciu, kiedy Polacy ramię w ramię stali z Ukraińcami podczas Pomarańczowej Rewolucji. I pomimo tego, że przez kilka lat władzę sprawowały proeuropejskie gabinety „pomarańczowych”, niewiele z tego poza współpracą na niwie politycznej wyniknęło. Nie zreformowano ukraińskiej gospodarki, nie udało się zbudować trwałych więzi gospodarczych. Czy wszyscy wyciągnęliśmy wnioski z upadku Pomarańczowej Rewolucji?

Wygląda na to, że wnioski wyciągnęli nasi ukraińscy przyjaciele. „Techniczny” rząd Ukrainy ma świadomość konieczności szybkich i głębokich reform. Dla wielu obserwatorów to prawie „mission impossible”. Ale jestem głęboko przekonany, że determinacja ukraińskich liderów, wsparta skuteczną pomocą Zachodu, otworzy przed Ukrainą nowe perspektywy.

Wśród członków nowego rządu jest mój przyjaciel, od kilku lat prezes Polsko – Ukraińskiej Izby Gospodarczej z ukraińskiej strony – Oleksandr Shlapak. Podjął się on wyjątkowo trudnej roli – przyjął obowiązki ministra finansów. Kilkanaście lat temu, gdy równolegle byliśmy ministrami gospodarek naszych krajów, snuliśmy plany o szybkiej integracji Ukrainy z Europą Zachodnią. Dzisiaj obecność Saszy w ukraińskim rządzie jest dla mnie dowodem na kompetencję i determinację ukraińskiej ekipy gospodarczej w dążeniu do budowania silnej i nowoczesnej, demokratycznej Ukrainy.

>>> Ukraina zapowiada, że będzie bronić wschodnich obwodów

Gospodarcze partnerstwo wschodnie

Wygląda na to, że z doświadczeń krajów Europy Środkowej, które skutecznie wybiły się z bloku sowieckiego i przeorientowały swoje gospodarki, najdalej idące wnioski wyciągnęła Moskwa. Obecnie śmiało można powiedzieć, że na Ukrainie nadzwyczaj sprawnie działa „Partnerstwo Zachodnie” zorganizowane przez Federację Rosyjską.

Rosyjscy biznesmeni są największym partnerem handlowym Ukrainy, posiadają pakiety kluczowych przedsiębiorstw, a sama Rosja jest naturalnym rynkiem zbytu ukraińskiej produkcji. Stąd też można zrozumieć, dlaczego tak duża część Ukraińców spogląda z nadzieją na wschód, dlaczego zamiast w Warszawie czy Paryżu, swoją przyszłość lokuje gdzieś w dużych ośrodkach autorytarnej, ale znacznie bogatszej od Ukrainy Rosji.

Dlatego Polska powinna być orędownikiem nie tylko inicjatyw politycznych, ale szczególnie dzisiaj, także inicjatyw gospodarczych, które uplasowałaby polskie i ukraińskie firmy w czołówkach list inwestorów po obu stronach naszej granicy. Każda złotówka czy hrywna zainwestowana z powodzeniem w gospodarki obu krajów, przyniesie miejsca pracy, a także wzajemne kontakty między społeczeństwami.

To buduje tę bezcenną wartość, jaką jest sieć wzajemnych powiązań tworzonych przez ludzi świadomie zajmujących się biznesem.

Już słyszę głosy, że Polski nie stać na wspieranie Ukrainy, że mamy własne problemy, że to nie nasze zadanie. Nic bardziej mylnego! Na pomocy ukraińskiej gospodarce sami możemy zrobić dobry interes. Mamy tu do czynienia z sytuacją, w której korzyści odnieść mogą obie strony. Przecież ci, którzy do tej pory zainwestowali na Ukrainie, nie robili tego z powodu swoich charytatywnych pasji. Pomimo wielu trudności, wielu polskich przedsiębiorców prowadzi dziś na Ukrainie często wysoko rentowne przedsięwzięcia. Dzisiaj Ukraina wdrażająca europejskie standardy to potencjalnie coraz lepsze miejsce do robienia dobrych interesów.

Mamy na Ukrainie blisko 1200 podmiotów z udziałem polskiego kapitału. W większości to małe i średnie firmy. Wsparcie ich rozwoju to szansa na nowe miejsca pracy na Ukrainie, podnoszenie ich konkurencyjności – to zwiększanie konkurencyjności ukraińskiej gospodarki.

Niestety nasz system wsparcia eksportu czy polskich inwestycji za granicą nie przystaje do dzisiejszej sytuacji – politycznie Ukraina dzisiaj to kraj wysokiego ryzyka. Dla instytucji finansowych oznacza to ograniczanie akcji gwarancyjnej i kredytowej. Restrykcyjne podejście takich organizacji, jak chociażby OECD do „wczorajszej” Ukrainy (siódma grupa krajów największego ryzyka) blokuje dziś praktycznie możliwości pomocy polskim firmom w projektach na Ukrainie. Tutaj też mamy do spełnienia szczególną misję - ambasadora Ukrainy we współczesnym świecie.

Ukraina obecnie potrzebuje strategicznych inwestycji w infrastrukturze, energetyce, przemyśle wydobywczym. Kraj ten, tak jak i my, poszukuje gazu łupkowego, buduje morski terminal gazowy, poszukuje możliwości dywersyfikacji źródeł energii m.in. rozwijając energetykę opartą o źródła odnawialne.

We wszystkich tych i wielu innych obszarach jest pole do działania dla naszych firm – również spółek skarbu państwa, do tej pory poszukujących projektów w Afryce czy południowej Ameryce.

Swoją drogą warto tu pomyśleć też o możliwościach polsko – ukraińskiego partnerstwa na rynkach trzecich. W wielu krajach Trzeciego Świata obecny był dawny Związek Radziecki – najczęściej poprzez potencjał firm zlokalizowanych w dzisiejszej Ukrainie – życie dowodzi, że dawne relacje mogą być bardziej efektywne od prób nawiązywania nowych.

Szczególnym obszarem możliwej współpracy jest tutaj przemysł zbrojeniowy.

Możliwości współpracy jest wiele – konieczna jest polsko – ukraińska „burza mózgów”. Nie czekając, aż opadnie kurz ukraińskiej rewolucji i sytuacja geopolityczna zrobi się bardziej stabilna, chcemy zorganizować debatę znaczących przedstawicieli biznesu naszych krajów, aby określić pola współpracy i przyjąć strategię zacieśnienia naszych relacji w przyszłości.

Gorzka rzeczywistość

To tyle o teraźniejszości i przyszłości. Mam jednak świadomość, że na naszych relacjach gospodarczych ciąży dzisiaj przeszłość. Problemy polskich firm na ukraińskim rynku – korupcja, zmieniające się regulacje, sądowe spory o zwrot należnego VAT-u, nierzetelność partnerów i wiele innych – to wszystko nie zachęca do rozpoczynania nowych projektów. Nie najlepiej to wygląda jednak także i po drugiej - polskiej stronie.

W Polsce ukraiński kapitał obecny jest m.in. w przemyśle ciężkim: Stoczni Gdańskiej oraz Hucie Częstochowa. Szczególnym symbolem jest tutaj oczywiście Stocznia Gdańska. Mimo milionów złotych wyłożonych przez ukraińskie firmy m.in. na ratowanie kolebki Solidarności – jej perspektywy są dzisiaj marne. Przez polskie media przetoczyła się kampania dyskredytująca właścicieli Stoczni jako ukraińskich oligarchów. Tymczasem oni dzisiaj zaangażowali się w budowę nowej Ukrainy, weszli do jej proeuropejskich władz.

Serhij Taruta – wiodący współwłaściciel stoczni, został gubernatorem Doniecka. Obraz tego, co musi tam przeżywać, daje nam dzisiaj codziennie telewizja relacjonująca zajścia na ulicach Doniecka. Od dłuższego czasu trwa wokół stoczni spór o przyczyny kryzysu i sposób jej ratowania. Nie tylko nie uratuje on stoczni, ale też na wiele lat może zrazić ukraińskich inwestorów do Polski. Tym bardziej, że przyszli oni do nas zaproszeni przez poprzedni polski rząd, który wtedy, w imię ratowania Stoczni i tysięcy miejsc pracy, obiecywał złote góry. Trzeba przyznać, że nie ze wszystkich obietnic przez te lata się wywiązaliśmy, błędy popełnili w tym czasie też zarządzający stocznią, a przysłowiową „czarę goryczy” przelał światowy kryzys.

Zmiana władzy na Ukrainie, daje nadzieje na silny impuls do zmian. Nie tylko po ukraińskiej stronie. Po obu stronach konieczne jest nowe otwarcie. Tym łatwiejsze na Ukrainie, gdyż władza tam zmieniła się diametralnie – to ludzie pełni zapału, wiary i optymizmu, i tym trudniejsze czasem w Polsce, gdzie jesteśmy często niewolnikami zakorzenionych stereotypów i wcześniej już podjętych decyzji.

Mimo wszystko jednak warto. W dobrze pojętym interesie obu krajów. Zdjęcia polskich polityków z Majdanu i ich płomienne słowa to za mało, jeśli nie chcemy, by piękny zryw nie skończył się równie gorzko jak Pomarańczowa Rewolucja. Zatem zabierzmy się na serio za budowę intensywnych relacji gospodarczych Ukrainy z Polską i innymi krajami UE. Po konkretnym zaangażowaniu się na rzecz rozwoju tych relacji powinniśmy coraz bardziej oceniać dzisiaj naszych polityków.