W ręce dziennikarzy trafił niedawno list, jaki wystosował pan do swoich współpracowników. Pisze pan m.in. o „okropnej rzeczywistości wokół", która przypomina „bagno porośnięte pięknymi kwiatami".

To jest list skierowany do pracowników giełdy, a upubliczniony został wbrew mojej woli i wbrew klauzuli, jaką zawierał, informującej, że jest skierowany wyłącznie do adresata, a jego nieautoryzowane ujawnienie, dystrybucja, reprodukcja, kopiowanie, publikacja lub wykorzystanie jest niedozwolone i może powodować odpowiedzialność prawną.

Upublicznienie nie zmienia faktu, że wciąż pozostaje listem tylko do moich współpracowników, dlatego nie chcę go publicznie komentować. Jednak jeśli już ktoś spoza grona adresatów czyta go, powinien to robić z głębszą refleksją. Moje listy mają właśnie tą cechę, że mają wywoływać tę refleksję. Jako przykład podam cytat Alberta Einsteina, jaki wysłałem pracownikom w poprzednim liście: „I never made one of my discoveries through the process of rational thinking.” („Nie dokonałem żadnego z moich odkryć przez myślenie racjonalne” – red.).

Co do listu opublikowanego, wyjaśnić mogę tyle, że posłużyłem się alegorią pokazującą, że w życiu, podobnie jak na bagnie, możemy mieć do czynienia z dwoma różnymi poziomami. To, co widzimy z wierzchu, najczęściej jest piękne i wzniosłe, a to co jest pod spodem, ten realny poziom, często mocno różni się od tego oficjalnego i niekoniecznie jest już takie przyjemne. Stąd właśnie takie porównanie.

Reklama

Czytaj też: Koniec snów o wielkiej giełdzie. Dobre czasy dla GPW odeszły

List stał się jednak publiczny. Wzbudza spore zainteresowanie i rodzi szereg pytań, także dlatego, że został napisany niedługo po tym, jak agencja Reutera podała, że już wkrótce może pan stracić posadę prezesa giełdy, a pana następcą miałby zostać wiceminister skarbu Paweł Tamborski. Ma pan okazję wyjaśnić, co miał na myśli...

Zdarzeń poprzedzających wysłanie przeze mnie tego listu było sporo i wszystkie one złożyły się na pewien stan mojego ducha – stan, którym chciałem się podzielić z najbliższymi współpracownikami. To, jakie konkretnie fakty są ze sobą łączone przez analityków mojego listu, jest kwestią osobistej interpretacji i fantazji. Przyznaję natomiast, że we wspomnianej depeszy agencyjnej faktycznie znalazły się informacje, które mnie poruszyły i też w jakimś stopniu – choć zdecydowanie niewielkim - przyczyniły się do tego, że napisałem ten list. Nie chodzi jednak wcale o ewentualną zmianę na stanowisku prezesa GPW, ani tym bardziej o wymienionego z nazwiska kandydata, którego znam od lat i szanuję – sam przecież kilka tygodni temu komentowałem panu pozytywnie tę kandydaturę.

A o co?

O pojawiające się coraz częściej przecieki informacji oraz o kreowanie i upublicznianie w szerszym lub węższym zakresie informacji nieprawdziwych...

A konkretnie? Czy chodzi o nieprawdziwe informacje związane z kończącą się kadencją i wyborami nowych władz GPW?

Chodzi o informacje dotyczące bardzo różnych obszarów. Ubolewam generalnie nad tym, że w życiu akceptowalne stało się kłamstwo. Rozmawiałem z osobami, które posługują się kłamstwem jako zwykłym narzędziem osiągania swoich celów. Niektóre otwarcie o tym mówiły. Mnie taka norma nie odpowiada i staram się z nią walczyć, pokazując, jakimi wartościami należy się w życiu i w relacjach z innymi kierować. Stąd mój list do współpracowników. W ciągu roku wysłałem ich już 30 – to jedna z form komunikacji, jaką utrzymuję z pracownikami.

Czy w związku ze zbliżającymi się wyborami nowych władz GPW też rozpowszechniano nieprawdziwe informacje?

Na pewno kłamstwem są pojawiające się od pewnego czasu informacje, jakoby obecny zarząd giełdy od momentu powołania go nic lub prawie nic nie zrobił, a zajmował się jedynie bieżącym administrowaniem.

Wiąże pan pojawianie się takich informacji z walką o stanowisko prezesa GPW?

Nie chcę tak tego interpretować, ale bardzo wiele osób tak właśnie sądzi.

Polecamy: GPW będzie najsilniejszą giełdą w historii Europy Środkowo-Wschodniej?

Pracuje pan na GPW już ponad 20 lat, od kilku lat zasiada pan w zarządzie. Wcześniej nie dostrzegał pan tych wszystkich zjawisk, o których teraz mówi? I postanowił pan podzielić się ze z pracownikami giełdy swoimi spostrzeżeniami dopiero wtedy, gdy kończy się pana kadencja?

Nie, już wielokrotnie dzieliłem się ze współpracownikami swoimi przemyśleniami, choć zazwyczaj robiłem to w mniejszym gronie. A podejmowanie takich tematów uważam za przejaw zwyczajnej uczciwości wobec siebie i innych ludzi, choć przede wszystkim jednak wobec siebie samego.

Uważam, że podstawą funkcjonowania każdej organizacji, w tym także organizacji gospodarczej jest zaufanie. Jeśli swoim postępowaniem, m.in. pobłażaniem wobec kłamstwa będziemy to zaufanie niszczyć wokół nas, to nasze społeczeństwo nie będzie sprawnie funkcjonować, a życie, które ma dawać nam radość, stanie się koszmarem i walką, w której nie ma reguł.

Wtedy wszyscy będziemy stratni. Mnie akurat na tych wartościach budujących zaufanie zależy i będę o nie walczył. Każdy z nas może i powinien część swojego czasu poświęcić właśnie na propagowanie i wprowadzanie kluczowych wartości i zasad w życie. Bo jeśli one zostaną zaniedbane, to naprawienie zaistniałego stanu rzeczy będzie ogromnie trudne.

Wróćmy do kłamstwa. Jakie to cele miałoby ono pomóc osiągnąć? Pozycję, władzę, pieniądze?

Bywają różne cele. Spotkałem się z sytuacjami, kiedy kłamstwo pozwoliło osiągnąć stanowisko, utrzymać się na nim, wyeliminować konkurencyjną firmę lub ją oczernić, a czasami było stosowane w sytuacjach zupełnie niewytłumaczalnych. Wtedy zainteresowałem się tym zjawiskiem – oprócz zwykłego kłamstwa funkcjonuje też tzw. zespół Delbrucka, czyli mitomania – skłonność do kłamania i fantazjowania, której nie można pohamować. O ile z tą chorobą trudniej walczyć, to ze zwyczajnym kłamstwem trzeba, zwłaszcza z tą odmianą, która krzywdzi innych.

Czy wspomniane przez Pana przypadki upublicznienia nieprawdziwych informacji nie mają związku z walką o bardzo prestiżowe, bo jedyne takie w Polsce, z wielkimi wpływami i bardzo sowicie wynagradzane - 2 mln zł rocznie - stanowisko prezesa warszawskiej giełdy?

Na te 2 mln trzeba bardzo mocno zapracować. Wynagrodzenie Prezesa GPW to ok 950 tys. rocznie. Reszta to potencjalna premia za realizację postawionych celów i to częściowo odkładana w banku premii, którą można w kolejnych latach stracić. W moim przypadku ocena za rok ubiegły była bardzo wysoka, stąd wysoka premia i bardzo trudno będzie to powtórzyć. I nie sprowadzajmy naszej rozmowy do kwestii walki o stanowisko. To byłoby wielkie uproszczenie i wypaczyłoby ogólniejsze przesłanie. Chodzi bowiem o coś znacznie poważniejszego niż stanowisko dla tej lub innej osoby. Zresztą kwestie personalne są moim zdaniem w ogóle banalne, wtórne.

Wiele osób postrzega jednak obecną sytuację właśnie w kategoriach walki o stanowisko.

Dlatego trzeba im tłumaczyć, że jest inaczej, że chodzi o coś znacznie ważniejszego. Zresztą mnie osobiście postawa walki o jakiekolwiek stanowisko jest z gruntu obca. Powiem więcej: nigdy o żadne stanowisko nawet się nie starałem. Wszystkie otrzymywałem dzięki ciężkiej pracy i uczciwości, czyli dlatego, że prezentowałem taką postawę, o jakiej teraz mówię. Wszyscy moi wcześniejsi szefowie mogą o tym zaświadczyć. Co więcej przez większość mojego życia pracowałem będąc wynagradzanym co najmniej umiarkowanie (zarząd GPW był do niedawna wynagradzany zgodnie z tzw. ustawą kominową - red.). Innymi słowy nie pracowałem dla pieniędzy, ale z pasji i dla dobra giełdy, czyli instytucji, którą współtworzyłem. Interes GPW jest dla mnie bardzo ważny. A ponieważ uważam, że ekipa, która teraz kieruje giełdą, potrafi to bardzo dobrze robić, ma klarowną wizję rozwoju GPW i głębokie rozumienie czynników sukcesu, jestem zdania, że trzeba kontynuować to dzieło. Dlatego też, jako jedyna dotychczas osoba, często pytany - jasno zadeklarowałem, że jestem zainteresowany stanowiskiem prezesa na kolejną kadencję. Jeśli nim nie będę, to moja wiedza i doświadczenie na pewno zostaną wykorzystane dla rozwoju rynku w inny sposób.

Wracając do samej giełdy – jej reputacja, budowana od ponad 20 lat, została mocno nadszarpnięta w końcu roku 2012. Od ponad roku ją naprawiamy. Giełda powinna być instytucją świadczącą usługi na najwyższym poziomie, ale również przykładem instytucji, w której na każdym poziomie stosowane są wysokie standardy etyczne i kluczowe wartości. I sądzę, że każdy menedżer powinien dbać o to, żeby jego firma też tak funkcjonowała. Bo menedżer to nie tylko człowiek, który został wynajęty po to, żeby osiągać dobre wyniki ekonomiczne. Moim zdaniem nie można roli menedżera sprowadzać tylko to tej funkcji, musi spełniać także inne – kształtujące kulturę społeczną w organizacji za którą odpowiada i w otoczeniu z którym współpracuje.

Czy nie boi się pan, że to wizjonerstwo bardziej panu zaszkodzi niż pomoże?

Uważam, że jeśli chce się osiągać większe rzeczy, musi się być wizjonerem. I chyba mam tego typu cechy. Dlatego też chcę bardzo mocno zmienić giełdę. Chcę, aby była dużą międzynarodową firmą, świadczącą usługi, z których klienci są w pełni zadowoleni, a akcjonariusze usatysfakcjonowani stabilnym kreowaniem wartości. Teraz jeszcze usługi GPW takie nie są, choćby dlatego, że są w pewnych obszarach za drogie – moim celem jest obniżenie kosztu tych usług, ale w sposób mądry i nie niszczący wartości spółki.

Aby zmienić naszą giełdę, trzeba mieć najpierw wizję, a następnie chęci i siłę, aby ją zrealizować. Nie wspomnę o specyficznych kompetencjach. Na menedżerskim stanowisko wizjonerstwo nie tylko nie przeszkadza, ale jest wręcz konieczne. Chyba, że naszym celem jest samo trwanie. Moim nie jest.