Najnowsza literatura, którą można odnieść do analizy sytuacji w Europie, dostarcza w tym temacie interesujących wniosków.

Kluczowy z nich jest taki, że chociaż europejska polityka podejmuje szereg działań wspierających wzrost zatrudnienia, statystyki dotyczące poziomu bezrobocia utrzymują się na negatywnym poziomie. Pojawia się też inny, rzadko poruszany, istotny problem: technologia może w dłuższej perspektywie radykalnie zmienić kształt rynku pracy oraz dokonać zmian w typach oraz strukturze kompetencji, jakie będą w przyszłości na nim potrzebne.

W sporach na temat makroekonomicznych skutków wpływu nowych technologii na pracę można luźno wyróżnić dwie grupy oponentów: „minimalistów”, którzy uważają że oddziaływanie technologii na pracę będzie niewielkie, oraz „maksymalistów”, przekonanych, że wszystkie zmiany w tym zakresie są możliwe.

Przedstawicielem pierwszego obozu jest Robert Gordon, który postawił hipotezę, że właśnie wchodzimy w erę niskiego wzrostu gospodarczego, w której rozwój nowych technologii będzie miał mniejszy niż w przeszłości wpływ na gospodarkę. W opozycji do niego jest grupa „maksymalistów” (do którego należą na przykład Andrew McAfee i Erik Brynjolfsson), która przewiduje dramatyczne ekonomiczne zmiany w rezultacie nadejścia „Drugiego Wieku Maszyn”.

Reklama

"Maksymaliści" prognozują nakręcającą się walkę technologii i edukacji na rynku pracy, która dramatycznie zmieni charakter kompetencji wymaganych od pracowników. Według tej teorii automatyzacja pracy stanie się zagrożeniem nie tylko dla stanowisk opartych o rutynowe zadania, ale również na prace, których podstawą jest kreatywność.

>>> Polecamy: Microsoft zwolni 18 tys. pracowników. Czkawka po przejęciu fińskiej Nokii?

W czym jesteśmy lepsi od maszyn?

Ważne badania na temat komputeryzacji rynku pracy przeprowadzili Carl Frey i Michael Osborne z Uniwersytetu w Oksfordzie. Wyróżnili oni trzy zasadnicze czynniki (ludzkie kompetencje), które zapobiegają automatyzacji miejsc pracy: kreatywność, inteligencję społeczną oraz zdolności skutecznego zarządzania zadaniami. Badacze następnie sklasyfikowali 702 zawody pod kątem konieczności posługiwania się tymi umiejętnościami.

Używając tej klasyfikacji oceniono prawdopodobieństwo (poziom ryzyka) informatyzacji zawodu, czyli prac, które mogą zostać zautomatyzowane w bliżej nieokreślonej perspektywie jednej lub dwóch dekad. Frey i Osbourne skupili się na oszacowaniu odsetka zatrudnienia, które może zostać zastąpione przez mechaniczną pracę, z uwzględnieniem prognoz rozwoju technologii w najbliższych latach. Prace, które wymagają kompetencji, w których ludzie mają przewagę nad maszynami, są mniej podatne na zmiany. Przykładowo, stopień zagrożenia telemarketerów informatyzacją wynosi 99 proc., podczas gdy terapeutów jedynie 0,28 proc.

Według tego badania 47 proc. amerykańskich zawodów w USA jest podatnych na informatyzację i „zagrożonych wyginięciem”.

W jakim stopniu te zmiany zagrażają poszczególnym klasom pracowników? Autorzy badania przewidują, że rozwój nowych technologii pogrąży w pierwszej kolejności nisko wykwalifikowaną i słabo opłacaną siłę roboczą. Dotyczy to głównie pracy w sektorze usług, wcześniej nie nadającej się do zinformatyzowania, która w przyszłości będzie wykonywana przez sztuczną inteligencję.

Co te odkrycia oznaczają dla Europy? Które państwa ze Starego Kontynentu są najbardziej zagrożone? Odpowiedzi na to pytanie dostarcza ogólny indeks grupujący państwa pod kątem zastępowalności ludzkiej siły roboczej przez roboty (przedstawiony na mapie). Warto zwrócić uwagę na ograniczenia tego typu prognoz, trudno bowiem przewidzieć, jak będą wyglądały poszczególne zawody w ciągu najbliższej dekady.

Ogólny obraz, jaki wyłania się po przeanalizowaniu danych nie jest zaskakujący. Kraje z północy Europy: Holandia, Belgia, Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Irlandia i Szwecja są w znacznie mniejszym stopniu zagrożone niż biedne kraje z południa Europy oraz nowej Unii. Istnieje ścisła odwrotna korelacja pomiędzy dochodem per capita poszczególnych państw, a poziomem ryzyka automatyzacji kraju.

Można wyciągnąć wniosek, że rozwój technologiczny w najbliższych dekadach wpłynie znacznie mocniej na rynek pracy peryferyjnych unijnych państw niż na bogate i zaawansowane informatycznie kraje. Warto jednak zaznaczyć, że historycznie biedne kraje znacznie wolniej adaptowały się do zmian opartych na innowacjach. Biorąc pod uwagę różne tempo wdrażania technologii przez firmy w poszczególnych krajach trudno przewidzieć, w jakim stopniu te państwa będą zagrożone. Rozwój rynków pracy będzie także uzależniony od relatywnych kosztów technologii.

Opierając się na badaniach Freya i Osbourne'a możemy oszacować zakres w jakim dojdzie do „wymienialności” ludzi na maszyny. W zależności od zamożności państwa Wynosi on od 45 do 60 proc.

>>> Czytaj też: Carlos Slim i władze Seulu twierdzą zgodnie - musimy pracować mniej