49 proc. za niepodległością Szkocji, 51 proc. - przeciw. To wynik ostatniego sondażu przed jutrzejszym referendum.

W poprzednim badaniu, wykonanym przez ten sam instytut - Ipsos MORI - 5 sierpnia, zwolenników oderwania się Szkocji od Zjednoczonego Królestwa było 42 proc., a osób mających przeciwne zdanie 58 proc.

Unia Szkocji i Anglii trwa od 307 lat. Dla Wielkiej Brytanii secesja Szkocji byłaby historycznym ciosem, porównywalnym tylko z oderwaniem się Irlandii w 1922 roku.

>>> Czytaj też: Wojna o Szkocję. O przyszłości państwa może zadecydować funt

Reklama

W ostatnim dniu kampanii przed jutrzejszym referendum niepodległościowym w Szkocji przeciwnicy i zwolennicy zerwania unii z Anglią zgromadzili się na głośnych wiecach w Glasgow. Na wiecu kampanii "Razem Lepiej" był były brytyjski premier, Szkot Gordon Brown, który z pasją ponowił ostrzeżenie, że głosowanie za niepodległością to wielkie ryzyko.

"Otwiera się pod nami ekonomiczna zapadnia, w którą wpadniemy, i z której możemy nigdy nie wyjść. Milion miejsc pracy związanych z handlem i przynależnością do Zjednoczonego Królestwa - stocznie, sektor finansowy - to wszystko problemy, na które Szkocka Partia Narodowa nie ma odpowiedzi" - grzmiał były premier, wyliczając dalsze pytania bez odpowiedzi: o przyszłą walutę, o spłatę zadłużenia, o zatkanie dziury w budżecie, o rosnące ceny w sklepach, o emerytury i stopy procentowe.

Na te przestrogi Gordona Browna zareagował na pobliskim wiecu lider SNP Alex Salmond, mówiąc, że odpowiedź na referendalne pytanie "Czy Szkocja powinna być niepodległym państwem" jest teraz "w bezpiecznych rękach szkockiego elektoratu". "Przez całą kampanię widzieliśmy, jak ludzie przechodzą na stronę Tak. A powodem był głęboki kontrast między negatywnym przesłaniem obozu "Nie" a naszym, bardzo pozytywnym na temat przyszłości Szkocji..." - mówił Alex Salmond reporterom, a reszta jego wypowiedzi utonęła w skandowanym przez tłum "Tak, możemy!".