Jeśli „przyrost” w prognozach się utrzyma, za kilka lat usłyszymy, że w roku 2030 nad Wisłą będzie mieszkało tylko nieco mniej niż obecne 38,5 mln Polaków.

W prognozie opublikowanej w 2004 r. na lata 2003–2030 GUS przewidywał, że w końcu tego okresu liczba Polaków spadnie do 35,7 mln – z 38,2 mln w 2002 r. W 2007 r. spodziewał się, że w tym czasie będzie nas 36,8 mln, a w prognozie z tego roku, że 37,2 mln. Skąd tak ogromne różnice w statystykach?

– Wynikają one z założeń przyjętych do poszczególnych prognoz – tłumaczy prof. Irena Kotowska z SGH. W szacunkach podanych przed dziesięcioma laty opierano się na wskaźnikach mówiących o bardzo niskiej liczbie urodzeń. Na przykład w 2003 r. współczynnik dzietności wynosił zaledwie 1,222. Oznaczało to, że na 1000 kobiet w wieku rozrodczym (15–49 lat) przypadało tylko 1222 urodzonych dzieci. Potem sytuacja trochę się poprawiła – w 2006 r. wskaźnik dzietności wzrósł do 1,267.

>>> Polecamy: Polska staje się krajem starych ludzi. Firmy szykują się na boom

Reklama

Więcej dzieci, dłuższe życie

Mieliśmy więc nieco więcej maluchów, niż wcześniej przewidywano, a równocześnie spadało natężenie zgonów i następowało wydłużanie się przeciętnego trwania życia. – Nie doszacowano tego w pełni, zarówno w prognozie udostępnionej w 2004 r., jak i przygotowanej w 2007 r. – uważa dr Piotr Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego.

Wzrost długości życia Polaków jest ewidentny. W ubiegłym roku mężczyźni żyli przeciętnie 73,1 lat (o 3,4 roku dłużej niż w 2000 r.), a kobiety 81,1 lat (o 3,1 roku dłużej niż w 2000). Wpływ na to ma przede wszystkim to, że zdecydowanie zwiększyła się liczba osób, które dbają o swoje zdrowie, więcej ćwiczą, nie popadają w nałogi lub je rzucają. Lepiej się również odżywiamy, a nasza dieta jest bogatsza niż kiedyś w warzywa i owoce. Nasze życie wydłuża się również dzięki postępowi medycyny. Choć mimo pozytywnych zmian nadal niekorzystnie wypadamy na tle czołówki krajów europejskich. Wiek dożywania mężczyzn w Polsce jest bowiem krótszy o ok. 8 lat, a kobiet o 4 lata w porównaniu np. z Wielką Brytanią czy Włochami.

Tegoroczna prognoza bardziej niż poprzednie uwzględnia te korzystne zmiany, chociaż na przykład wskaźnik dzietności w ubiegłym roku znowu się obniżył – do 1,256, z 1,299 w roku poprzednim. Przewiduje się jednak ponowny jego wzrost do 1,43 w 2030 r. Między innymi dlatego oczekiwana liczba ludności w tymże roku jest najwyższa na tle wcześniejszych szacunków. – Liczba Polaków w kolejnej prognozie może być nawet trochę wyższa od obecnie przewidywanej przez GUS – twierdzi prof. Kotowska.

>>> Czytaj też: Bezpłatne studia dla każdego. Demografia rozsadzi system szkolnictwa wyższego

Pomaga polityka prorodzinna

Zdaniem profesor z SGH więcej dzieci może się rodzić również w wyniku zmian w polityce rodzinnej. Sporo ich już wprowadzono, powstają też nowe pomysły. Na przykład wydłużono urlopy macierzyńskie i umożliwiono mężczyznom korzystanie z płatnych urlopów rodzicielskich – jeśli przeznaczą je na opiekę nad dzieckiem. Dofinansowane jest także tworzenie żłobków i przedszkoli oraz legalne zatrudnianie niań. Poza tym ostatnio premier Ewa Kopacz zapowiedziała wypłacanie 1000 zł miesięcznie z tytułu rocznego urlopu rodzicielskiego osobom dziś nieubezpieczonym (np. bezrobotnym). Mają też zostać wprowadzone nowe ulgi na dzieci w PIT.

To jednak jeszcze nie wystarcza do wyraźniejszych zmian w demografii. – Z naszych badań wynika, że Polacy planują posiadanie dwójki dzieci – podkreśla prof. Kotowska. Niestety – jak zaznacza – deklaracje rozmijają się z rzeczywistością. – Dlatego musimy dyskutować o tym, dlaczego tak się dzieje, żeby móc wpływać na preferencje obywateli i wprowadzać odpowiednie zmiany, by rodziło się więcej dzieci – twierdzi pani profesor.

Dodaje również, że prognozy demograficzne mogłyby być precyzyjniejsze, gdyby robiono je częściej, bo uwzględniałyby między innymi aktualne zmiany w zachowaniach prokreacyjnych ludności. Rzeczywiście, między dwiema ostatnimi prognozami demograficznymi GUS minęło aż siedem lat. A jak zauważa prof. Kotowska, ONZ robi prognozę ludności na całym świecie co dwa lata, natomiast Eurostat – biuro statystyczne Unii Europejskiej – co cztery.

Eksperci są zgodni, że niestety spadek ludności Polski jest nieunikniony. Różnią się tylko w prognozach co do skali tego spadku.– Szacuję, że w 2050 r. ludność Polski wyniesie 34,5–35 mln – informuje dr Krzysztof Szwarc z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Z kolei GUS prognozuje większy spadek – do 34 mln osób.

Druga strona medalu

We wszystkich tych założeniach tkwi jeszcze jeden szkopuł. – Oficjalne prognozy są nic niewarte, ponieważ oparte są na stanach ludności de jure, a nie de facto. Zgodnie z najnowszą prognozą w Polsce żyje dziś 38,5 mln osób. A przecież za granicami naszego kraju przebywa z tego aż 2,2 mln ludzi, w tym ok. 1,5 mln już ponad rok, czyli praktycznie na stałe – ocenia dr Szukalski.

Prof. Krystyna Iglicka, demograf, rektor Uczelni Łazarskiego, uważa nawet, że dobrze by było, aby w prognozach ludnościowych dla Polski zauważone zostały najnowsze alarmistyczne dane Eurostatu, które powinny nakierować naszą statystykę na inny sposób myślenia. Według statystyk unijnych, uwzględniających dane o emigracji, w II kw. obecnego roku mieszkało w Polsce już tylko 36,5 mln ludzi. Co ważne, tylko między I a II kw. tego roku liczba ludności naszego kraju zmniejszyła się o 77 tys. osób.

>>>> Czytaj więcej: Demograficzna bomba tyka. Oto najważniejsze statystyki o populacji krajów UE [WYKRES DNIA]