Niewiele zmieniają działania coraz to nowych miast, by PIT płacić właśnie w tym urzędzie skarbowym, a nie w innym (najczęściej w mieście, w którym mieszkaliśmy jakiś czas temu i dziś łączy nas z nim głównie to, że jesteśmy tam zameldowani). O tym, że jakaś część wpływów z podatku dochodowego trafia do samorządów, przypominają nam zwykle tylko boje, jakie regiony toczą o janosikowe.

Z tego punktu widzenia propozycja, jaką zgłasza resort administracji, by całość PIT trafiała od razu do samorządów, może się okazać rewolucyjna nie tylko w wymiarze finansowym (choć na początku zapewne nie oznaczałaby ani wzrostu, ani spadku dochodów samorządów), ale i mentalnym. Naprawdę byłoby „za nasze”, a nie „za ich”.

Są oczywiście czynniki ryzyka, jak np. to, że dochody Polaków, a wraz z nimi podatki, nie zawsze muszą rosnąć. Ale też skoro myślimy o rewolucji, to posuńmy się krok dalej: jeśli z podatku ogólnopolskiego robimy podatek lokalny, to dlaczego samorządom nie dać prawa do samodzielnego decydowania o wysokości stawki na ich terenie?

Dopiero wtedy mielibyśmy do czynienia z prawdziwą konkurencją o podatnika. I z wszystkimi tego konsekwencjami. Ale przecież do samorządów wybraliśmy najlepszych…

Reklama