Ten przetarg to ostatni etap uwalniania rynku i likwidacji formalnego monopolu Poczty Polskiej. Z pewnością jednak weźmie ona udział w konkursie, podobnie jak jej kluczowy rywal – Polska Grupa Pocztowa.
Reklama
Obie firmy odebrały wczoraj dokumentację opisującą warunki uczestnictwa w przetargu. Dla pierwszej wygrana to być albo nie być – przynajmniej w aktualnym kształcie. Prawie 82 proc. jej przychodów w 2013 r. pochodziło z działalności wchodzącej w zakres usług powszechnych. Państwowa firma utrzymuje kosztowną sieć ponad 7,8 tys. placówek oraz zatrudnia ok. 80 tys. pracowników. Tak rozbudowana struktura nie miałaby żadnego sensu, gdyby Poczta Polska przegrała. Spośród pozostałych firm pocztowych zarejestrowanych w Polsce tylko PGP w konsorcjum np. z InPostem może spełnić warunki określone przez UKE.
Jednym z decydujących kryteriów przy wyborze zwycięzcy w konkursie będzie rentowność usług powszechnych. Poczta Polska przez ostatnie dwa lata wykazywała, że ich świadczenie przynosi straty. Co prawda przepisy gwarantują zwycięzcy dopłaty z funduszu kompensacyjnego, zasilanego przez wszystkich operatorów pocztowych oraz budżet państwa, ale UKE wyraźnie sygnalizuje, że nie zamierza z tych pieniędzy korzystać.
Kandydaci muszą przedstawić swoje oferty do 14 kwietnia 2015 r. Następnie UKE przeanalizuje dokumenty i ogłosi, kto zakwalifikował się do drugiego etapu konkursu. Rozstrzygnięcia można się spodziewać pod koniec czerwca.

Żaden oferent nie spełni wymagań w 100 proc. To będzie walka na punkty

Poczta Polska, która świadczy obecnie usługi powszechne, do 31 grudnia 2015 r. na podstawie przepisów ustawy – Prawo pocztowe, już w październiku zapowiedziała, że weźmie udział w konkursie. Wszystko wskazuje na to, że wystartują w nim także PGP i InPost, chociaż oficjalnie zastrzegają, że jeszcze nie zapadły ostateczne decyzje. – Jesteśmy zainteresowani udziałem w konkursie na operatora wyznaczonego, jednakże decyzję podejmiemy po analizie warunków zawartych w specyfikacji – zastrzega Rafał Brzoska, prezes InPostu.
Analizy pewnie potrwają jakiś czas. Eksperci rynku pocztowego zwracają uwagę, że w umieszczonym na stronie UKE ogłoszeniu konkursowym bardzo ogólnie w sześciu punktach określono, jakie będą wymagania wobec zwycięzcy. Natomiast szczegóły znajdują się w dokumentacji, którą chętni od wczoraj mogą odebrać w siedzibie UKE. W PP i PGP oczekiwania nadzorcy rynku już są studiowane. Na razie wiadomo, że w stosunku do obecnie obowiązujących Pocztę Polską nie zmieniły się wymagania dotyczące liczby placówek, lokalizacji skrzynek, dni pracy urzędów pocztowych czy terminowości dostarczania przesyłek.
– Obowiązek świadczenia usług powszechnych to nie tylko posiadanie w swojej ofercie listów i paczek, krajowych oraz zagranicznych. To także konieczność zapewnienia klientom właściwej dostępności do tych usług poprzez sieć placówek odpowiednio rozmieszczonych na terytorium całego kraju, przyjmowanie i doręczanie przesyłek co najmniej pięć dni w tygodniu oraz spełnianie wymagań jakościowych – tłumaczy Karol Krzywicki, wiceprezes UKE. Dlatego urząd wymaga, aby funkcjonowała co najmniej jedna stała placówka pocztowa operatora wyznaczonego, przypadająca (licząc średnio w skali kraju) na 6 tys. mieszkańców na terenie gmin miejskich i gmin miejsko-wiejskich. W gminach wiejskich znajdziemy co najmniej jeden urząd na powierzchni 85 km kw., ale z zastrzeżeniem, że w każdej gminie powinna być uruchomiona co najmniej jedna stała placówka. Operator wyznaczony musi też zapewnić właściwą obsługę niepełnosprawnym. Dotychczasowe kontrole UKE wykazały, że Poczta Polska tego kryterium nie spełnia.
Zdaniem ekspertów najbardziej interesujący jest zapisany w pkt 6 ogłoszenia wymóg zapewnienia rentowności usług powszechnych. Poczta od dwóch lat informuje, że ta działalność jest nieopłacalna. Ze sprawozdań składanych przez nią do UKE wynika, że jeszcze kilka lat temu usługi były rentowne. Prezes PP Jerzy Jóźkowiak w wywiadzie udzielonym DGP w kwietniu br. uzasadniał tę zmianę wprowadzeniem innej definicji usług powszechnych. Konkurencja dopatrywała się natomiast chęci skorzystania przez PP z utworzonego na potrzeby operatora wyznaczonego funduszu kompensacyjnego, który będzie funkcjonował dzięki wpłatom wszystkich operatorów. Jeśli ten udowodniłby, że straty z pełnienia tych usług są większe niż uzbierana kwota, różnicę pokrywałby budżet państwa.
– Ktokolwiek wygra konkurs, będzie musiał przedstawić program, który jeśli nie doprowadzi do rentowności, to przynajmniej w istotny sposób wpłynie na ograniczenie strat. Prezes UKE daje sygnał, że nie bardzo chce korzystać z funduszu kompensacyjnego – uważa pragnący zachować anonimowość analityk rynku pocztowego.
Zdaniem ekspertów UKE przyjął także bardzo krótki termin składania ofert w konkursie. Przypomnijmy, że można to uczynić do 14 kwietnia 2015 r. To wprawdzie 3,5 miesiąca, ale może się okazać, że to za mało dla operatorów alternatywnych, by spełnić kryterium posiadania odpowiedniej sieci placówek. Poczta ma ich w tej chwili ponad 7,8 tys. Można w nich zarówno odebrać, jak i nadać przesyłkę. InPost informuje, że na koniec listopada będzie miał 8,3 tys. punktów, ale tylko w 1,2 tys. z nich można nadać list. Pozostałe „okienka” musi dostosować do połowy kwietnia.
Konkurs to walka o rynek usług wart ok. 3 mld zł rocznie. Wprawdzie wybrany operator musi spełnić wiele kryteriów, które generują koszty, ale w zamian usługi zaliczane do powszechnych są zwolnione z VAT. Tymczasem to właśnie różnica w opodatkowaniu decyduje obecnie o tym, kto wygrywa przetargi rozpisywane przez urzędy i administrację państwową. W tej chwili oferty operatorów już na starcie muszą być przynajmniej o tyle tańsze niż te składane przez PP. Operator wyznaczony przyciąga też do swoich placówek więcej klientów.

Skandynawski liberalizm w przesyłkach

Pionierami liberalizacji rynku usług pocztowych w Europie są kraje skandynawskie. Finlandia zakończyła ten proces w 1992 r., Szwecja w 1994. Fińska poczta – Itella Posti Oy – do dziś nie ma konkurenta, który przekroczyłby próg 5 proc. udziału w tym rynku. Z kolei szwedzka poczta zlikwidowała wszystkie placówki w 2000 r., zastępując je siecią punktów ajencyjnych. W 2009 r. szwedzki operator połączył się z duńskim, tworząc spółkę PostNord.
Wcześnie na liberalizację postawili też Niemcy – już w 1989 r. wydzielili z Deutsche Post działalność bankową i telekomunikacyjną. Ale narodowy operator cieszył się dalej monopolem na przesyłki do 50 gramów – aż do 2008 r. Jednak rok przed całkowitym otwarciem rynku rząd federalny wprowadził płacę minimalną dla pracowników sektora pocztowego (w Niemczech nie było wtedy federalnej płacy minimalnej), co spowodowało bankructwo największego, prywatnego konkurenta.
Liberalizacja rynku pocztowego ma też ciemne strony. Jak wynika z raportu austriackiego Centrum Badań nad Życiem Zawodowym, zmniejszenie liczby miejsc pracy w strukturach państwowego operatora nie zawsze wiązało się ze stworzeniem choćby podobnej liczby etatów u operatorów prywatnych. Np. holenderska poczta na skutek liberalizacji zlikwidowała 38 tys. stanowisk, a w tym samym czasie jej konkurenci stworzyli niecałe 20 tys.
Najnowszym trendem w liberalizacji tego sektora jest prywatyzacja państwowych operatorów pocztowych. Pod koniec 2013 r. brytyjski rząd sprzedał na giełdzie 62 proc. udziałów w Royal Mail. Podobne zamiary ogłosił włoski premier Matteo Renzi, zapowiadając zbycie przez skarb państwa 40 proc. udziałów w Poste Italiane. Na tym podobieństwa między Włochami a Wielką Brytanią się nie kończą – w obydwu krajach bowiem usługi pocztowe świadczone w ramach usługi powszechnej przez operatorów państwowych nie są objęte VAT, w przeciwieństwie do tych świadczonych przez prywatną konkurencję (podobny model obowiązuje na razie w Belgii). Dodatkowo włoska poczta będzie świadczyć usługę powszechną aż do 2026 r.