Gdy w ubiegłym tygodniu Ukraina znów zapłonęła, zachodni przywódcy po raz kolejny utknęli na swojej wielokrotnie wybieranej już ścieżce – nie okazali uległości ani też nie podjęli działań militarnych, ale zdecydowali się na kolejne sankcje gospodarcze wobec Rosji. To najpewniejsza droga do tego, aby zginęło jeszcze więcej Ukraińców.

Nawet w sytuacji, gdy - jak mówił prezydent Barack Obama podczas ostatniego przemówienia z 20 stycznia – Rosja jest izolowana, a jej gospodarka jest „w strzępach”, proroscyjscy separatyści i prawdopodobnie regularne rosyjskie jednostki wyparły ukraińskie wojska ze zrujnowanego lotniska w Doniecku, przełamując tym samym odważny opór sił ukraińskich. Następnie prorosyjskie siły okrążyły ukraińskich żołnierzy w okolicach miasta Debalcewe i zaatakowali portowe miasto Mariupol, powodując śmierć 30 cywilów.

Aby zrozumieć, dlaczego prorosyjscy separatyści i ich rosyjscy sojusznicy zdecydowali się zakończyć trwającą prawie 4 miesiące bierność, warto wyobrazić sobie całą tę sytuację z perspektywy prezydenta Rosji Władimira Putina.

Pod koniec zeszłego lata Rosja wysłała regularne wojsko, aby powstrzymać Ukraińców od wygaszenia rebelii. W efekcie Ukraina poniosła spektakularną klęskę pod Iłowajśkiem. Nagle Ukraina zaczęła domagać się rozmów i była gotowa na ustępstwa. Porozumienie w Mińsku, podpisane przez ukraiński rząd, Rosję, OBWE i rebeliantów, stworzyło zamrożoną strefę konfliktu, podobną do tej w Transnistrii czy w Południowej Osetii.

Reklama

Ukraina zgodziła się, aby przyznać rebeliantom specjalny status, pozwalając im na własne rządy na kontrolowanym przez nich terytorium, łącznie z utworzeniem własnej policji.
Półautonomiczny obszar wciąż jednak był przedmiotem odpowiedzialności Ukrainy jako część jej systemu społecznego i finansowego. Ukraiński prezydent Petro Poroszenko zgodził się podpisać porozumienie i parlament w Kijowie przegłosował prawo, które dało rebeliantom wszystko, czego chcieli.

Poroszenko od początku nie był zainteresowany budowaniem tego niełatwego kompromisu. Ani on ani ukraińscy żołnierze nie chcieli zaakceptować porażki. Poroszenko po podpisaniu umowy obciął finansowanie wszystkich programów społecznych w ogarniętych rebelią obszarach i zaczął inwestować we wzmacnianie obrony na wyznaczonej granicy pomiędzy separatystami a ukraińską armią. Prezydent sprawił tym samym, że to Rosja stała się odpowiedzialna za finansowanie i zarządzanie większością regionów Doniecka i Ługańska. W tym samym czasie Poroszenko nakłonił parlament do odwołania neutralnego statusu Ukrainy, robiąc tym samym krok w stronę umowy z NATO. Jego retoryka pozostała antyrosyjska.
To zaś nie było po myśli Władimira Putina. Rosyjski prezydent bowiem zakładał początkowo, że uda mu się ponownie zintegrować separatystyczne regiony z resztą Ukrainy i w ten sposób będzie mógł wpływać ukraińską politykę, a w szczególności będzie mógł zapobiec jakimkolwiek ruchom, które posuwałyby kraj w stronę NATO.

Zamiast tego jednak kraje Zachodu utrzymały gospodarczy nacisk na Rosję, domagając się od Moskwy wycofania wsparcia dla rebeliantów. Dla Putina wyglądało to jak próba zaprzeczenia jego zwycięstwa, a jego wcześniejsze próby uniknięcia nałożenia przez Zachód większych sankcji poprzez m.in. uznanie wyników wyborów prezydenckich na Ukrainie, zostały odebrane jako oznaka słabości Rosji.

Redaktor naczelny pisma "Moscow Defense Brief" Michaił Barabanow napisał 19 stycznia w umiarkowanie prokremlowskim czasopiśmie „Russia in Global Affairs”:

„Nawet jeśli Kreml nagle zacznie się wycofywać z Ukrainy, to związany z sankcjami szantaż Zachodu wciąż będzie miał miejsce. Zachód będzie wysuwał coraz więcej żądań wobec Rosji, będzie domagał się poddania Noworosji i oddania Ukrainie Krymu. Ale głównym celem – powtórzę – jest destabilizacja reżimu Putina i osłabienie Rosji tak bardzo, jak to tylko możliwe (widać to najwyraźniej z pozycji USA). Zatem Rosja nie może sobie pozwolić na żadne wycofanie i jest zainteresowana podtrzymywaniem status quo”.

Władimir Putin rozumuje podobnie. Rosyjski prezydent stwierdził w poniedziałek, że Ukraina „niestety wykorzystała porozumienie do przegrupowania wojsk i ponownie wywołała walki”. Rosyjski prezydent nazwał także ukraińskie wojsko „legionem NATO”, którego celem jest „geopolityczne powstrzymanie Rosji”. >>> Czytaj więcej na ten temat

Taki sposób postrzegania sytuacji wyjaśnia, dlaczego Putin nie bierze pod uwagę rozwiązania dyplomatycznego i dlaczego wszelkie wysiłki, aby do takiego rozwiązania doprowadzić, spełzły w ostatnich tygodniach na niczym.

Rosyjski prezydent chce budować przewagę militarną, dzięki której będzie mógł rozmawiać z Zachodem o Ukrainie z pozycji siły. Właśnie dlatego rebelianci nie dotrzymali warunków porozumienia z Mińska, a ukraińska armia została zaatakowana i wyparta. Dzieje się tak zawsze, gdy ukraińska armia ma do czynienia z rosyjskimi jednostkami. Putin nie chce dać Ukrainie żadnego czasu, inaczej Kijów przy pomocy Zachodu mógłby odbudować się militarnie. Putin tym razem chce negocjować długotrwałe porozumienie.

Zachód mógłby odpowiedzieć Rosji na dwa sposoby. Pierwszym z nich byłby nacisk na Poroszenkę, aby ten zgodził się na warunkowe poddanie – kompromis, który co prawda zatrzymałby Ukrainę poza NATO, ale nie poza Unią Europejską. Dodatkowo doszłoby do reintegracji wschodnich terenów Ukrainy na warunkach Rosji.

Drugim rodzajem odpowiedzi byłaby oferta bezpośredniej pomocy militarnej Ukrainie, zarówno jeśli chodzi o broń jak i żołnierzy.

Pierwsze rozwiązanie – jedyne, które ma szansę zakończyć rozlew krwi na Ukrainie – jest nie do zaakceptowania ze względów próżności. Drugie zaś oznacza wojnę z Rosją, co nie podoba się amerykańskim i europejskim wyborcom.

W tej sytuacji Zachód wybiera drogę, w której zupełnie nie mierzy się z problemem. Obama powiedział w niedzielę:

„Jest dla mnie jasne, że nasze zaangażowanie się w konflikt militarny z Rosją nie byłoby efektywne, ale to co możemy zrobić, to wesprzeć zdolność Ukrainy do kontrolowania swojego własnego terytorium. A to oznacza połączenie presji gospodarczej ma Moskwę, dyplomatycznej izolacji Rosji, upewnienie się, że Ukraina ma wsparcie podczas transformacji gospodarczej oraz pomoc ukraińskiemu wojsku w dostarczaniu podstawowych zasobów i wyposażenia, a także prowadzenie wspólnych ćwiczeń pomiędzy NATO a Ukrainą, co ma już od jakiegoś czasu miejsce”

W USA i w Europie trwa dyskusja na temat wprowadzenia nowych sankcji. Być może USA może nieco złagodzi stanowisko jeśli chodzi o dostarczanie broni Ukrainie, ale żadne z tych rozwiązań nie powstrzyma ofensywy rebeliantów, ponieważ Władimir Putin jest zdeterminowany i będzie ignorował półśrodki stosowane przez Zachód.

Gospodarcza presja nigdy nie powstrzymała Rosji od wszczynania wojen. Warto pamiętać, że wszystkie zamrożone dziś strefy konfliktu na granicach z Rosją powstały we wczesnych latach 90. XX wieku, gdy rosyjska gospodarka była w ruinie. Rosja walczyła z Czeczenami w latach 1990 i na początku lat 2000, choć jej gospodarka była znacznie mniejsza niż dziś.
Rosyjski prezydent będzie zatem dalej walczył na Ukrainie, w przekonaniu, że Zachód chce zniszczyć Rosję. Generałowie i dowódcy po obu stronach będą kradli i dzięki temu będą się stawali coraz bogatsi. Osłabi to zarówno Rosję jak i Ukrainę, a liczba ofiar śmiertelnych będzie rosła.

>>> Czytaj też: Otwarta wojna coraz bliżej. To nie będzie łatwy marsz Putina na Ukrainę