Google zapowiedział powstanie technologicznego startupu, którego główną misją ma być „poprawa jakości życia mieszkańców miast”. Tym samym, firma z Mountain View oficjalnie wchodzi na dynamicznie rozwijający się rynek usług smart cities. Czy ingerencja internetowego giganta w nasze codzienne życie zbliża się dziś do niebezpiecznej granicy?

Technologiczna ekspansja firmy z Mountain View już dawno wyszła poza obszar związany z jej flagowym produktem –wyszukiwarką internetową. Dziś, Google coraz chętniej porzuca przestrzeń wirtualną i kieruje się w stronę fizycznych aspektów naszej codzienności. Autonomiczne samochody, inteligentne termostaty czy też biotechnologiczne laboratorium, którego celem jest wydłużenie ludzkiego życia i pokonanie chorób cywilizacyjnych – lista niezwykłych projektów firmy z Mountain View wydłuża się niemal z miesiąca na miesiąc.

Teraz Internetowy gigant postanowił pójść o krok dalej. Amerykańska firma powołała do życia technologiczny startup, którego misją ma być „poprawa życia mieszkańców miast poprzez zastosowanie technologii do rozwiązywania ich codziennych problemów”. Sidewalk Labs, bo taką nazwę nosi to przedsięwzięcie, oficjalnie działać będzie poza strukturami Google’a. Firma z Mountain View zapewni mu jednak finansowanie oraz wsparcie technologiczne. Na czele nowego startupu stanie Daniel L. Doctoroff, były zastępca burmistrza Nowego Jorku oraz były CEO ekonomicznej agencji prasowej Bloomberg.

- Rynek tzw. usług smart cities w 2012 r. był warty 6,1 mld dolarów, a zgodnie z raportem agencji Navigant Research w 2020 potroi swoją wartość. Z tego punktu widzenia ruch Google’a to z pewnością dobry kierunek – ocenia Artur Celiński, redaktor Magazynu Miasta oraz szef zespołu DNA Miasta.

Reklama

Google nie jest pierwszym technologicznym koncernem, który zainteresował się branżą smart cities. Takie firmy jak IBM czy Cisco już od lat angażują się w liczne biznesowe przedsięwzięcia, których celem jest poprawa warunków życia w wielkich miejskich aglomeracjach. IBM odpowiada m.in. za zintegrowany system zarządzania ruchem w Sztokholmie, jak również za pogodowy system alarmowy w Rio de Janeiro, który ostrzega władze miasta przed zjawiskami atmosferycznymi zagrażającymi życiu mieszkańców. Amerykańska firma uruchomiła również specjalny projekt IBM Smarter Cities Challenge, w ramach którego poddaje analizie wybrane aglomeracje i rekomenduje rozwiązania, dzięki którym mają się one stać lepszym miejscem do życia i pracy. Jednym z miast uczestniczących w programie jest Łódź.

Czym rozwiązanie zaproponowane przez Google’a różni się od konkurencyjnych projektów? Przede wszystkim skalą. W tym miejscu warto oddać głos samemu Doctoroffowi. W rozmowie z dziennikiem „The New York Times” podkreśla on, że w przeciwieństwie do innych firm, które starają się „osadzić swoje rozwiązania w istniejącej już miejskiej infrastrukturze”, Sidewalk Labs chce stworzyć całościową „technologiczną platformę, do której będą mogli podłączyć się mieszkańcy danego miasta”. Jako przykład, Doctoroff podaje funkcjonujący w Nowym Yorku system rowerów miejskich Citi Bike.

- Istotne jest to, w jaki sposób Google chce wprowadzać technologie do miast i zarabiać na swoich usługach. Jeżeli rzeczywiście ma być to długoterminowa inwestycja, to być może Google wyznaczy nowy standard w łączeniu technologii z życiem miast i jego mieszkańców – podkreśla Artur Celiński. - Tego typu innowacje mogą pozytywnie wpłynąć na funkcjonowanie miast zarówno w takich obszarach jak efektywność energetyczna, transport i komunikacja, jak i pomóc w tworzeniu skutecznych systemów ochrony przed skutkami katastrof pogodowych – dodaje.

>>> Czytaj też: Chciał zmienić Sao Paulo w nowoczesną metropolię. Został znienawidzony przez mieszkańców

Bezwzględna korporacja czy „dobry wujek Google”?

Google już teraz posiada w swoim portfolio szereg narzędzi i usług, które doskonale mogą wpisać się w wizję „miasta idealnego”. Wystarczy wspomnieć o takich projektach jak autonomiczne samochody Google Car, nawigacja satelitarna Google Maps czy też turbiny wiatrowe dostarczające czystą energię, nad którymi pracują laboratoria Google X.

- Inwestycja w obszar „inteligentnych miast” to dla Google’a naturalny kierunek. Firma z Mountain View chce wykorzystać swoją dominującą pozycję na rynku technologii. Pytanie brzmi czy będzie w stanie wyprodukować produkt i wdrożenia dla klientów typu enterprise – zastanawia się profesor Konrad Świrski, wykładowca na Politechnice Warszawskiej oraz prezes firmy technologicznej Transition Technologies SA. Ekspert zwraca uwagę, że jak dotychczas Google kierowało swoje usługi do klientów indywidualnych (retail) oraz reklamodawców. Teraz amerykańska firma musi trafić do dużych firm i spółek miejskich, które dotychczas obsługiwane były przede wszystkim przez takie koncerny jak IBM, Siemens czy Cisco.

Świrski przypomina również, że nie wszystkie pomysły Google’a okazują się w praktyce „kurami znoszącymi złote jaja”. W tym miejscu można wspomnieć choćby o porażce serwisu społecznościowego Google+, który – wbrew zapowiedziom – nie okazał się „drugim Facebookiem”, czy też o wycofaniu się firmy z Mountain View z projektu inteligentnych okularów Glass. Za sukces trudno uznać także uruchomiony w 2007 roku program RE>C (Renevable Energy Cheaper than Coal), w ramach którego amerykański koncern sponsorował poszukiwania alternatywnych metod pozyskiwania energii.

Wątpliwości co do niechybnego sukcesu Google na polu inteligentnych miast nie ma natomiast Tomasz Kulisiewicz z Ośrodka Studiów nad Cyfrowym Państwem. – Google ma wszystkie atuty do zdobycia w dziedzinach Internet of Things i Smart Cities równie silnej pozycji, jak na innych rynkach zastosowań IT: ogromne zasoby danych, wielkie centra R&D oraz wręcz ogromną nadpłynność finansową – podkreśla ekspert.

Pytanie czy pozycja ta nie staje się zbyt silna? Już dziś coraz częściej zwraca się uwagę na fakt, że ingerencja wielkich technologicznych koncernów w nasze codzienne życie zbliża się do niebezpiecznej granicy. Google ma dostęp do naszych dokumentów (Google Docs), poczty elektronicznej i kalendarza (Gmail). Wie również sporo o naszych codziennych podróżach (Google Maps) i o tym czego poszukujemy w sieci (Google Search). Oczywiście wszystko to za naszym cichym przyzwoleniem. Czy istnieje obawa, że wkrótce zostaniemy całkowicie zmonopolizowani przez giganta z Mountain View?

- Jeśli nie przez Google to przesz kogoś innego – konstatuje Konrad Świrski. – Do tej pory monopolistyczna pozycja amerykańskiej firmy na rynku była wykorzystywana dość „łagodnie” w porównaniu do innych korporacji. W końcu większość nas korzysta z darmowej poczty, doskonałego systemu nawigacji czy też z wyszukiwarki Google. Myślę ze inne firmy będąc w sytuacji Google już dawno próbowałyby bardzo agresywnie żądać opłat lub w jakiś inny sposób finansowo obciążać użytkowników swoich systemów. Pytanie czy Google utrzyma ta „łagodną” politykę w przyszłości i nie zmieni się w typową korporację skierowaną na zysk, a nie rozwój najnowszych technologii – zastanawia się ekspert.

>>> Czytaj też: Niezwykły plan Modiego. W Indiach powstanie 100 inteligentnych miast

Miasta przyszłości

Smart cities to obecnie jeden z najgorętszych trendów w urbanistyce i nowych technologiach. Ośrodek badawczy MIT (Massachusetts Institute of Technology) zajmujący się problematyką "Smart City" definiuje to pojęcie jako inteligencję mieszczącą się w połączeniu coraz bardziej skutecznych cyfrowych sieci telekomunikacyjnych (porównywanych do nerwów), czujników i znaczników (porównywanych do narządów zmysłów) oraz oprogramowania (porównywanego do wiedzy i kompetencji poznawczych).

- Idziemy w kierunku globalnego zarządzania miastem, infrastrukturą i mieszkańcami. Już dziś w wielu aglomeracjach funkcjonują zintegrowane systemy łączące zarządzanie kryzysowe z zarządzaniem transportem – podkreśla Konrad Świrski. – Coraz więcej mówi się również o zarządzaniu mediami (energia elektryczna, woda) np. poprzez wprowadzanie systemów inteligentnych liczników i optymalizację pracy spółek miejskich – dodaje ekspert.

Istotnym elementem jest również automatyzacja komunikacji na linii mieszkaniec – miasto. Chodzi tu przede wszystkim o sprawną e-administrację czy też mobilne systemy zgłaszania informacji o problemach dotyczących danej aglomeracji.

Warto dodać, że inwestycje w obszar smart cities nie są jedynie domeną wysoko rozwiniętych społeczeństw Zachodu. Wystarczy wspomnieć o ogłoszonym w marcu br. projekcie premiera Indii Narendry Modiego, który zamierza przekształcić 100 indyjskich aglomeracji w „smart cities”. Plan Modiego to odpowiedź na nawiedzające Indie klęski żywiołowe, które stanowią ogromne zagrożenie dla zdrowia i życia mieszkańców tego kraju.