Spotkanie reasekuratorów i ubezpieczycieli w Baden-Baden nie przyniosło jasnych ostatecznych deklaracji co do wysokości wzrostu cen. Wszyscy czekają na rozwój sytuacji na rynkach finansowych - czy kryzys przeminie, czy może nasili się.
- Z tego powodu można spodziewać się, że tegoroczne umowy reasekruacyjne będą podpisywane późno, pod koniec grudnia i wtedy ostatecznie dowiemy się, o ile i czy w ogóle trzeba będzie płacić więcej na naszym rynku za ubezpieczenia - mówi Marcin Z. Broda z firmy Ogma monitorującej rynek ubezpieczeniowy.
Dodaje, że potencjalnie wyższe koszty reasekuracji mogą się odbić na ubezpieczeniach dla dużych firm, gdzie wsparcie reasekuratorów bywa niezbędne. Przy umowach indywidualnych ma ona mniejszy wpływ. To dobra wiadomość dla posiadaczy polis, bo ze wstępnych rozmów w Baden-Baden wynikało, że reasekuratorzy chcieliby wzrostu stawek za swoje usługi nawet o 30-50 proc.
- Uzasadniali to głównie stratami poniesionymi na skutek huraganów Gustav i Ike oraz kryzysem finansowym - mówi Marek Rundo, dyrektor Biura Reasekuracji PZU.
Reklama
Ostateczna skala podwyżek zależy oczywiście od rynku, linii biznesu i jego rentowności.
- Wszyscy zgodnie powtarzają, że nie będą już przyjmowali kontraktów, z których prawdopodobieństwo osiągnięcia zysku będzie niskie - mówi Marek Czerski, prezes Polskiego Towarzystwa Reasekuracji.
Ten ostatni wymóg może się odbić w Polsce na takich branżach jak energetyka czy górnictwo. Droższe mogą być też ubezpieczenia ryzyk konstrukcyjnych, bo tu też liczba i wartość szkód jest spora. Towarzystwa mogą też pójść w innym kierunku: zamiast podwyższać ceny, mogą zaproponować wyższe udziały własne czy franszyzy, czyli część szkody, którą klient ma pokrywać z własnego budżetu.
- W ostatnim roku na naszym rynku zdarzyło się kilka sporych szkód, co może skłonić ubezpieczycieli do podwyżek. Nie spodziewam się jednak, żeby średnio było to więcej niż 5 proc. Na pewno nie należy spodziewać się dalszych spadków cen, bo nasz rynek już dawno stosuje stawki niespotykane na Zachodzie - mówi Marcin Broda.

Warunki podyktuje PZU

Dodatkowo w Polsce, gdzie około połowa rynku jest kontrolowana przez PZU, nadal istotne jest, jaką politykę cenową przyjmie potentat. Na razie nie chce odkrywać swoich kart.
- Koszt reasekuracji będzie w dużej mierze zależał nie tylko od podaży pojemności reasekuracyjnej, wyników poszczególnych umów reasekuracyjnych, ale również od konstrukcji programu reasekuracyjnego i kapitałów danego zakładu ubezpieczeń - mówi Marek Rundo.
A jak wiadomo, PZU ma ich sporo.
- Pozwala to temu ubezpieczycielowi stosować selektywną politykę reasekuracyjną, jeśli jej koszty są niskie, może korzystać z niej w większym stopniu, a jeśli zdrożeje - w mniejszym - mówi Marek Czerski.
Eksperci sondowani do raportu BIE RE 20, traktującego o perspektywach tegorocznych odnowień, zauważali, że obserwowana w ostatnich latach konsolidacja zmniejszyła skłonność do reasekuracji.
- Pozytywne efekty będzie teraz przynosiła strategia grupy Vienna Insurance Group, która u nas ma już osiem towarzystw, a w całej Europie Środkowo-Wschodniej to już 55 spółek - mówi Marek Czerski.
Wyjaśnia, że dzięki powołaniu VIG RE, czyli spółki reasekuracyjnej dla grupy, poprawiły się możliwości uzyskania lepszych warunków reasekuracji, niż gdyby każde towarzystwo szukało jej oddzielnie.
Warto zauważyć, że nadmiary kapitałów w ostatnich latach do przejęć w regionie wykorzystywały też inne spółki obecnie w Polsce, np. Uniqa, Generali, Allianz czy Ergo. Dzięki temu te grupy mogą w mniejszym stopniu odczuć wyższe ceny na światowym rynku reasekuracyjnym.
90 proc. wskaźnik zatrzymania składki w 2007 roku . Oznacza on, że tylko 10 proc. nasi ubezpieczyciele cedowali na reasekuratorów
98 proc. wynosił on dla PZU, co oznacza, że nasz ubezpieczyciel cedował tylko 2 proc. pozyskanych składek
PRESJA NA WZROST CEN OC KOMUNIKACYJNEGO
Nasi ubezpieczyciele w małym stopniu reasekurują ryzyka OC komunikacyjnego, zwykle kupując tylko pokrycie na duże szkody katastroficzne. Dlatego w tym zakresie nasz rynek pozostanie odporny na przewidywane wzrosty kosztów reasekuracji ryzyk komunikacyjnych. Munich RE uzasadniało je wzrostem kosztów wypłat odszkodowań wynikających z postępu medycznego i wzrostu kosztów leczenia oraz zmian społecznych, które powodują, że poszkodowanym po wypadku zajmują się profesjonaliści, a nie rodzina. Efekt jest taki, że w 1985 roku łączne koszty długoterminowej opieki nad takim poszkodowanym wynosiły dla 18-latka 850 tys. euro, a dla 45-latka 695 tys. euro. Obecnie to odpowiednio 6,29 mln euro i 4,86 mln euro.