Polski rząd ustami wiceministra klimatu i środowiska Krzysztofa Bolesty zapowiedział, że w tym roku przyjmie strategię ws. CCS. Na co Pana zdaniem powinien położyć nacisk?
Najważniejszy jest nacisk na produkcję przemysłową. W różnych branżach, jak produkcja stali, chemikaliów, papieru, nie ma alternatywy dla wychwytywania CO2. Wbrew temu, co mówią Zieloni, samo zwiększenie dostępu do OZE nie rozwiąże problemu, bo dwutlenek węgla jest uwalniany do atmosfery w efekcie procesów chemicznych, które następują przy produkcji w tych gałęziach przemysłu. Potrzebny jest dialog z sektorem przemysłu. Jeśli firmy prywatne mają zdecydować się na inwestycje, musi im to dawać korzyści ekonomiczne, a przynajmniej nie przynosić strat. Trzeba też stawiać sobie realistyczne cele, zadać sobie pytanie, gdzie składować CO2. W Polsce, w porównaniu do innych państw europejskich, jest wiele lokalizacji, gdzie potencjalnie można magazynować dwutlenek węgla w sposób bezpieczny i długoterminowy – mam na myśli nawet dziesiątki tysięcy lat. Nie mówimy tu o jaskiniach czy kawernach, CO2 będzie wstrzykiwany w formacje skalne. Już teraz przechowujemy gaz ziemny w ten sposób, ale następnie wyprowadzamy go z powrotem na powierzchnię. Dwutlenek węgla pozostanie w skale w sposób bezpieczny i trwały.
Jak sprawić, by technologie CCS były atrakcyjne z punktu widzenia biznesu? Czy sam fakt, że w dłuższej perspektywie będzie to alternatywa dla zakupu drożejących uprawnień do emisji CO2 wystarczy, by zachęcić firmy do inwestycji?
Od 2007 r., Komisja Europejska zaczęła poważnie traktować technologie składowania dwutlenku węgla, panowało przekonanie, że elementem motywującym do inwestycji będzie mechanizm handlu uprawnieniami do emisji. Jednak cena pozwoleń na emisję dwutlenku węgla spadła do zaledwie. 4 euro za tonę w 2016 roku, co oceniamy jako zbyt niską cenę. Obecnie szacujemy, że poziom około 200 euro za tonę byłby ekonomicznie uzasadniony do inwestowania w instalacje do przechwytywania węgla, rurociągi do transportu CO2 i zapewnienie infrastruktury składowania. Obecnie uprawnienia kosztują 70 euro za tonę, więc jeszcze daleka droga, zanim osiągniemy poziom, w którym takie inwestycje by się opłacały.
Mimo to wciąż wydaje się, że to EU ETS będzie elementem motywującym. Darmowe uprawnienia dla przemysłu niebawem dobiegną końca, a to podwyższy ceny na rynku, bo znacznie wzrośnie na nie popyt. Przed różnymi gałęziami przemysłu, np. przed przemysłem cementowym, stoi perspektywa konieczności płacenia miliardów euro za samą perspektywę emitowania dwutlenku węgla. Nie będzie to korzystne ani dla biznesu, ani dla klimatu – do państwowego budżetu będą wpływać z tego tytułu pieniądze, ale cementownie będą dalej emitować CO2. Mija się to z celem, jaki przyświecał utworzeniu EU ETS na samym początku – miał on stanowić swojego rodzaju podatek środowiskowy, by wypleniać niepożądane praktyki i zastępować je dobrymi. Jednak podkreślę, że inwestycje w CCS nie będą mieć miejsca, jeśli firmy nie otrzymają w tym zakresie wsparcia od państwa. Na początku będą potrzebne subsydia. W ten sam sposób na początku państwa wspierały rozwój OZE.
Kto powinien finansować takie inwestycje? Jaka powinna być w tym rola państwa, a jaka sektora prywatnego?
Koniec końców za CCS i tak zapłaci odbiorca końcowy. Na nas spoczywa koszt walki ze zmianami klimatu. Można się spierać jaki udział powinny w tym mieć instytucje państwowe, a jaki europejskie, ale to i tak sprowadza się do nas i naszych pieniędzy. Mamy więc pytanie, czy cementownie przerzucą koszt na klientów, by zapłacić za uprawnienia do emisji, albo czy sfinansować inwestycje w CCS. Tak więc na wczesnym etapie inwestycji w wychwytywanie CO2 potrzebne będzie wsparcie rządów krajowych. W krajach, które są na tym polu liderami – Norwegia, Dania, czy Niderlandy – obowiązuje takie czy inne wsparcie rządowe dla takich inwestycji. Rolą rządu powinno być zasypywanie różnicy pomiędzy obecnym poziomem cen uprawnień a progiem, do którego inwestycje w CCS będą opłacalne. Jednak ta różnica będzie się zmniejszać, bo rosnąć będzie ekonomiczne uzasadnienie takich przedsięwzięć.
Na czym Pana zdaniem powinien polegać rozwój CCS? Czy przede wszystkim na innowacjach technologicznych, czy raczej na efekcie skali?
To dobre pytanie. Według szacunków Komisji Europejskiej z lutego br., jeśli mamy spełnić nasze cele klimatyczne do 2040 r., musielibyśmy wychwytywać 280 mln ton CO2 rocznie. Dzisiaj praktycznie nie wychwytujemy w ogóle. W trakcie budowy na całym kontynencie jest osiem czy dziewięć instalacji. Dwa pierwsze projekty CCS, które otrzymały ostateczną decyzję inwestycyjną w Danii, będą pochłaniać 400 tys. ton CO2 rocznie. Duński rząd przeznaczył na to miliard euro dofinansowania na okres 20 lat. Aby spełnić cele stawiane przez Komisję, do 2028 r. musiałoby ruszyć 650 projektów w całej Unii Europejskiej. To jedna na osiem dni. Tymczasem większość rządów państw członkowskich w ogóle nie zajęła się tym tematem. Wdrożenie wychwytywania węgla musi zostać przyspieszone i będzie miało duży zakres, abyśmy osiągnęli sukces w redukcji emisji dwutlenku węgla z przemysłu i wymaganym stopniu.
Jak dalej wykorzystać składowany dwutlenek węgla? Czy mógłby on być surowcem do wykorzystania przy produkcji np. paliw syntetycznych dla lotnictwa? Czy są jeszcze jakieś inne opcje?
Tak, dwutlenek węgla może być wykorzystywany do produkcji neutralnych klimatycznie paliw. Najlepiej jednak do tego nadaje się CO2 pochodzący ze źródeł biodegradowalnych, jak np. ze spalarni śmieci, bądź wychwytywany bezpośrednio z powietrza. Wyprodukowane w ten sposób paliwo lotnicze będzie całkowicie neutralne dla klimatu, bo dwutlenek węgla uwalniany przy spalaniu i tak już wcześniej był wychwycony z atmosfery. Komisja Europejska uznaje, że potrzebujemy technologii CCS, by dwutlenek węgla nie trafiał do atmosfery, ale również po to, by traktować go jako surowiec do produkcji paliw, które mogą przyczynić się do dekarbonizacji produkcji przemysłowej.
Rozmawiał Michał Perzyński