Z badań wynika, że wiedza tłumu sprawdza się tylko wtedy, gdy wyborcy mogą odpowiedzieć na relatywnie proste pytania. Gdy idzie o znacznie bardziej skomplikowane kwestie, znacznie lepiej radzą sobie małe grupy – pisze w felietonie Mark Buchanan.

W ciągu najbliższych tygodni i miesięcy następcy Davida Camerona będą debatować, jak przeprowadzić proces wychodzenia z Unii Europejskiej po tym, jak Brytyjczycy zagłosowali za Brexitem. Powinni jednak oni pamiętać, że robienie dokładnie tego, co powiedzieli wyborcy, może nie być najmądrzejszym, ani nawet najbardziej demokratycznym rozwiązaniem.

Demokracja bezpośrednia, w której wyborcy podejmują w swojej masie decyzje, nie jest dziś powszechna. Zazwyczaj bowiem wyborcy głosują na swoich przedstawicieli, takich jak prezydenci czy posłowie, i to oni później podejmują decyzje – mając do dyspozycji więcej czasu i środków, aby uzyskać wiarygodne i potrzebne informacje.

Możliwe, że historyczny rozwój demokracji do jej formy pośredniej, czyli głosowania na przedstawicieli, którzy podejmują decyzję, ma swój głęboki sens. Z badań bowiem wynika, że mniejsze grupy podejmują lepsze decyzje, szczególnie w złożonych kwestiach.

Badacze z Instytutu Maxa Placka w Berlinie wykazali, że wiedza tłumu sprawdza się tylko wtedy, gdy wyborcy mogą odpowiedzieć na relatywnie proste pytania.

Reklama

Załóżmy, że pytamy czy populacja Kalifornii jest większa niż populacja Wielkiej Brytanii (odpowiedź: nie jest). Jeśli zapytamy o to 9 osób, prawdopodobnie odpowiedzą poprawnie. Ale jeśli spytamy milion osób, prawie na pewno odpowiedź będzie właściwa. Siła tłumu usuwa możliwość błędu.

Ale teraz spróbujmy zadać trudniejsze pytanie: jeśli zegniemy określony kawałek papieru 25 razy, to czy w efekcie będzie to wyższe niż Empire State Building? Większość ludzi odpowiedziałaby, że nie, pomimo, że jego grubość wyniosłaby ok. 10 mil. Pytając większą liczbę ludzi, tylko zwiększamy prawdopodobieństwo błędu.

Badacze z Instytutu Maxa Plancka pokazują, że małe grupy radzą sobie szczególnie dobrze, gdy mają do czynienia z nieprzewidzianymi pytaniami o niskim i dużym stopniu trudności. W ogólnych warunkach badacze sugerują, że optymalna liczebność grupy, aby podejmowała dobre decyzje, jest stosunkowo mała – często waha się od 10 do 15 osób, ale zazwyczaj mniej niż 40.

Nic dziwnego, że ciała podejmujące decyzje na świecie składają się z niewielkiej liczby członków. Pomyślmy o wszelkiego rodzaju grupach jurorskich, radach parafialnych, zarządach banków centralnych czy komisjach parlamentarnych, które liczą od 5 do 40 członków.

Oczywiście badanie to może nie mieć zastosowania, jeśli chodzi o brytyjskie referendum, ale wykorzystanie referendum w tak ważnej i skomplikowanej sprawie było dość surowym rozwiązaniem. Tym bardziej, że brytyjska opinia publiczna ma zniekształcone poglądy na temat faktycznej liczby imigrantów w ich kraju (według opinii publicznej imigrantów jest dwa razy więcej, niż wynosi faktyczna ich liczba).

Brytyjscy wyborcy wyrazili niezadowolenie z wielu kwestii, w tym z imigracji i globalizacji. Brytyjscy liderzy polityczni nie powinni tego ignorować, ale powinni także zakwestionować naiwne przekonanie, że respektowanie zasad demokracji wymaga uruchomienia artykułu 50 Traktatu Lizbońskiego, który rozpoczyna formalny proces wyjścia kraju z Unii Europejskiej.

Istnieje przecież dobry powód, dla którego wyborcy dali deputowanym władzę i zasoby, pozwalające na dogłębną analizę sytuacji. Decyzja o tym, w jaki sposób uszanować wolę wyborców i czy będzie to wymagało zostania czy wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, jest dokładnie tym, czym powinni zająć się teraz wybrani politycy.

>>> Czytaj też: Szwecja nie jest w stanie sama się obronić. „Putin wpycha nas do NATO”