Jednostka FSRU (ang. Floating Storage Regasification Unit), która ma zwiększyć nasze możliwości importu gazu skroplonego drogą morską o 6 mld m sześc. rocznie, powinna stanąć w Zatoce Gdańskiej najpóźniej w 2028 r. Trwa już postępowanie przetargowe, w zeszłym miesiącu wyłoniono dwóch potencjalnych dostawców. Problem w tym, że umowa powinna zostać podpisana teraz, w gorącym okresie roszad politycznych – za chwilę zapewne nie będzie już „dwutygodniowego” rządu Mateusza Morawieckiego i pojawi się nowy gabinet – Donalda Tuska. Jeśli nie uda się dopiąć umowy do końca grudnia, to – jak mówi rozmówca DGP z Gaz-Systemu – grozi nam utrata rezerwacji w stoczni, która ma budować terminal.

>>> Senat USA odrzuca pakiet dla Ukrainy. "To jest moment, który zapisze się w historii"

Osoby bliskie nowej większości parlamentarnej nie chcą przesądzać, czy po zmianie władzy można być pewnym szybkiego dopięcia umowy. Tłumaczą się brakiem wiedzy. Zdaniem rozmówców z obu stron barykady najprawdopodobniej nie zadbano o odpowiedni przepływ informacji między ustępującym a przyszłym rządami w sprawie strategicznego dla Polski projektu (całkowita wartość przekracza 5 mld zł). Tymczasem dodatkowe moce odbioru LNG pod koniec dekady mogą się okazać kluczowe dla gazowego bezpieczeństwa całego regionu. Jak wskazuje Tomasz Włodek z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, dołek zapotrzebowania na gaz związany z kryzysem energetycznym i podwyższonymi cenami paliwa jest płytszy, niż do niedawna zakładano. Trzeba się też liczyć z zakończeniem tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę.

CAŁY TEKST W CZWARTKOWYM WYDANIU DGP I NA E-DGP

Reklama