Jak atrakcyjna wydaje ci się oferta turystycznej wyprawy do wraku Titanica, którą organizuje szalony wynalazca i na którą bilet kosztuje 250 tys. dol.? Wizja podmorskiej żeglugi ze współczesnym wcieleniem kapitana Nemo kusiła wielu zasobnych ciekawskich, ale straciła polor. 18 czerwca 2023 r. łódź podwodna Titan – ta właśnie, która służyła owym niesamowitym rejsom – implodowała w głębinach, pochłaniając życie pięciu osób, w tym swojego twórcy Stocktona Rusha. Informacje na ten temat obiegły świat, a w internecie zaroiło się od niewybrednych komentarzy w stylu: „nie żal nam bogaczy, znali ryzyko swoich fanaberii”.

Czy naprawdę ta brutalna opinia wyczerpuje temat? Nie. Tragedia ta zwraca uwagę na zjawisko o znacznie głębszym znaczeniu. Oto zanurzyliśmy się w epokę złożoności narażonej na katastrofy potencjalne częstsze i większe niż w przeszłości. Ale jest pocieszenie: katastrofy, które już się wydarzyły, to klucz do uniknięcia kolejnych.

Katastrofy ratujące życia

Gdy 10 kwietnia 1912 r. na pokład Titanica wchodziło 2,2 tys. osób, żadna z nich nie spodziewała się rychłej śmierci. Statek uznawano za niezatapialny cud techniki – tak reklamował go armator (Stockton o swojej łodzi mówił, że ryzykowniejsze od rejsu nią jest przejście przez pasy…). Znamy finał historii. Do fatalnego zderzenia Titanica z górą lodową doszło 14 kwietnia 1912 r. Szalupy ratunkowe mogły pomieścić zaledwie połowę pasażerów, ale nawet to się nie udało ze względu na błędy przy ewakuacji. Zginęły 1504 osoby.

Reklama

Wyjątkowo niezręcznie byłoby pisać o tej tragedii, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, niemniej jednak przyczyniła się do ocalenia być może znacznie większej liczby ludzi, niż pochłonęła.

Pisze o tym amerykański inżynier Henry Petroski w książce „To Forgive Design: Understanding Failure”. Co by było, pyta, gdyby Titanic zawinął do Nowego Jorku? Wtedy geniusz projektantów zostałby potwierdzony, zaś jego kolejne rejsy tylko utwierdziłyby armatorów w przekonaniu, że warto budować wielkie rejsowce. Te byłyby jednak coraz droższe, więc szukano by oszczędności – z pewnością kolejne statki miałyby cieńsze kadłuby i mniej łodzi ratunkowych.

Treść całego tekstu można przeczytać w piątkowym weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej oraz w eDGP.