Oto poranny brief - wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce. W końcu będzie kasa z USA dla Ukrainy

W końcu będzie kasa z USA dla Ukrainy

Izba Reprezentantów w Stanach Zjednoczonych uchwaliła ustawę zawierającą przepisy o 61 mld dolarów pomocy dla Ukrainy. Część z tych pieniędzy ma mieć formę pożyczki, którą prezydent USA będzie mógł umorzyć. Część wspomnianej kwoty trafi też do armii amerykańskiej, aby mogła ona uzupełnić swoje uzbrojenie po tym, jak jego część będzie przekazana Ukrainie.

Reklama

Większość w Izbie mają Republikanie, którzy od pół roku blokowali udzielenie pomocy Kijowowi, teraz w końcu udało się uzyskać porozumienie z Demokratami i Białym Domem, chociaż i tak związana z Donaldem Trumpem większość Republikanów w głosowaniu była przeciw. Ustawę poparli głównie Demokraci i mniejszość Republikanów.
We wtorek projekt ma zostać przegłosowany w Senacie, gdzie to Demokraci mają wątłą większość. Po podpisaniu ustawy przez prezydenta Joe Bidena, dostawy nowej broni dla Kijowa będą mogły ruszyć być może nawet już w przyszłym tygodniu.

Jest to oczywiście wydarzenie w znacznie większym stopniu polityczne, niż gospodarcze, ale z ekonomicznego punktu widzenia może też zmniejszać ryzyko geopolityczne w całym naszym regionie, które zapewne stopniowo by się powiększało, gdyby Ukraina zaczęła coraz wyraźniej przegrywać wojnę z Rosją.

Wyraźny spadek cen prądu w wewnętrznych rozliczeniach w polskiej energetyce

Ceny prądu w rozliczeniach wewnętrznych w ramach grup kapitałowych spadły w pierwszym kwartale o blisko 19 proc. do niecałych 60 groszy za kilowatogodzinę – podał Urząd Regulacji Energetyki. W skali rok do roku spadek sięga nawet ponad 30 proc.

ikona lupy />
Średnia cena energii z rozliczeń wytwórców / Forsal.pl

Rozliczenia w ramach grup dotyczą głównie transakcji, w których część produkcyjna grupy energetycznej, czyli po prostu elektrownia, sprzedaje prąd części dystrybucyjnej, czyli firmie dostarczającej prąd ostatecznym odbiorcom i wystawia im rachunki. Chodzi też o sprzedaż energii tak zwanym spółkom obrotu, które potem handlują prądem na rynkach hurtowych. Kluczowe jest to, że jeśli ceny w tych transakcjach wyraźnie spadają, to jest to kolejny sygnał pozwalający Urzędowi Regulacji Energetyki obniżyć je w taryfach dla gospodarstw domowych. Taki ruch został już zapowiedziany, nowe niższe taryfy mają się pojawić przed lipcem.

Z danych opublikowanych przez URE widać też, że spółki w transakcjach wewnątrz swoich grup stosują ceny wyższe, niż na Towarowej Giełdzie Energii. Średnia cena za megawatogodzinę na TGE w transakcjach kontraktami na kolejny rok oscylowała w pierwszym kwartale tego roku w okolicach 430 - 490 złotych. W transakcjach w ramach grup ta średnia cena wyniosła 596,59 zł, czyli o ponad 20 proc. więcej.

MFW doradza Niemcom luzowanie fiskalne

Niemcy powinny prowadzić nieco luźniejszą politykę fiskalną, aby móc ożywić swoją własną gospodarkę – doradza Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Dyrektor MFW na Europę Alfred Kammer powiedział w rozmowie z Reutersem, że Niemcy mają „przestrzeń fiskalną” na to, aby np. przeprowadzić państwowe inwestycje dotyczące chociażby infrastruktury publicznej, czy też cyfryzacji. Niemiecki rząd mógłby także, gdyby tylko chciał, wesprzeć niemieckie firmy jeśli chodzi o ich wydatki na badania i rozwój, co mogłoby zwiększyć ich konkurencyjność.

Fundusz wyliczył nawet, że Niemcy mogliby podnieść swój własny limit ograniczający poziom dopuszczalnego deficytu budżetowego z obecnych 0,35 proc. PKB do 1,35 proc. PKB, co pomogłoby gospodarce, a jednocześnie w takiej sytuacji ich wskaźnik długu publicznego do PKB nadal by spadał.

Niemiecki rząd od lat koncentruje się głównie na redukcji długu, a nie na rozwoju, w efekcie czego gospodarka kraju praktycznie przestała się rozwijać. MFW obniżył im właśnie prognozy wzrostu PKB do zaledwie 0,2 proc. w tym roku i 1,3 proc. w 2025 roku. Niemiecki rząd ma przedstawić swoje własne prognozy w środę. Nieoficjalnie spekuluje się, że jeśli chodzi o ten rok, prognoza wzrostu gospodarczego zostanie podniesiona z 0,2 proc. do 0,3 proc.

Załamanie notowań nVidii na giełdzie nowojorskiej

nVidia, czyli do niedawna ulubiona spółka inwestorów na giełdzie nowojorskiej, której akcje od początku ubiegłego roku do szczytu, który miał miejsce 8 marca tego roku podrożały ponad sześciokrotnie, w piątek zaliczyła spektakularną przecenę o 10 proc. Jej akcje są teraz najtańsze od lutego, a od wspomnianego szczytu spadły już o blisko 22 proc.

Wygląda to jak spektakularne pęknięcie bańki spekulacyjnej. W szczytowym momencie nVidia była trzecią najbardziej wartościową spółką świata, doganiającą Apple i Microsoft, chociaż osiągającą znacznie mniejsze zyski i przychody. Był efekt rynkowej mody na inwestowanie w sztuczną inteligencję – nVidię traktowano jako spółkę, która na rozwoju AI zarobi najwięcej, ponieważ produkuje mikroprocesory cieszące się ogromnym popytem ze strony spółek rozwijających AI.

Co ciekawe tąpnięcie w piątek zostało wywołane przez zupełnie inną, ale także kojarzoną z AI spółkę o nazwie SuperMicro Computer, która podając datę publikacji swoich wyników, jednocześnie nie zapowiedziała ich w żaden sposób, w związku z czym rynek uznał, że spółka nie ma się czym pochwalić i wyniki będą słabe. Akcje SMC spadły w piątek aż o 23 proc. Wygląda więc na to, że rynek, na który już od paru tygodni napływały doniesienia o tym, że popyt na AI jednak nie jest aż tak duży, jak wcześniej przypuszczano, szukał pretekstu do głębszej przeceny i w końcu ten pretekst znalazł.

Spadek notowań nVidii pociągnął za sobą resztę rynku i w efekcie Nasdaq spadł o ponad 2 proc., zaliczając tym samym najgorszy tydzień od października 2022 roku.

W tym tygodniu o koniunkturze na giełdach decydować będą głównie wyniki dużych i znanych spółek: Meta Platforms i IBM w środę, oraz Microsoft, Alphabet i Amazon w czwartek.

S&P podnosi perspektywę ratingu Grecji

Polska gospodarka nie ma zbyt wielu istotnych powiązań z gospodarką Grecji, ale mimo to dość często o niej słyszymy w Polsce w kontekście „stawania się drugą Grecją”, co jest ulubionym sformułowaniem osób obawiających się o to, że Polska ma zbyt duży deficyt budżetowy i dług publiczny.

Grecja faktycznie zadłużenie publiczne ma ogromne i faktycznie w 2012 roku musiała zbankrutować, co bardzo negatywnie odbiło się na jej gospodarce w kolejnych latach. Było to jednak ponad 10 lat temu, a dziś kraj ten otrzymał właśnie od agencji ratingowej S&P podniesienie perspektywy ratingu z neutralnej do pozytywnej. Daje to nadzieje na to, że w kolejnym kroku podniesiony zostanie sam rating. Zresztą nie będzie to pierwsze tego typu wydarzenie, bo S&P i inne agencje podnosiły rating Grecji także już w ubiegłym roku, kończąc ponad dziesięcioletni okres, w którym był on na tak zwanym poziomie „śmieciowym”.

Agencja S&P twierdzi, że Grecja w najbliższych latach może gospodarczo rosnąć szybciej, niż reszta strefy euro. W tym roku PKB tego kraju ma urosnąć o 2,9 proc. a więc faktycznie znacznie szybciej, niż PKB całej strefy. Co ważne, Grecja przy takim wzroście gospodarczym ma też utrzymywać sporą nadwyżkę budżetową na poziomie 2,1 proc. PKB, głównie dzięki rozwojowi turystyki i inwestycjom.

Co ciekawe, rentowność dziesięcioletnich obligacji Grecji jest ostatnio w okolicach poziomu 3,45 proc. czyli niżej niż np. rentowność podobnych obligacji włoskich i bardzo blisko hiszpańskich. Oczywiście jest to też rentowność niższa, niż tych amerykańskich (4,66 proc.), ale jest to związane z generalnie wyższym poziomem stóp procentowych w USA niż w strefie euro. Jednak mimo to, fakt, że grecki rząd mógłby dziś finansować swój deficyt taniej, niż rząd amerykański, gdyby tylko miał jakiś deficyt, jest dość niesamowity.