W sondażu Gallupa przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi zaledwie jedna trzecia część przedstawicieli wyżu demograficznego (baby boomers) urodzonych w latach 1946-64 określała się jako niezależna. Dla porównania młodszy elektorat, zarówno millenialści (1981–1996) jak Pokolenie Z (1995 -2015) w 52 proc. podkreślali swą niezależność.

„Amerykanie byli podzieleni równo, po 28 proc. między dwie główne partie polityczne. Jednakże większość, 41 proc., identyfikuje się teraz z elektoratem niezależnym” – zauważył Axios.

Powołując się na Johna Della Volpe dyrektora ds. badań opinii publicznej w Harvard Kennedy School Institute of Politics, akcentował, że millenialsi, a teraz Pokolenie Z, zawsze byli „zaciekle niezależni”. Zwłaszcza w kwestiach łączących się z polityką.

"Z grubsza 40 proc. elektoratu, który zagłosuje w 2024 roku składać się będzie z tych dwóch pokoleń. Zrozumienie i zmobilizowanie niezależnego młodego wyborcy jest zatem kluczowe" – ocenił Della Volpe.

Reklama

Zwrócił uwagę, że w ostatnich kilku wyborach w przeciwieństwie do niezależnych z pokolenia wyżu demograficznego, niezaangażowani millenialsi i z Pokolenia Z przechylili się na stronę Demokratów.

"Demokraci muszą przekształcić niedawny republikański chaos i triumfy Bidena z 2022 roku (zwalczanie przemocy z bronią, klimat, pożyczki studenckie, KBJ (inicjały czarnoskórej sędzi Sądu Najwyższego Ketanji Brown Jackson), dwupartyjna infrastruktura, itp.) w szacunek i zaufanie dla ich partii. (…) Republikanie muszą przekonać millenialsów i Pokolenie Z, że ich słuchają i dzielą niektóre z tych samych wartości" - ocenił Della Volpe.

W jego opinii przede wszystkim za istotne problemy należy uznać szacunek dla indywidualnych praw i wolności - zwłaszcza praw reprodukcyjnych – a także zmiany klimatyczne, nierówność dochodów, zdrowie psychiczne i koszty studiów.

Josh Kraushaar z Axios przekonuje natomiast, że młodzi wyborcy amerykańscy są liberalni, ale Demokraci nie mogą tego przyjąć za rzecz oczywistą.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)