W Polsce trwa już oficjalna kampania wyborcza, a z nią wiążą się próby prostego tłumaczenia skomplikowanej rzeczywistości politycznej. Dziś każda partia stara się wytłumaczyć potencjalnym zwolennikom, kto jest ich przyjacielem, a kto jest wrogiem. Tak budowana narracja pozwala wyborcom szybko się zorientować w sposobie organizacji polskiej sceny politycznej. Ale czy na pewno? Czy nie jest to przypadkiem tylko próba narzucenia pewnych uproszczonych wizji świata, które mają służyć przede wszystkim interesowi partyjnemu, a nie wyjaśnieniu otaczającej nas rzeczywistości? Świadomy wyborca, obywatel żyjący w demokratycznym państwa prawnym, powinien z pewnym dystansem przyjmować obraz świata kreowany przez partie. Żeby w dniu wyborów mógł podjąć decyzję, powinien mieć świadomość, jak on sam sytuuje się na spektrum poglądów i czy przypadkiem kreowany przez polityków podział na prawicę i lewicę nie jest próbą narzucenia narracji służącej określonej stronie sporu. Nie ma bowiem jednego uniwersalnego podziału na lewicę i prawicę. Czym innym jest lewica dla Polaka, czym innym np. dla Amerykanina. Różne są tradycje, doświadczenia historyczne, kody kulturowe i związane z nimi idee. Co więcej, scena polityczna będzie inaczej rozrysowywana przez zwolenników poszczególnych partii w Polsce. Nie ma więc zgody co do tego, jak spektrum lewica–prawica ma wyglądać. Jest natomiast zgoda, żeby o nim mówić.

Politolodzy od dekad zastanawiają się, jak zastąpić ten subiektywny opis sceny politycznej bardziej uniwersalnym i obiektywnym. Próbami (czasem z podtekstem budowy określonej narracji apolitycznej) były różne „kompasy polityczne”. Pojawiają się one nadal, gdy eksperci czy politycy chcą oddzielać wolność gospodarczą od osobistej. Próby te jednak są przede wszystkim promocją wizji, jak powiedziałby Herbert Marcuse, człowieka jednowymiarowego. Tymczasem człowiek jest bardziej skomplikowany i nie sposób zdefiniować go podług jednej wartości, nawet gdy jest nią wolność w różnych obszarach życia społecznego.