Frekwencja wskazuje, że obywatelkom i obywatelom tym razem bardzo zależało. Bardziej niż 4 lata temu, bardziej niż 8 lat temu, nawet bardziej niż 1989 roku. Teraz dla osób, które cieszy wygrana opozycji demokratycznej, nie najłatwiejszy czas – niemiłych sojuszy i kompromisów politycznych. W ciągu najbliższego roku nikomu nie objawi się Polska jego marzeń – dla mnie byłaby ona zielona, świecka i socjaldemokratyczna, dla kogoś innego może inna, ale, tak czy siak, jeszcze nie teraz. Ale może kiedyś? Kilka jaskółek, nomen omen, dobrych zmian, dostrzegłam podczas tych wyborów na horyzoncie.

Pierwsza jaskółka: Frekwencja jest kobietą

Odrobinę większy odsetek uprawnionych kobiet niż uprawnionych mężczyzn wziął udział w tegorocznych wyborach. Większość z nich, podobnie jak większość mężczyzn, poparła PiS, ale ciekawe różnice ujawniają się, gdy demografii wyborczej przyjrzymy się nieco bliżej. Tendencja, która wynika z korygowanych wciąż jeszcze danych, jest dość wyraźna – więcej kobiet wybiera Lewicę i Koalicję Obywatelską, więcej mężczyzn – Konfederację i PiS. W przypadku Trzeciej Drogi jest to mniej więcej pół na pół.

Reklama

To chwiejne dane, należy zaczekać na porządne podsumowanie demografii tych wyborów, niemniej – nieśmiało wyłania się z nich jakiś obraz. Podczas Czarnego Protestu w 2016 roku czy protestów po zaostrzeniu ustawy aborcyjnej w 2020 roku skandowane były hasła: „Beata/Mateusz, niestety, twój rząd obalą kobiety”. Niekiedy dodawano – „i elgiebety”. I śmiem twierdzić, że kobiety (i elgiebety) spełniły swoją groźbę. To one jeszcze tłumniej niż mężczyźni wzięły udział w tych wyborach. I to one pchnęły ich wyniki w odrobinę bardziej progresywną stronę. A to z kolei daje mi nadzieję, że może z tą zieloną, świecką i socjaldemokratyczną Polską, to jeszcze nie jest taka zupełnie przegrana sprawa.

Cieszy mnie też, że po tych wyborach w Sejmie będzie więcej kobiet niż dotychczas – rekordowe 136 posłanek. Nawet, jeśli wśród nich znajduje się Karina Bosak, która pokonała gwiazdora swojej formacji politycznej, Janusza Korwina-Mikke. Nawet, jeśli to nadal tylko 29,6 proc. składu niższej izby parlamentu.

Druga jaskółka: Może już dojrzeliśmy do społeczeństwa obywatelskiego?

Nie tylko zawrotna frekwencja w wyborach, ale także bardzo różnorodny rozkład głosów oraz powszechny bojkot referendum dają do myślenia. Jakby większa część społeczeństwa umówiła się, że chce pokazać PiS-owi i wszystkiemu, co na prawo od PiS-u, czerwoną kartkę. O czerwonej kartce komentatorzy i komentatorki już pisały, ja jednak chciałabym położyć nacisk na słowo „społeczeństwo”.

Do historii tych wyborów przejdzie przypadek słynnej pizzerii na wrocławskim Jagodnie. Wymienię jej nazwę, bo dała nam niezwykle krzepiącą opowieść. Pracownicy i pracownice Manii Smaku donosili pizzę obywatelkom i obywatelom, którzy stali przed lokalem wyborczym do godziny 3.00 w nocy, aby oddać swój głos. Swój udział w dokarmianiu kolejki miały też osoby prywatne. Z kolei kiedy o Manii Smaku zrobiło się głośno, inne osoby prywatne z różnych zakątków Polski i świata zaczęły zamawiać u nich pizzę z adnotacją, że proszą o nieprzywożenie posiłku, że to w podzięce.

Spektakularne i mówiące, że jako społeczeństwo nie tylko czujemy się zmęczeni rządami PiS-u, ale – to moja hipoteza – tęsknimy za takimi wspólnotowymi, dobrymi emocjami. Są też inne, nieco mniej medialne przykłady – od organizowanych w trzecim sektorze akcji profrekwencyjnych, po niewidzialną pracę aktywistyczną przy sztabach wyborczych. Od spontanicznego stworzenia bon motu tych wyborów, czyli hasła „bez referendum”, po fakt, że w social mediach aktywowały się politycznie nawet profile domów tymczasowych dla kotów. I nie chcę niczego zapeszać – kiedy w 2007 roku społeczeństwo odsunęło od władzy tzw. pierwszy PiS, nadzieje na to, że świadomość obywatelska się przebudziła, także były ogromne. Niemniej, nadzieja – piękna sprawa.

Trzecia jaskółka: Zwierzęta dostały (skromny i cichy, ale zawsze jakiś) głos

Zacznę od kolejnego spektakularnego przykładu, czyli fenomenu Łukasza Litewki, który startował z ostatniego miejsca na listach Nowej Lewicy w Sosnowcu i zdobył więcej głosów niż sosnowiecka jedynka Lewicy Włodzimierz Czarzasty. Szedł do wyborów z hasłem „Ostatni na liście, pierwszy w działaniu” i w jego przypadku, jak się wydaje, nie były to puste słowa.

Litewka wykorzystał swoje plakaty wyborcze, aby zamieścić na nich ogłoszenia adopcyjne psów z lokalnego schroniska. A ponieważ jego kampania wyborcza przykuła uwagę mediów – o Dorze, Cywilu czy Bueno, szukających swoich domów, dowiedziała się cała Polska. Przy okazji polityczki i politycy odkryli, co można zrobić po wyborach ze swoimi banerami – przekazać je schronisku, będą chronić zwierzęta przed zimnem. Posunięcie Litewki było genialne marketingowo – to chyba oczywiste, skoro udało mu się zdeklasować Czarzastego. Ale było też wyrazem czegoś, na czego nadmiar w polskiej polityce nie możemy narzekać – autentycznej troski o istoty słabsze, nieuprzywilejowane.

Sama od lat zajmuję się aktywizmem na rzecz zwierząt i walczę o koniec epoki chowu przemysłowego. Litewka, rzecz jasna, skradł moje serce, bo siedząc w środowisku zwierzolubów, widzę, jakim olbrzymim problemem jest bezdomność kotów i psów. Jednak większym problemem, jeśli bierzemy pod uwagę skalę cierpienia, jest w moim odczuciu fakt, że w Polsce i na świecie wciąż produkujemy żywność z żywych istot, nie tylko masowo odbierając im życia, ale też gotując im przed śmiercią prawdziwą gehennę. Dlatego niezwykle cieszy mnie, że największe organizacje prozwierzęce zaczęły tworzyć materiały informujące zainteresowanych, które kandydatki i którzy kandydaci na posłów i posłanki poruszają w swojej kampanii kwestię praw zwierząt. I cieszy mnie też, że niektórzy kandydaci i kandydatki zaczęły, jeszcze niemrawo i nieśmiało, wygłaszać prozwierzęce postulaty. Nie tracę nadziei, że podczas następnych wyborów te hasła wybrzmią trochę mocniej. A podczas kolejnych, kto wie, może wejdą do mainstreamu programów politycznych.

Podsumowując

Zaczęły już do mnie docierać głosy, że owszem, to bardzo fajnie, że frekwencja była duża i że prawdopodobnie przez najbliższe cztery lata Prawo i Sprawiedliwość nie będzie sprawować władzy. ALE. W kwestii aborcji możemy liczyć co najwyżej na powrót do kompromisu sprzed 2020 roku, w kwestii zwierzęcej – może w pewnym momencie na tapetę wróci „piątka dla zwierząt”. A tak w ogóle, to wygrali prawicowi konserwatyści, bez rozsądnych pomysłów socjalnych, za to z tendencją do flirtowania z kościołem i wielkim biznesem. I, znając życie, roztrwonią społeczny kapitał w codziennych politycznych wojenkach o wpływy i stanowiska.

Może to wszystko prawda i może, po wzmożeniu wyborczym, kiedy dopadnie nas codzienność polskiej polityki, poczujemy zmęczenie, zniechęcenie i rezygnację. Bardzo jednak życzę wszystkim aktywistkom i aktywistom, obywatelkom i obywatelom – nadziei. W moim odczuciu opisane wcześniej zjawiska są wystarczającym powodem, żeby ją mieć. Poza tym, jak już wspomniałam, nadzieja – piękna rzecz.