Blokowanie treści w internecie

9 stycznia na stronach RCL opublikowano zmieniony projekt noweli ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, który ma wdrażać unijne rozporządzenie - akt o usługach cyfrowych (DSA). W projekcie pojawiła się procedura, która ma umożliwić Prezesowi Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE) rozstrzyganie, czy zablokować nielegalne treści w internecie, co ma się dziać bez udziału sądu i wiedzy autorów wpisów.

"Bardzo agresywne rozwiązania"

"Rozwiązania zaproponowane przez MC są przede wszystkim bardzo agresywne w stosunku do treści DSA" - oceniła w rozmowie z PAP dr Paula Skrzypecka, prawniczka w Creativa Legal.

Jak wyjaśniła ekspertka, w projekcie ustawy wskazano, że prezes UKE może zablokować treści w internecie, które uzna za naruszające "dobra osobiste lub prawa własności intelektualnej, wyczerpujące znamiona czynu zabronionego albo pochwalające lub nawołujące do popełnienia takiego czynu".

"Niebezpieczny mechanizm"

"Czyli mamy potencjalne, bo nawet niewykazane przed sądem, naruszenie praw jednostki, nawet jednej osoby i urzędową sankcję w postaci blokady, bez jakiegokolwiek udziału samego zainteresowanego. DSA nie sprzeciwia się blokowaniu treści i dopiero późniejszemu informowaniu ich autora, ale przy tak szerokich przesłankach jest to niebezpieczny mechanizm" - oceniła Skrzypecka.

Jej zdaniem "cała propozycja kłóci się z duchem DSA, które jednak zmierzało do tego, by ograniczać ryzyka arbitralnego i rozszerzającego interpretowania kompetencji +cenzorskich+".

W projekcie ustawie wskazano także, że od decyzji UKE można odwołać się do sądu. "Decyzja ma być wydawana w okresie od 2 do 21 dni. Dwa dni to na tyle krótki termin, że w praktyce może on być odbierany jako cenzura. Jasne, istnieje prawo do odwołania, ale z punktu widzenia wydarzeń istotnych w danym momencie w kontekście politycznym czy społecznym, rozstrzygnięcie sądu, które przykładowo zapadnie 2 lata później, często będzie już bez znaczenia dla sprawy" - wskazała prawniczka.

Resort cyfryzacji się broni

W komunikacie dotyczącym projektu ustawy Ministerstwo Cyfryzacji powołało się na procedurę CERT Polska, czyli zespołu reagującego na incydenty w sieci. CERT bez udziału sądu wpisuje na listę zastrzeżeń domeny internetowe, które uznane zostaną za szkodliwe. "Procedura działa i wolność słowa nie jest w żaden sposób naruszana" - podkreślił resort cyfryzacji.

"To prawda, tylko że CERT Polska wpisuje na listę konkretne domeny. Nie blokuje wypowiedzi ludzi, a do tego może zmierzać stosowanie regulacji dotyczącej UKE w praktyce" - skomentowała ten argument Skrzypecka.

Regulamin blokowania treści ma zależeć od prezesa UKE

Wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski przekazał ostatnio, że "regulamin blokowania treści w internecie będzie zależał od prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE)". "Według mnie to najlepsza instytucja w Polsce, która powinna się tym zajmować. Jej niezależność jest zapewniona wspólnym wyborem w Sejmie; nie jest to polityk ani minister" - dodał, odpowiadając na zarzuty upolitycznienia instytucji.

Od 2020 roku prezesem UKE jest Jacek Oko, który został na tę funkcję wskazany przez ówczesnego premiera Mateusza Morawieckiego.

Akt o usługach cyfrowych jest pierwszą na świecie regulacją cyfrową, która nakłada na firmy w całej UE odpowiedzialność za treści zamieszczane na ich platformach. W całości obowiązuje w krajach członkowskich od 17 lutego 2024 r.

Monika Blandyna Lewkowicz (PAP)

mbl/ mick/ amac/