Biję na alarm, choć na pierwszy rzut oka sytuacja wygląda nieźle. Do niedawna Polska była prymusem wśród krajów Unii pod względem tempa wzrostu gospodarczego. W świecie ostatnie nasze 35-lecie powszechnie nazywane jest „polskim cudem gospodarczym”. Co więcej - w prognozach globalnych instytucji wciąż wypadamy dobrze lub bardzo dobrze. Może dlatego nasi politycy zajmują się głównie sobą i mogą całkowicie przespać ostatni moment na konieczną reakcję. A my z nimi. I wtedy znajdziemy się w czarnej…, dziurze.
Polska gospodarka pod presją demografii: zagrożenie i wielka szansa
Problem w tym, że – po pierwsze – cała Europa słabo radzi sobie w globalnej konkurencji: od pewnego czasu raczej czołga się niż idzie (o biegu dawno nie ma mowy) i musi szybko wyciągnąć z tego wnioski (vide: raport Draghiego) wprowadzając strategię, w której ambitne cele dotyczące jakości życia będą realizowane poprzez zwiększanie, a nie mordowanie naszej konkurencyjności. Po drugie: jeśli spojrzymy na to, co naprawdę decyduje o wzrośnie produktywności i konkurencyjności, czyli nakłady na badania naukowe, inwestycje w nowe technologie (czy w ogóle inwestycje), innowacyjność, poziom cyfryzacji – to w niemal wszystkich rankingach wypadamy żałośnie. Czyli Europa przypomina pikującą kometę, a my w kluczowych kwestiach ciągniemy się w jej – dyplomatycznie mówiąc - warkoczu.
Tkwi w tym GIGANTYCZNY paradoks, bo przez tych 35 lat zgromadziliśmy nad Wisłą to, co najcenniejsze w pędzącym świecie: fenomenalny, kompetentny, doświadczony kapitał ludzki. Właśnie on może i powinien być kluczem do rozwiązania najbardziej palących problemów Europy. Dzięki niemu możemy przestawić polską gospodarkę z dotychczasowych torów (wydajnej manufaktury o niskich kosztach pracy) na nowe (gospodarki opartej na wiedzy). Aby zacząć to efektywnie robić, wykorzystując do tego WSZYSTKIE DOSTEPNE ŚRODKI, musimy najpierw przyswoić OBIEKTYWNE dane i fakty. Politycy lubią je wypierać. Wielu z nich przypomina przez to leżącego na plecach żółwia z głową w chmurach, motylkach i ptaszkach, wykrzykującego radośnie: „Ja latam!”.
Jasne, optymizm jest nam równie potrzebny, jak wiara we własne możliwości. Ale w żadnym razie nie może być to wiara w to, że jeśli przez 35 ostatnich lat dokonaliśmy „cudu”, to ten cud z automatu rozciągnie się na kolejne dekady. Tak naprawdę ów „cud” zawdzięczamy BARDZO ciężkiej pracy znacznej części (bo nie wszystkich) Polek i Polaków; pracy, o jakiej większość reprezentantów młodych pokoleń nie chce myśleć (i to jest OK – kulturze zap… trzeba w końcu powiedzieć „NIE”) oraz wielu korzystnym zbiegom okoliczności (czy jak kto woli: Opatrzności). Ogromną rolę w mozolnym wypracowywaniu tego cudu odegrała DEMOGRAFIA. I właśnie ona może nas teraz zniszczyć.
Demografia vs. gospodarka polska
Już dziś demografia ma potężny wpływ na naszą gospodarkę: jeśli co roku z rynku pracy znika nam za sprawą mijania się potężnych wyżów i niżów demograficznych 150 tys. osób, a przed końcem dekady ten proces przyspieszy i znikać będzie 200 tys., co w perspektywie 10 lat oznacza utratę ponad 2 MILIONÓW LUDZI, to znaczy, że firmy w Polsce znajdą się pod jeszcze większą presją niedoborów kadr, a zarazem kosztów pracy. I będą – jedna za drugą – tracić konkurencyjność. To zjawisko już się nasila.
Weźmy przemysł, który przez ostatnie dwie dekady napędza (obok konsumpcji) nasz eksport, a więc i wzrost PKB. W tarapaty popadły sztandarowe i przyszłościowe branże, m.in. meblarska, automotive (pojazdy i części do nich), baterii elektrycznych. Ich eksport dynamicznie spada – zgodnie z zasadą, że jak Niemcy mają grypę, my możemy dostać zapalenia płuc. Rosną długi firm tego strategicznego sektora (wedle KRD dobijają już do 1,2 mld zł, dochodzi do tego 370 mln zł zamrożone w niezapłaconych fakturach). Wprawdzie mierzący koniunkturę wskaźnik PMI nieco wzrósł, ale wciąż utrzymuje się w przemyśle poniżej 50 pkt, co oznacza, że przeważają pesymiści.
Dlaczego to wszystko się dzieje? Jakim obiektywnym procesom podlegamy? Na co możemy mieć wpływ, a na co nie mamy? Postanowiłem stworzyć przystępny dla wszystkich „Krótki obrazkowy kurs sytuacji demograficznej i ekonomicznej Polski dla biznesu i polityków”. Kluczowe dane przedstawiam na przystępnych slajdach.
Pierwszy pokazuje, ilu ludzi w wieku produkcyjnym i nieprodukcyjnym było w Polsce w latach 1989 – 2024 i ilu możemy ich mieć w 2035 r.
Widać tu wyraźnie, że na starcie przemian mieliśmy do dyspozycji 22 mln potencjalnych pracowników. W ciągu kolejnych dwóch dekad ta liczba wzrosła do 24 mln, czyli o 2 miliony. To efekt wchodzenia na rynek pracy ostatnich powojennych wyżów demograficznych, liczących po 600, a nawet ponad 700 tys. osób w roczniku; dla porównania – w tym roku urodzi się w Polsce 250 tys. dzieci… W realiach transformowania centralistycznej gospodarki PRL w kapitalistyczną firmy nie były w stanie stworzyć tylu całkowicie nowych miejsc pracy i rynek nie wchłonął wszystkich tych ludzi, stąd duża emigracja oraz wysokie bezrobocie. Równocześnie przedsiębiorcy, w tym inwestorzy zagraniczni, mieli przebogate zasoby młodych i dobrze wykształconych kadr. To zjawisko, zwane dywidendą demograficzną, przez dwie dekady napędzało polski rozwój gospodarczy, zwłaszcza po wejściu do Unii.
Ale już w 2013 r. zaczął się w Polsce odwrotny proces demograficzny – utraty zasobów. W ciągu zaledwie 12 lat liczba osób w wieku produkcyjnym zmalała do 22 mln, a obecnie jest ona niższa niż w 1989 r. – przy wielokrotnie większej gospodarce (co pokazuje gigantyczny skok produktywności Polek i Polaków). Prognoza Polskiego Instytutu Ekonomicznego przewiduje, że przy obecnych trendach migracyjnych te zasoby skurczą nam się w dekadę o kolejne (ponad) 2 miliony.
Już dziś 21 proc. zatrudnionych w sektorze prywatnym i aż 31 proc. w publicznym ma mniej niż 10 lat do emerytury. A 97 proc. Polek i Polaków przechodzi na emerytury zaraz po osiągnięciu wieku emerytalnego. Na kolejnym slajdzie możecie zobaczyć prognozowany bilans pracowników w poszczególnych sekcjach gospodarki narodowej.
W przemyśle na rynku ma się pojawić ponad 400 tys. nowych pracowników, ale w tym samym czasie na emerytury pójdzie ponad 800 tys.! W edukacji ta proporcja jest jeszcze bardziej miażdżąca (53 do 414 tys.). Dokładne prognozowane ubytki widać na poniższym slajdzie:
Jak możemy się bronić przed zapaścią gospodarczą spowodowaną brakiem kadr i wzrostem kosztów pracy? Jednym z trzech fundamentalnych rozwiązań jest znacznie efektywniejsze wykorzystanie dostępnych zasobów. Dziś mamy relatywnie wysoki wskaźnik zatrudnienia osób w wieku od 25 do 50 lat (na poziomie liderów unijnych), ale bardzo niski wśród osób 50+ oraz młodych (20-24). Wynika to z uprzedzeń, dyskryminacji oraz braku rozwiązań (w systemach firmowych i prawodawstwie) umożliwiających elastyczną pracę i jej łączenie z innymi obowiązkami (w tym nauką). Większa elastyczność mogłaby też zatrzymać na rynku pracy wielu seniorów.
Kolejnym przejawem marnowania dostępnych zasobów jest zróżnicowanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn (60 vs. 65) w sytuacji, gdy Polki żyją średnio o 8 lat dłużej od Polaków. To kuriozum na skalę całej Unii ma być formą rekompensaty dla kobiet za dyskryminację na wszystkich etapach kariery zawodowej. Wyjątkowo niesprawiedliwą i nietrafioną. Z fatalnymi konsekwencjami gospodarczymi i społecznymi.
Zatrudnienie osób z niepełnosprawnościami mamy też wyraźnie niższe od średniej europejskiej. Tutaj znów kluczem do sukcesu są bardziej elastyczne warunki i formy pracy.
Polska gospodarka: robotyzacja i cyfryzacja się wlecze
Absolutnie koniecznym warunkiem odzyskania konkurencyjności przez polskie firmy jest ich masowa cyfryzacja, przyspieszenie automatyzacji, robotyzacji i upowszechnienie AI. Inaczej Polska nie odegra znaczącej roli w globalnym wyścigu cywilizacyjnym. Sami zobaczcie:
Pisałem tu niedawno, że Chiny, w których mieszka 18 proc. ludzkości, montują dziś ponad połowę wszystkich robotów przemysłowych na świecie. Tyle, ile my montujemy w rok, tam montuje się w trzy dni. Ale uciekają nam również kraje europejskie, na czele z Niemcami i całą Skandynawią. W ostatnich dwóch latach zanotowaliśmy niepokojący spadek nowych instalacji. Oni mają wzrosty.
Musimy NATYCHMIAST odwrócić trend, bo w liczbie robotów przypadających na 10 tys. pracowników przemysłu wypadamy wprost ŻAŁOŚNIE. Jesteśmy daleko za Hiszpanią, Włochami, Czechami. I wszyscy liderzy nam uciekają.
Nie robotyzujemy się tak szybko jak inni, a tymczasem koszty pracy rosną w Polsce w rekordowym tempie. W przeliczeniu na dolary i euro są już 6,5 razy wyższe niż w momencie wejścia Polski do Unii. I od nowego roku znów mocno wzrosną.
Polska gospodarka: wynagrodzenia rekordowo szybko w górę
Polskie wynagrodzenia nominalne należą ciągle do najniższych w Europie, ale realne, mierzone parytetem siły nabywczej, przesunęły się powyżej europejskiej średniej. To wielkie wyzwanie dla naszych przedsiębiorców (i inwestorów bazujących na niskich kosztach płacy), ale też szansa dla nich, bo oznacza, że możliwości finansowe Polaków rosną.
Widać to na sporządzonym przez GUS wykresie dochodu rozporządzalnego gospodarstw domowych w kolejnych latach.
Ostatnim fundamentalnym zasobem do zagospodarowania w polskiej gospodarce są imigranci. W 2014 r. mieliśmy wielkie szczęście: akurat, kiedy odwróciły się w Polsce trendy demograficzne i zaczęło nam ubywać ludzi z wieku produkcyjnym, Rosja napadła na Ukrainę, anektowała Krym i wywołała zamęt w Donbasie. Efektem była migracja Ukraińców. To dzięki niej łataliśmy dziury w naszym rynku pracy, systemie emerytalnym i w podatkach. Ale od ponad roku mamy do czynienia z zatrzymaniem napływu cudzoziemców. Nowa polityka migracyjna ma to zmienić, ale w obecnej atmosferze należy się raczej spodziewać barier w sprowadzaniu imigrantów niż ułatwień i zachęt. To śmiertelne zagrożenie dla gospodarki, bo nie wszystkie sektory da się łatwo zautomatyzować, a przytłaczająca większość Polek i Polaków nie chce wykonywać niektórych prac i zawodów.
Najnowszy Barometr Zawodów prognozuje, że w roku 2025 w Polsce nie będzie żadnych zawodów nadwyżkowych, a dotkliwy deficyt pracowników wystąpi w 23 profesjach.
Kiedy poprosiłem AI o stworzenie na podstawie tych faktów wizji Europejczyków w 2025 r., wymalowała m.in. cos takiego:
To od nas zależy, czy za 10 lat będziemy się tak szeroko uśmiechać. Musimy w tym czasie zbudować gospodarkę opartą na fundamencie wiedzy, innowacji i nowoczesnych technologii. Musimy w to INWESTOWAĆ. Nie możemy pozwolić, by świat nadal nam uciekał. Nie możemy więcej trwonić bezcennego doświadczenia i kompetencji polskich talentów – pracujących dziś w ogromnej mierze na PKB innych krajów, albo dyskryminowanych na rynku pracy, jak 50+ czy młodzi. To jest temat do PRADZIWEJ I WAŻNEJ DEMATY PUBLICZNEJ.
Zainicjowaliśmy ją na ostatnim INFORum Gospodarczym w Krakowie. Zapis tej niebywale ciekawej konferencji do obejrzenia tutaj: https://www.facebook.com/gazetaprawnapl/videos/1071906381345659