Posuwające się w głąb obwodu kurskiego siły ukraińskie, którym udało się już zająć miasto Sudża i wiele mniejszych wiosek, są dla Rosjan potężnym zaskoczeniem. Montując chaotyczną obronę, zaczęli oni jednocześnie gorączkowo rozglądać się, kto ponosi winę za to, że ofiara, która w myśl wszechobecnej propagandy miała być już powalona na łopatki, nagle tak ukąsiła.
Łukaszenka zdradził Putina. Wystarczył jeden ruch
Już po dwóch dniach ukraińskich działań wojennych w obwodzie kurskim rosyjscy blogerzy oraz komentatorzy wojskowi znaleźli winnego, a ich oskarżycielski palec wskazał białoruskiego dyktatora, Łukaszenkę. To on, najbliższy sojusznik Putina, ma ponosić winę za to, że Ukraina nagle znalazła tyle sił, aby przypuścić atak. Podobnego zdania są białoruscy opozycjoniści, którzy dobrze znając sposób myślenia dyktatora wiedzą, że znów chciał zagrać on na kilku fortepianach jednocześnie i wskazują na pewien cykl zdarzeń.
- Łukaszenka parę tygodni temu wyjechał na granicę południową i publicznie ogłosił, że nie ma już zagrożenia ze strony Ukrainy i dał rozkaz zabrać siły zbrojne Białorusi z granicy ukraińskiej, które wcześniej zgromadził w dużej liczbie mówiąc, że Ukraina planuje jakieś prowokacje, czy nawet agresję przeciwko Białorusi – mówi Forsalowi Paweł Łatuszka, jeden z szefów białoruskiej opozycji, były ambasador Białorusi w Polsce.
Ukraina zaś, widząc, że z jej północnej granicy zniknęła białoruska armia, mogła zluzować potężne siły, które od 2022 r. pilnowały granicy z Białorusią w obawie, że kraj ten kiedyś zaatakuje i spróbuje odciąć płynące z Polski życiodajne źródło zachodnich dostaw wojskowych. Mając dodatkowe wojska obrońcy mogli wzmocnić nie tylko zagrożone odcinki frontu w Donbasie, ale też przygotować wojsko do ataku. Jak do tego doszło, że Łukaszenka nagle zmienił zdanie?
Rosyjskie drony nad Białorusią. Putin straszy
Obserwatorzy białoruskiej sceny politycznej nie mają wątpliwości, że wszystko zaczęło się kilka tygodni temu, gdy na Białorusi przybywała chińska misja wojskowa. Chińscy komandosi ćwiczyli wspólnie z białoruskimi, a w tle toczyć miały się rozmowy, które w efekcie skłoniły Łukaszenkę do zabrania swych wojsk z granicy. Pewną rolę w całej operacji odegrać miały też państwa zachodnie.
- Nie wykluczam, że pewną rolę mógł tu grać również jeden z krajów zachodnich i wiem, że kilka tygodni temu przedstawiciel Francji był w Mińsku i rozmawiał o roli Łukaszenki w wojnie przeciwko Ukrainie – ujawnia Paweł Łatuszka.
Łukaszenka dobrze jednak wiedział, że taka wojskowa manifestacja spotka się z odpowiedzią Putina, i się nie zawiódł. Białoruskie wojska nie dojechały jeszcze do koszar, gdy Rosja zareagowała, pokazując, że dyktator pozwolił sobie na zbyt wiele.
- Putin nie dał z siebie zrobić durnia i od razu wysłał w przestrzeń powietrzną Białorusi cztery drony. Jednego do Witebska, gdzie dzień wcześniej był Łukaszenka, później do Mohylewa, gdzie wypoczywał Łukaszenka i tam był nawet ogłoszony alarm bombowy. A później jeden dron spadł koło Bobrujska i wybuchł. Łukaszenka zaczął prosić o spotkanie z Putinem i się go doczekał. Ale chyba niewiele ono dało, bo zaraz po spotkaniu kolejne rosyjskie drony zaczęły wchodzić w białoruską przestrzeń powietrzną – mówi Paweł Łatuszka.
Putin mści się na Łukaszence. Już się zaczęło
Finał tych politycznych gierek widzimy dziś w obwodzie kurskim, gdzie ukraińska armia od trzech dni prze do przodu.
- Oceniając to, co się wydarzyło, wygląda na to, że de facto Łukaszenka zdradził Putina. I teraz dostaje ze strony rosyjskiej propagandy i w Rosji mówi się o tym coraz głośniej – przyznaje białoruski opozycjonista.
Ostrzega jednak przed nadmierną radością, bowiem Łukaszenka niedługo zrozumie, że będąc całkiem uzależnionym od Rosji, nie może bezkarnie grać jej na nosie. Pierwsze objawy zemsty, poza wysyłaniem tajemniczych dronów, są już widoczne. Białorusini zaczynają donosić o brakach na sklepowych półkach, gdzie pojawił się deficyt mięsa i mleka, których dużą część sprowadzano właśnie z Rosji. Jeśli sytuacja gospodarcza zacznie się jeszcze bardziej pogarszać, a rosyjskie naciski nie ustaną, należy się spodziewać, że Łukaszenka szybko otrząśnie się z marzeń o niezależności od Rosji.
- Będą tego konsekwencje, tym bardziej, że Łukaszenka jest przed kolejnym etapem mianowania na stanowisko prezydenta i bez wsparcia Rosji będzie ciężko. Putin będzie mu wysyłał sygnały, kto rządzi i Łukaszenka musi się podporządkować. Teraz zapewne sprowokuje jakąś sytuację na granicy z Ukrainą, coś wymyślić,w jaki sposób się przed nim wytłumaczyć – ostrzega Paweł Łatuszka.