Zgodnie z zapowiedziami ukraińskiego wywiadu, północnokoreańskie wojska powinny pojawić się na froncie w obwodzie kurskim już na początku tego tygodnia. Choć jeszcze nie widziano ich na linii walk, to natrafiono na samochody przewożące ich pod Kursk, zaś ostateczne potwierdzenie ich obecności na cudzej wojnie zmobilizowało innych Koreańczyków, by pójść w ich ślady.

Koreańczycy z południa jadą na Ukrainę

O nowej inicjatywie, jaka narodziła się w weekend w Korei Południowej, informuje poniedziałkowy South China Morning Post. Jego dziennikarzom udało się bowiem skontaktować z Koreańczykami, którzy przed laty uciekli spod buta północnego dyktatora i wybrali życie na południu. A że większość z nich ma za sobą szkolenie w armii Korei Północnej, teraz chcą jechać na Ukrainę, by osobiście skonfrontować się ze swymi byłymi kolegami.

- Północnokoreańscy żołnierze są tam zasadniczo najemnikami, ale my przyjeżdżamy jako ochotnicy z misją dobrej woli. Sama nasza obecność na Ukrainie mogłaby znacząco wpłynąć na morale północnokoreańskich żołnierzy – powiedział dziennikarzom Lee Min-bok, jeden z pomysłodawców udania się na Ukrainę.

Do Li dołączyła już grupa ponad 200 dezerterów z północnokoreańskiej armii, chcących pojechać na ukraińską wojnę. Wystąpili oni do rządu Korei Południowej z prośbą o umożliwienie im tej eskapady, jednak na razie władze nie potwierdziły, czy zgodzą się na tak niezwykły krok.

Koszmarny stan koreańskiej armii

Liderzy grupy byłych wojskowych chcą udać się na front nie po to, by od razu strzelać do swych byłych kolegów z wojska, ale raczej starać przekonać ich do porzucenia rosyjskich panów i przejścia na stronę Ukrainy. Twierdzą, że wiedzą, jak to zrobić.

- Jesteśmy weteranami wojennymi i rozumiemy kulturę wojskową i stan psychologiczny Korei Północnej lepiej niż ktokolwiek inny. Jesteśmy gotowi udać się wszędzie tam, gdzie jest to potrzebne, aby działać jako agenci wojny psychologicznej – poprzez transmisje przez głośniki, dystrybucję ulotek, a nawet działanie jako tłumacze – mówi Ahn Chan-il, kolejny członek inicjatywy, kierujący Światowym Instytutem Studiów nad Koreą Północną.

Na obecność północnokoreańskich wojsk na Ukrainie zwrócili już uwagę przywódcy państw zachodnich, a w poniedziałek fakt ten potwierdził także sekretarz generalny NATO, Mart Rutte. I choć na razie mówi się o wysłaniu do Rosji od 3 do 12 tys. żołnierzy, to nawet jeśli prawdą byłaby ta górna liczba, nie robi ona wrażenia dla doświadczonych wojskowych. W ocenie generała Waldemara Skrzypczaka, byłego dowódcy Wojsk Lądowych, armia Korei Północnej nijak ma się do innych armii świata.

- To jest armia paradna, przyszykowana do parad. Wszystkie znamy te marsze, które Kim robi w tej swojej stolicy, zwarte szyki żołnierzy, wszyscy uśmiechnięci, to propaganda. Ale do takiej parady żołnierze szykują się po 3-4 miesiące, to kiedy mają się bojowo szkolić? Ja bym Koreańczykami nikogo nie straszył – mówi Forsalowi generał Skrzypczak.