Gdy w poniedziałek w Wilnie doszło do katastrofy samolotu transportowego firmy DHL, w pierwszej chwili oczy wielu zwróciły się na Rosję. Od razu zaczęto podejrzewać, że może być to kolejny element wojny hybrydowej, jaką kraj ten prowadzi z Zachodem. Wówczas do akcji wkroczyli politycy.
Rosyjskie ślady lotniczych katastrof
Zapewne po to, by uspokoić opinię publiczną i uciąć narastające spekulacje, litewski minister obrony narodowej wyjaśnił, iż nie ma żadnych dowodów na to, by katastrofę samolotu, w której zginęła jedna osoba, powiązać z atakiem terrorystycznym. I wydawać by się mogło, że oświadczenie to zakończy sprawę, gdyby nie tajemnicze oświadczenie Carstena Breuera, głównego inspektora Bundeswehry. Ten niemiecki generał w programie telewizyjnym przedstawił opinię, nijak nie pasującą do słów litewskiego polityka. Zasugerował, że za akcją ta mogą stać służby Putina.
- Mieliśmy już do czynienia z podobną sytuacją latem tego roku, a teraz doszło do zdarzenia, które w jakiś sposób wpisuje się w ten schemat – powiedział Breuer, nawiązując do tajemniczych wybuchów w lipskiej centrali DHL w lipcu tego roku. W jego ocenie, gdyby za tymi zamachami stały rosyjskie służby, Rosja stworzyłaby „stan, który nie jest już w pełni pokojowy, ale nie jest też jeszcze wojną na pełną skalę”.
Obserwując zagadkowe wybuchy i pożary w samolotach DHL, Robert Cheda, były analityk Agencji Wywiadu, przez lata pracujący w Rosji, wyczuwa w tych zachowaniach rosyjski ślad. A przynajmniej sposób działania i wysyłane w ten sposób sygnały do złudzenia przypominają to, w czym Rosjanie specjalizują się już od lat.
- Takie działanie do kwadratu wpisuje się w rosyjski modus operandi. Rosjanie w lipcu testowali pewien sposób przemytu takich zapalników na pokłady samolotów i ja sądzę, że oni teraz znaleźli nowy sposób i słuchając takiej wypowiedzi sądzę, że Niemcy mają na ten temat jakąś wiedzę – mówi Forsalowi Robert Cheda.
Celem ataku mogą być samoloty pasażerskie
Rodzi się zatem pytanie, skąd zaledwie na przestrzeni kilku dni docierają do nas dwa sprzeczne komunikaty. Jeden, wykluczający działanie terrorystyczne, a drugi, wprost sugerujący udział Rosji. A co dziwniejsze, wypowiedzi te padają z ust bardzo ważnych europejskich polityków. W ocenie Roberta Chedy, to również jest pewien sygnał.
- Trzeba pamiętać, że udowodnienie sprawstwa takiego rosyjskiego zamachu to jest decyzja polityczna całego NATO i w związku z tym mogły wyjść dwa różne komunikaty. Pierwszy, litewski, czysto polityczny, że nie ma tam żadnego śladu rosyjskiego, dopóki nie ma uzgodnień, jak reagować w postaci konkretnej decyzji. A z drugiej strony Niemiec i to wojskowy, dał do zrozumienia, że wiemy, kto za tym stoi – wyjaśnia Robert Cheda.
W jego ocenie, tego typu dziwne pożary i lotnicze katastrofy są jak najbardziej na rękę Rosji, której celem jest wzbudzenie w mieszkańcach Europy strachu i sparaliżowanie działania służb. A gdy ludzie zaczną się bać, to już połowa sukcesu. Niestety, ekspert nie ma jednak dla nas dobrych informacji. Znając bowiem sposób pracy rosyjskich służb, z którymi przez długie lata toczył cichą wojnę, wie, na co je stać i jaki jest ich prawdziwy cel.
- W lipcu założeniem był przemyt tych zapalników na transatlantyckie loty z Europy do Stanów Zjednoczonych i to na loty pasażerskie. I wszystko niestety do tego zmierza, że nadal celem będą samoloty pasażerskie. A już nawet sama groźba czegoś takiego to już jest Armageddon dla opinii publicznej – mówi ekspert.
Wszystkie tropy prowadzą do Niemiec
Lipcowe pożary oraz poniedziałkowa katastrofa samolotu mają jeszcze jeden wspólny mianownik – Niemcy. Najpierw ogień wybuchał w centrali DHL w Lipsku, a teraz samolot, który rozbił się w Wilnie, również wyleciał z Lipska. I właśnie u naszych zachodnich sąsiadów Robert Cheda radzi szukać sygnałów, które niedługo doprowadzić mogą do zmiany zachodniego podejścia do Rosji i wojny na Ukrainie.
- Niemcy są „chorym człowiekiem Europy”, słabym punktem. Mamy przecież wznowiony dialog niemiecko-rosyjski, bo trzeba pamiętać, że ostatnią mowę Scholza poprzedzało pewne spotkanie w Baku. Tam spotkali się wysocy, byli co prawda, funkcjonariusze państwa niemieckiego. Nad czym oni radzili w Baku i jakie sygnały przesyłali, tego nie wiem, ale następstwem tego był telefon Scholza do Putina – wskazuje na pewien cykl następujących po sobie zdarzeń Robert Cheda.