O tej dość dużej i angażującej niemałe środki operacji NATO na Morzu Bałtyckim było cicho i nikt się nią nie chwalił, aż do soboty, kiedy to wszystko się zaczęło. Szybko stało się jasne, co spowodowało tak wielką aktywność sił NATO na Bałtyku.
Kolejny kraj na granicy Rosji. Wojsko już przybyło
Za weekendowe militarne wzmożenie na Bałtyku odpowiadał nagły przerzut na Łotwę szwedzkiego batalionu, który wejdzie w skład Wielonarodowej Brygady. Misja objęta była pełną tajemnicą, a po jej wykonaniu nawet sami Szwedzi nie ukrywali, że zadowoleni są z tak sprawnej organizacji całego przedsięwzięcia.
- To dużo znaczy, że wysłaliśmy w bardzo krótkim czasie, w ciągu zaledwie kilku dni cały batalion, pojazdy, personel i wszystko, czego batalion może potrzebować, aby w najgorszym przypadku móc działać w warunkach wojennych – powiedział dziennikarzom Marcus Nilsson, odpowiedzialny za komunikację w szwedzkim Pułku P7 Południowej Skåne.
Na Łotwę przybyło łącznie 600 szwedzkich żołnierzy wraz z ciężkim sprzętem, a w razie zagrożenia, kontyngent może być wzmocniony o kolejnych 200 wojskowych. Szwedzi stacjonować będą w okolicach miasta Adazi, a jak zapewnia dowództwo batalionu, nie będą na Łotwie siedzieć bezczynnie. Zamierzają brać udział we wspólnych ćwiczeniach i manewrach, a jak zaznaczają szwedzkie media, jest to pierwsza w historii ich kraju misja tego typu. Dotychczas wojska szwedzkie brały jedynie udział w akcji policyjnej na terenie Kosowa oraz w misjach pozaeuropejskich, w Mali i Afganistanie.
Szwedzi ruszyli w świat pilnować Rosjan
Jest to też pierwsza zagraniczna misja Szwedów od chwili wstąpienia tego kraju do NATO i jak zaznaczają przedstawiciele tamtejszej armii, tym razem cel ich wizyty jest jasno sprecyzowany. Muszą pilnować, by Rosjanie nie zrobili na Łotwie czegoś złego.
- Podczas tej operacji udajemy się do kraju, w którym panuje pokój i musimy zapobiec wojnie. Jesteśmy po to, aby odstraszać – powiedział dziennikarzom Marcus Nilsson.
I choć wydawać się może, że Rosja nie poczyni agresywnych kroków i nie rzuci wyzwania NATO, to jednak ubiegłoroczne wypowiedzi Władimira Putina sugerują, że może być zgoła inaczej. Przemawiając we wrześniu 2024 r. podczas spotkania z szefami regionów, Putin wiele uwagi poświęcił obwodowi królewieckiemu i jasno dał do zrozumienia, iż nie podoba mu się, że jego kraj nie ma lądowego dostępu do swej enklawy. Putin mówił, że nie powinno być „żadnych barier” w przemieszczaniu się rosyjskich obywateli między Rosją kontynentalną a enklawą nad Morzem Bałtyckim, a obwód ten powinien być „"zintegrowany z rosyjskim społeczeństwem i rosyjską gospodarką". Stąd już tylko krok przed kolejnymi żądaniami pod adresem państw bałtyckich.