Przed komisją ds. wyborów korespondencyjnych zeznaje prezes PiS Jarosław Kaczyński. To prawdopodobnie ostatni świadek, którego przesłucha komisja. Kaczyński po wypowiedzeniu pełnej przysięgi, złożył wniosek o swobodną wypowiedź. Przewodniczący komisji Dariusz Joński (KO) odmówił mu prawa do wypowiedzi. Kaczyński odwołał się od decyzji Jońskiego. W wyniku głosowania komisja odrzuciła odwołanie.
Co zeznał Jarosław Kaczyński przed komisją śledczą ds. wyborów kopertowych?
"Stuprocentową winę za to, że wybory korespondencyjne się nie odbyły ponosi Platforma Obywatelska i przedstawiciele partii, która dzisiaj rządzi" - zeznał 24 maja na posiedzeniu komisji ds. wyborów korespondencyjnych prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Szef komisji Dariusz Joński pytał Kaczyńskiego o to, jaką rolę w przygotowaniach wyborów korespondencyjnych odegrała ówczesna marszałek Sejmu Elżbieta Witek. "Ja muszę jednak stwierdzić, że faktycznie ta komisja działa na zasadzie, którą, łagodnie mówiąc, można określić jako paradoksalną. To znaczy pełną stuprocentową winę za to, że te wybory się nie odbyły, ponosi Platforma Obywatelska i przedstawiciele partii, która dzisiaj rządzi, która tutaj stanowi większość" - podkreślił szef PiS.
Dopytywany o rolę marszałek Witek, Kaczyński powiedział, że decyzja została podjęta w sytuacji, w której mieliśmy do czynienia już z bardzo poważnym zagrożeniem życia i zdrowia obywateli i jednocześnie bezwzględnym obowiązkiem konstytucyjnym przeprowadzenia wyborów" - zaznaczył prezes PiS.
I - jak dodał - "w pewnym momencie doszły do mnie informacje o tym, że w kilku krajach np. w Bawarii przeprowadzono wybory korespondencyjne i w tej sytuacji sam - nie ukrywam - doszedłem do wniosku i inni też do tego wniosku doszli, że to jest dobre rozwiązania także dla Polski" - powiedział Kaczyński.
Czy wybory kopertowe były osobistym pomysłem Jarosława Kaczyńskiego?
Prezes PiS Jarosław Kaczyński zeznał przed sejmową śledczą, że nie jest w stanie wskazać dokładnego miejsca i czasu, w którym zapadła decyzja o wyborach korespondencyjnych, jednak sam uznawał to za dobre rozwiązanie. Podkreślił również, że wiedza o tym, by zorganizować je w tym trybie, dochodziła do niego z "rożnych źródeł". "Być może, że wśród nich były jakieś wypowiedzi Adama Bielana" - dodał, wskazując jednak, że przeprowadzona z nim rozmowa telefoniczna w tej sprawie "z punktu widzenia podejmowania decyzji" nie miała "żadnego znaczenia".
Podczas posiedzenia przywołano słowa Kaczyńskiego z wywiadu w "Sieci", w którym mówił, że decyzja o tym, by przeprowadzić wybory w trybie korespondencyjnym, była jego osobistą decyzją. Wypowiedź tę konfrontowano ze wcześniejszymi zeznaniami b. wicepremiera Jarosława Gowina, który stwierdził, że pomysłodawcą wyborów w takim trybie był Adam Bielan, oraz b. premiera Mateusza Morawieckiego, który powiedział, że decyzję w tej sprawie podjęto na Nowogrodzkiej.
Kaczyński stwierdził wówczas, że "coraz bardziej zastanawia się nad sensem tego przesłuchania". "Pan najwyraźniej niczego nie jest w stanie pojąć. Ja mówiłem o swojej wewnętrznej decyzji (ws. przeprowadzenia wyborów - PAP). Tak, taką wewnętrzną decyzję, że to jest dobre rozwiązanie, podjąłem, a jeżeli chodzi o posiedzenie gremium politycznego, czy był to Komitet Polityczny - bo rzeczywiście odbywa się on na drugiej piętrze na Nowogrodzkiej - czy jakieś inne, doraźnie zwołane ciało (...) - w tej chwili sobie tego nie przypominam" - mówił.
Dopytywany później o tę samą kwestię, Kaczyński powtórzył, że nie potrafi wskazać dokładnego miejsca i czasu, w jakim została podjęta decyzja ws. wyborów. Wcześniej szef PiS przyznał, że nie jest dumny z tego, że zeznaje przed komisją, ponieważ jego zdaniem jest ona "w istocie nielegalna" i działa w sposób "zupełnie sprzeczny z konstytucją". Wytykał też Jońskiemu, że przerywa mu zeznania.
"Ja właśnie jako były premier może bardziej niż inni mogę oceniać posłów"
Jarosław Kaczyński zeznał przed komisją śledczą, że nie pamięta, kto był w gremium podejmujących decyzję o przeprowadzeniu wyborów w formie korespondencyjnej, a ostateczne rozwiązanie, które przyjęto, czyli przełożenie wyborów prezydenckich z 10 maja na 28 czerwca 2020 r., było bardzo złe.
Wskazał, że za przeprowadzenie operacji w sensie technicznym odpowiedzialny był rząd i premier, ponadto - jak mówił – „osobą, która miała dużo zadań do wykonania”, był szef KPRM Michał Dworczyk. "Były też osoby z obsługi prawnej, eksperci zewnętrzni; chodziło o dochowanie odpowiedniej staranności, by działania były zgodne z prawem i to było to gremium podstawowe" - powiedział prezes PiS. Gdy zaczął mówić o zleceniu Poczcie Polskiej zadań zmierzających do przygotowania wyborów korespondencyjnych, zauważył, że szef komisji Dariusz Joński podważał powierzenie tej roli Poczcie, choć - zdaniem prezesa PiS - było to oczywiste.
Wiceprzewodniczący Jacek Karnowski zwrócił mu uwagę, że jako były wicepremier nie powinien oceniać innych posłów. "Ja właśnie jako były premier może bardziej niż inni mogę oceniać posłów" - odpowiedział Kaczyński. Zeznał, że nie pamięta, czy ustawa ws. wyborów korespondencyjnych była rządowa czy poselska, gdyż nie zajmował się tym bezpośrednio. Przekazał, że nie zna opinii ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego nt. przeprowadzenia wyborów w formie korespondencyjnej.
Kaczyński odniósł się też do zastrzeżeń Jarosława Gowina, wówczas wicepremiera. Jak stwierdził, Gowin zaczął wysuwać "absurdalną konstytucyjnie" koncepcję, by wybory zostały odłożone, a kadencja prezydenta została przedłużona o dwa lata. Zdaniem prezesa PiS, ta propozycja łączyła się prawdopodobnie z jakimiś planami politycznymi. Mówiąc o zawartym z Gowinem porozumieniu ws. nieważności wyborów i - wobec ich nieodbycia - ogłoszenia przez marszałek Sejmu nowych w pierwszym możliwym terminie, Kaczyński stwierdził, że nie było już wtedy innego wyjścia. "Trzeba było znaleźć jakieś inne wyjście i to wyjście zostało znalezione, chociaż w moim przekonaniu stało się bardzo źle" - stwierdził Kaczyński.
Autorki: Olga Łozińska, Edyta Roś