Tworzenie historii alternatywnych jest przedsięwzięciem z branży zarządzania pamięcią.
Istnieje pewien zakątek kultury popularnej, w którym Adolf Hitler pozostaje w centrum uwagi: gdy przyjrzeć się masowej produkcji historycznej spod znaku „histotainment”, lekkostrawnej, rozrywkowej i nastawionej na sensację, łatwo zauważyć, że Zachód (Polskę w to wliczając) ma na punkcie Führera konkretną obsesję. Pomocnicy Hitlera, kobiety Hitlera, zwierzęta Hitlera, śniadania (także obiady i kolacje) Hitlera, życie seksualne Hitlera, błędy strategiczne Hitlera, niezrealizowane plany Hitlera, Hitler i ezoteryka, Hitler jako bestia, Hitler a psychoanaliza – długo by wymieniać. Ironicznym podsumowaniem tego nurtu są internetowe przeróbki słynnej sceny z mapą z filmu „Upadek” Olivera Hirschbiegela, w których rozdrażniony Führer wypowiada się na rozmaite, zupełnie niehitlerowskie tematy – ostatnio, dla przykładu, komentował cenzorską katastrofę w radiowej Trójce.
Hitler pozostaje też centralnym punktem odniesienia dla tekstów kultury zajmujących się projektowaniem historii alternatywnych wobec naszej, tej, która się jednoznacznie wydarzyła. Jest tak naturalnie dlatego, że II wojna światowa z jej nacjonalistycznymi motywacjami, krwawą rzezią, totalitarną nowoczesnością zagłady i finalnym atomowym rozbłyskiem to kluczowe dla zachodniej cywilizacji miejsce pamięci (lieu de memoire – według terminologii francuskiego historyka Pierre’a Nory’ego), symboliczne, tożsamościowe, graniczne. A tworzenie historii alternatywnych jest przede wszystkim – niezależnie od jego walorów poznawczych – przedsięwzięciem z branży zarządzania pamięcią czy też, mówiąc inaczej, projektem nostalgicznym i fantazmatycznym.
>>> CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP