Narody bywają bardzo strachliwe – w latach 20. zeszłego wieku „narodowi zagroziła mierząca sto sześćdziesiąt jeden centymetrów, korpulentna kobieta ubrana w garnitur. Nosiła wąski, niedokładnie zawiązany krawat, a na nosie binokle. Mówiono, że nie rozstawała się ze szpicrutą”. Doktor Zofia Sadowska (1886?–1960) żyła na swoich warunkach: nie tylko była jawnie homoseksualna, lecz także domagała się od młodego państwa polskiego, by uznało jej prawo do prywatności w alkowie.
Niezwykle charakterystyczna Sadowska – wulkan energii, osoba towarzyska i ustosunkowana, ofiarna medyczka, działaczka społeczna, automobilistka sportowa, przedsiębiorczyni w branży naftowej – po serii procesów, jakie wytoczyła oczerniającym ją mediom, stała się częścią międzywojennej popkultury, najczęściej jako bohaterka niewybrednych, seksistowskich żartów, ale też jako obiekt fascynacji buntowniczą obcością.
A potem – i to dopiero jest zagadka – została dokumentnie zapomniana, niemal wymazana zarówno z politycznej i kulturowej historii Polski, jak i, niejednokrotnie, z osobistych memuarów bliskich jej ludzi.

To nie jest hańbiące

Reklama
„Panna doktór Sadowska” to debiut książkowy Wojciecha Szota, wydawcy, redaktora, krytyka literackiego i blogera – rzecz przemyślana i nieoczywista. Nie jest to sensu stricto biografia: raczej próba opisania fenomenu Sadowskiej, tak jak ją postrzegała rozemocjonowana opinia publiczna.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP
Wojciech Szot, „Panna doktór Sadowska”, Dowody na Istnienie 2020