Dolina niesamowitości (uncanny valley) to termin stosowany do opisania szczególnego uczucia lęku i odrazy pojawiającego się wówczas, gdy obserwator dostrzega humanoidalnego robota w ruchu – maszyny przypominające skrzynki na listy, kosze na bieliznę i rozrośnięte żyrandole budzą w nas sympatię, ale kiedy stają się uderzająco podobne do nas, niepokoją. Ów dyskomfort pojawia się, jak mówią wyniki badań, z uwagi na poznawczy dysonans: obiekt wygląda jak człowiek, lecz nie rusza się jak człowiek. Można oczywiście dodać, że dolina niesamowitości ma pewien walor symboliczny: ludzkość w epoce późnego antropocenu spędza sporo czasu na wyobrażaniu sobie scenariuszy własnego końca – wedle jednego z tych apokaliptycznych scenariuszy postludźmi, którzy nas zastąpią, będą inteligentne maszyny, niekoniecznie okrutne i amoralne, ale jeśli moralne i empatyczne, to w odmienny sposób. Strach, jaki wzbudza w nas ktoś bardzo podobny, lecz jednak inny, jest częścią tej opowieści.
W pewnym sensie analogicznie – choć nieco na odwrót – działa na nas przypadek neandertalczyków.

2 proc. genomu

To neandertalczycy byli tymi, którzy znikli z zapisów archeologicznych jakieś 40 tys. lat temu, z grubsza wtedy właśnie, gdy bezpośredni przodkowie ludzi współczesnych na dobre rozgościli się w Europie i rozpoczęli górnopaleolityczny tour de force. Od kiedy w połowie XIX w. do odkrywców pradawnych kości dotarło, co (czy też kogo) właściwie znaleźli, neandertalczyk – ów przegrany w wyścigu, grubokościsty kuzyn z wielkim nosem – stał się szczególnego rodzaju zwierciadełkiem, w którym ludzie lubią się przeglądać. Kulturowa historia samego odkrywania neandertalczyków, przyprawiania im kolejnych gąb, pozbywania się wyższościowych złudzeń, przyjmowania do wiadomości, że niekoniecznie jesteśmy unikatowi, otóż ta kulturowa historia jest równie ciekawa jak dzieje naszego krewnego.
Reklama
Cały artykuł przeczytasz w dzisiejszym Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP